Wednesday, October 22, 2025

Dwie niewidzialne ręce działające na tym świecie

W świecie działają dwie "niewidzialne ręce". Jedna z nich to ręka Opatrzności, która zestraja codzienne czyny zwykłych ludzi nacechowane wzajemnym szacunkiem, obopólną korzyścią i obustronną wdzięcznością. Druga zaś to ręka wszelkiego rodzaju zakulisowych intrygantów i ukradkowych wichrzycieli czerpiących perwersyjną satysfakcję z siania zamętu, rozprzestrzeniania destrukcji i uprawiania pasożytnictwa.

Cała sztuka zawiera się zatem w tym, żeby te dwie niewidzialne ręce kategorycznie od siebie odróżniać, poznając je po dobrych lub złych owocach ich kierowniczego wpływu. Tylko bowiem opanowawszy tę sztukę można następnie dać się prowadzić tej pierwszej i nie przeszkadzać w prowadzeniu przez nią innych, a także odpowiednio wcześnie dostrzegać i skutecznie udaremniać działania tej drugiej.

Podsumowując, to, co niewidzialne, jest w ostatecznym rachunku zawsze ważniejsze od tego, co widzialne, grunt zatem nie w tym, żeby je uwidocznić (bo to jest z zasady niemożliwe), ale w tym, żeby je zrozumieć pomimo niewidoczności - a następnie, świadomie współpracując z jego dobrymi odmianami i równie świadomie opierając się ich złym odpowiednikom, wnieść swój wkład w powstanie jak największej liczby jak najwyrazistszych i jak najpożywniejszych owoców.

Saturday, October 11, 2025

Tzw. preferencyjna opcja na rzecz ubogich jako judaszowe zwiedzenie "teologów wyzwolenia"

Warto pamiętać, że tzw. preferencyjna opcja na rzecz ubogich nie ma żadnych podstaw biblijnych, ewangelicznych ani magisterialnych. Jest to wyłącznie wykwit tzw. teologii wyzwolenia, czyli wywrotowej mieszaniny jezuityzmu z marksizmem będącej nieodrodnym elementem "rewolucji kulturowej" późnych lat 60-tych.

Trzeba wręcz zauważyć, że ów wymysł nosi wszelkie znamiona zwiedzenia judaszowego. To Judasz w swej świętoszkowatej obłudzie oburzał się na to, że drogocennego olejku nardowego, którego Maria z Betanii użyła do namaszczenia stóp Chrystusa, nie sprzedano i uzyskanych w ten sposób pieniędzy nie rozdano biednym. Wtedy też pada definitywna w tym temacie odpowiedź: "ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie". W czasie kazania na górze pada zaś kluczowe zdanie: "Błogosławieni ubodzy w duchu", nie w stanie posiadania.

Innymi słowy, jeśli ostatecznym i nadrzędnym celem jest zbawienie duszy, to w świetle jego osiągania nie ma najmniejszego znaczenia, jaki jest czyjś status majątkowy - liczy się w tym kontekście wyłącznie stosunek do niego. Tylko w tym sensie "bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego", że utrudniać może mu to zbytnie przywiązanie do ziemskich dóbr.

Natomiast w żaden sposób nie wynika z tego, że biedny musi mieć w tej kwestii łatwiej - a już z całą pewnością nie ma on w tej kwestii łatwiej wtedy, gdy wmawia mu się na każdym kroku, że przysługuje mu jakaś "preferencyjna opcja" uprawniająca go do korzystania z "systemowych rozwiązań" zapomogowych. Wręcz przeciwnie, w tego rodzaju sytuacji jest on na prostej drodze do pogrążenia się w odmęcie zinstytucjonalizowanej roszczeniowości będącej fatalną przeszkodą na drodze do zbawienia swojej duszy - a zatem znajduje się wówczas dokładnie w takiej sytuacji, w jakiej pragnęliby go umieścić marksistowscy infiltratorzy dążący do postawienia Ewangelii na głowie wskutek całkowitego odwrócenia hierarchii porządku przyrodzonego i nadprzyrodzonego.

Podsumowując, jeśli ma się do czynienia z pojęciem, które, wyskoczywszy jak królik z kapelusza w okresie globalnej neomarksistowskiej rewolucji, prezentuje się jak judaszowe zwiedzenie, brzmi jak judaszowe zwiedzenie i prowadzi do judaszowo zwodniczych skutków, to z całą pewnością nie jest to element nauczania ewangelicznego ani tradycji Kościoła. Quod erat demonstrandum.

Friday, October 10, 2025

O wyjątkowej okazji do stawienia oporu planom najbardziej absurdalnego spektaklu destrukcji

W średniowieczu panowała powszechna świadomość, że król, książę czy dowolny inny dzierżyciel terytorialnego monopolu opresji to prywatna osoba mające swoje prywatne dochody i prywatne wojska, w związku z czym każda wojna jest jej prywatnym, osobiście finansowanym przedsięwzięciem.

Świadomość ta zaczęła powoli obumierać w tzw. renesansie, wraz z rozwojem makiawelicznej doktryny "racji stanu" i bodinowskiej doktryny "suwerenności państwowej". Następnie z każdym kolejnym wiekiem owo propagandowe utożsamianie władzy z emanacją "interesu ogólnego" i gwarantem "dobrobytu społecznego" przybierało jedynie na sile - dość wspomnieć tu rousseau'owskie rojenia o wolności rozumianej jako podporządkowanie "woli powszechnej" czy heglowskie tromtadracje o państwie jako o "marszu Boga przez świat".

Rzeczona propaganda osiągnęła swą pełną dojrzałość dopiero wraz z pojawieniem się instytucji ucieleśniających jej ducha, wśród których wymienić należy przede wszystkim tzw. demokrację przedstawicielską (czyli wielką fikcję, w ramach której każdy próbuje rządzić wszystkimi innymi) oraz wszelkiego rodzaju socjalistyczną "redystrybucję dochodu" (czyli wielką fikcję, w ramach której każdy próbuje żyć kosztem wszystkich pozostałych).

Z kolei wzmiankowane instytucje osiągnęły swoją pełną dojrzałość dopiero wraz z wybuchem morderczych orgii zwanych wojnami totalnymi, wymazującymi wszelką różnicę między reżimowymi uczestnikami konfliktów a cywilnymi osobami postronnymi. Wojny te nie były już przedsięwzięciami o podłożu czysto łupieżczym czy ambicjonerskim w wymiarze jednostkowym, ale przejawami zbiorowego ideologicznego amoku ukierunkowanego na całkowite podporządkowanie sobie wszelkich realnych lub wydumanych wrogów w imię stworzenia socjalistyczno-technokratycznej utopii w wersji nacjonalistycznej lub internacjonalistycznej, plemiennej lub klasowej.

Dziś, 80 lat po zakończeniu najbardziej spektakularnej z owych morderczych orgii, wszystkie inspirujące ją ideologie są kompletnie martwe: nikt z osób wywierających jakikolwiek istotny wpływ na globalne wydarzenia w sferze społeczno-gospodarczej nie jest obecnie w stanie wskrzesić fantasmagorycznych wizji "tysiącletnich rzesz" czy "społeczeństw bezklasowych". Natomiast "miękkie" i "wykastrowane" wersje owych utopijnych rojeń - takie jak "państwa opiekuńcze", "zielone nowe łady" czy agendy "różnorodności, inkluzywności i zrównoważonego rozwoju" - znajdują się dziś na zaawansowanym etapie gnilnym, wyczerpawszy do cna moce produkcyjne duchowo zupełnie wyjałowionych społeczeństw.

Stąd rozmaite zakulisowe międzynarodowe koterie zarządzające rzeczoną ideologiczną masą upadłościową znajdują się obecnie w sytuacji przywódców sekt, które dysponują wciąż znaczącymi zasobami materialnymi i organizacyjnymi, ale całkowicie utraciły już zdolność sprawowania "rządu dusz". Jedyne zatem, co im pozostało, by odejść wraz ze swoimi kilkusetletnimi projektami w perwersyjnej "glorii chwały", to doprowadzić do bezprecedensowo spektakularnego zbiorowego samobójstwa ludzkości.

Temu i wyłącznie temu służą coraz bardziej nachalne, bezwstydne i wielostronne nawoływania do tego, by na gwałt się zbroić w ramach przygotowań do rzekomo "coraz bardziej prawdopodobnej" trzeciej wojny światowej - czyli rażąco wręcz bezcelowego spektaklu bezinteresownej, wielkoskalowej destrukcji, nie mającego już zupełnie żadnej ideologicznej ani materialnej podbudowy.

Każdy człowiek dobrej woli, niezależnie od tak kompletnie nieistotnych już czynników, jak przynależność narodowa czy "klasowa", ma dziś więc niepowtarzalną szansę na współuczestnictwo w wielkim dziele sabotowania wszelkich działań zmierzających ku dopełnieniu się celów wypływających ze schyłkowej formy reżimowej psychopatii. Biorąc pod uwagę, jak szeroko zakrojone są owe działania, a jednocześnie jak skrajnie tandetnie prezentują się one pod względem swej treści, niezbędny w tym kontekście opór jest zasadniczo tożsamy z ogółem codziennych słów i czynów ukierunkowanych na stałe pielęgnowanie jednostkowej wolności, osobistej godności i intelektualnego, moralnego oraz duchowego instynktu samozachowawczego.

Innymi słowy, każdy człowiek dobrej woli ma dziś wyjątkową okazję, by całkowicie otwarcie powiedzieć "non serviam" wszystkim sługusom tego, który sam powiedział "non serviam" u zarania dziejów, rojąc w swojej obłąkańczej pysze o obaleniu obiektywnego porządku rzeczywistości. Wszakże każdy taki człowiek powinien widzieć już obecnie krystalicznie jasno, że owe sługusy nie mają i nigdy nie miały mu nic wartościowego do zaproponowania - i że konsekwentny opór wobec wszystkich ich bałamuctw to niezawodne źródło niezniszczalnych walorów. Jest to zatem wybór oczywisty - grunt jedynie w tym, żeby tej oczywistości do końca nie stracić z oczu.

Friday, October 3, 2025

O uciążliwości codziennych kontaktów z typowymi przejawami działania "sztucznej inteligencji"

Do najczęstszych przejawów działania "sztucznej inteligencji", z którymi ma na co dzień do czynienia przeciętny użytkownik przestrzeni wirtualnej, zaliczają się:

1. Googlowskie "przeglądy AI", które nie tylko nieproszone wpychają się przed szereg znalezionych rezultatów, ale też często doprowadzają do zawieszania się przeglądarek na telefonach i tabletach.

2. Youtubowi automatyczni tłumaczo-lektorzy, którzy zupełnie niechciani doklejają się do oglądanych filmów, zaś w momencie, gdy film jest zagnieżdżony na zewnętrznej stronie, stają się wręcz niemożliwi do usunięcia.

3. Reklamy topornych deepfake'owych oszustw coraz szczelniej wypełniające newsfeedy wszelkiego rodzaju "mediów społecznościowych".

4. Coraz bardziej tandetnie sztampowy i zgrzebnie ujednolicony styl wszelkiego rodzaju "profesjonalnej" korespondencji elektronicznej.

W świetle powyższych, bardzo znamiennych przykładów, które z roku na rok stają się jedynie coraz bardziej uciążliwe, wszelkie mydlenie oczu rzekomymi dobrodziejstwami "AI" wynikającymi z "usprawniania procesów biurowych" czy "rewolucjonizowania możliwości aparatury medycznej" staje się wyjątkowo nieprzekonujące. Powtarzanie zaś, że "każde narzędzie trzeba umieć dobrze wykorzystać", staje się w tym kontekście wyłącznie coraz bardziej nużącym i drażniącym prawieniem komunałów.

Podsumowując, poznawać należy po owocach, zaś jeśli na przestrzeni kilku lat owoce codziennego obcowania ze statystycznie typowymi przejawami danego zjawiska są, delikatnie rzecz ujmując, niesmaczne i niestrawne, wówczas można z powodzeniem uznać, że ma się do czynienia z rzeczą co najmniej mocno przereklamowaną, jeśli nie wprost przeciwskuteczną.

Tak bywa zresztą w większości przypadków, w których jest się na siłę "uszczęśliwianym" czymś, na co w gruncie rzeczy niemal nikt ze zwykłych ludzi nie zgłaszał zapotrzebowania, w przeciwieństwie do tak oczywistych w swej funkcjonalności udogodnień, jak telefony, samochody, samoloty czy poczta elektroniczna.

Innymi słowy, jest to podręcznikowy przykład sytuacji, w której daleko posunięty dystans i sceptycyzm jest reakcją nie tylko naturalną, ale też głęboko uzasadnioną, pozwalającą na dokonywanie absolutnie kluczowego rozróżnienia między autentycznym jakościowym postępem życia a jego dętą karykaturą.