tag:blogger.com,1999:blog-84729416838111868052024-03-18T13:45:01.768+00:00Jakub Bożydar WiśniewskiCivilization is the process of substituting liberty for power.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.comBlogger965125tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-85680700784264554282024-03-18T13:44:00.001+00:002024-03-18T13:44:07.276+00:00O różnych typach dystopii i sposobach walki z nimiDystopia orwellowska polega na tym, że nikt się nie może niczego dowiedzieć z uwagi na zakazy i cenzurę. Dystopia huxleyowska polega na tym, że nikt się nie chce niczego dowiedzieć z uwagi na rozleniwienie i apatię. Tymczasem dystopia wyrastająca z gruzów prób stworzenia tych dwóch pierwszych polega na tym, że każdy może się dowiedzieć wszystkiego, czego chce, i wielu zabiega o status wiedzących, ale nic wartościowego z tego nie wynika.<br><br>
Innymi słowy, są to odpowiednio dystopie represji, gnuśności i tandety, albo też dystopie polityczne, kulturowe i duchowe. Stąd pokonanie tej pierwszej polega na konsekwentnej walce ze zniewoleniem zewnętrznym, pokonanie tej drugiej - na konsekwentnej walce ze zniewoleniem wewnętrznym, zaś pokonanie tej ostatniej - na konsekwentnym dążeniu w obu tych walkach do coraz bardziej wymagających celów.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-25586752439549022352024-03-02T12:38:00.005+00:002024-03-02T12:38:30.742+00:00„Wojna, która zakończy wszystkie wojny” a „pokój, który zakończy wszystkie wojny”W obecnym świecie faktycznie możliwe jest wszczęcie „wojny, która zakończy wszystkie wojny”: byłaby to wojna skutkująca samozagładą ludzkości. Wobec tego bezprecedensowo pilne jest obecnie doprowadzenie do „pokoju, który zakończy wszystkie wojny”: czyli powstanie spontanicznego, oddolnego, nieformalnego i ponadnarodowego sojuszu ludzi dobrej woli przeciwko wszystkim wojennym podżegaczom, którzy już do tego stopnia nie mają pomysłu na to, jak w dalszym ciągu na świecie pasożytować, że chcą go już wyłącznie bezinteresownie zniszczyć. Jest to więc dziś kwestia nie żadnych „pacyfistycznych utopii”, ale elementarnej samozachowawczej roztropności - i nie żadnego heroicznego idealizmu, ale naturalnego oporu wobec czystej psychopatii.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-88715450828080633662024-02-20T12:45:00.001+00:002024-02-20T12:45:20.372+00:00Lokalne próby nadrabiania rewolucyjnych braków, czyli o kopaniu dołków pod samym sobąTo, że neomarksistowska gangrena podejmie prędzej czy później próbę zakażenia również naszej części świata, było już od dawna kwestią przesądzoną, jako iż jest to zjawisko nadzorowane przez globalny kompleks polityczno-finansowy dążący do podporządkowania możliwie całego świata swoim ideologicznym wpływom.<br><br>
Niemniej sposób, w jak owa gangrena próbuje rozprzestrzeniać się na krajowym podwórku, może okazać się dołkiem wykopanym przez nią pod samą sobą. Otóż, dla porównania, swój spektakularny sukces osiągnięty choćby w Ameryce zawdzięcza ona między innymi nieporównanie bardziej zdecentralizowanemu charakterowi tamtejszych instytucji edukacyjnych. Ściślej rzecz ujmując, ich długotrwałe, uporczywe infiltrowanie na poziomie lokalnym było obliczone na wywołanie finalnego wrażenia, jakoby narastające panoszenie się tzw. politycznej poprawności, polityki tożsamości, teorii krytycznej i innych odnóg neomarksistowskiego odmóżdżania było zjawiskiem organicznym, wynikającym z autentycznej, oddolnej "zmiany mentalnościowej", z którą nie sposób walczyć.<br><br>
Tymczasem u nas podobne wichrzycielstwo usiłuje się uprawiać "na rympał" - tzn. poprzez wrzucanie przysłowiowej żaby do wrzątku na bazie centralnie wydawanych edyktów, czego sztandarowym przykładem jest ministerialny zamiar cenzorskiego okrojenia bodaj najbardziej kanonicznego polskiego prozaika, jakim jest Sienkiewicz. Można mieć wobec tego nadzieję, że "trafi kosa na kamień" i że lokalne społeczeństwo - niejako "genetycznie" niechętne wszelkim próbom ideologicznej "inżynierii dusz" - tym bardziej ochoczo stawi opór topornie centralistycznym zakusom przyspieszonego nadrobienia "rewolucyjnych braków".<br><br>
Należy też ufać, że opór ten przybierze jak najliczniejsze formy, polegające nie tylko na coraz sprawniejszym wykorzystywaniu prywatnych i społecznych alternatyw edukacyjnych wobec etatystycznej pralni mózgów, która nie próbuje już zachowywać nawet najmniejszych pozorów przekazywania jakiejkolwiek wiedzy, ale również na przyspieszonym budowaniu kulturowych "sanktuariów" o charakterze rodzinnym, koleżeńskim i lokalno-wspólnotowym, które będą możliwie całkowicie wolne od odgórnie rozpylanych miazmatów mających doprowadzić do kompletnego duchowego wyjałowienia istoty ludzkiej. W naszej części świata mamy po temu stosowny potencjał, wzmocniony dodatkowo lekcjami, jakie można wyciągnąć ze smutnego losu tych, którzy już owym miazmatom ulegli - wstydem byłoby więc w pełni go nie wykorzystać.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-33985919683353165462024-02-10T20:35:00.006+00:002024-02-10T20:35:46.710+00:00Co dzieje się w Vegas, nie zostaje w Vegas: czyli o nieuchronnym pękaniu nawet największych iluzjiGdyby w wyniku ataku terrorystycznego (lub wydarzenia mającego za taki uchodzić) uszczerbku doznały piramidy w Gizie, rzymskie Koloseum i paryska wieża Eiffla, polityczne, społeczne i gospodarcze reperkusje owego zajścia byłyby znacznie mniejsze, niż gdyby podobny los spotkał toporne repliki owych obiektów znajdujące się w Las Vegas. Jest to jeden przykładowo wybrany z niezliczonych i wysoce wymownych dowodów tego, że nierzeczywistość cieszy się obecnie tymczasową i pozorną dominacją nad rzeczywistością, a atrapa nad pierwowzorem - i to w historycznie bezprecedensowym stopniu oraz na większości kluczowych płaszczyzn.<br><br>
Im dłużej trwa jednak dana iluzja, tym dotkliwiej ostatecznie pęka, a jako że napięcia na powierzchni obecnego iluzorycznego stanu rzeczy zdają się osiągać punkt krytyczny, warto uzmysłowić sobie, że - parafrazując znane w pewnych kręgach powiedzenie - to, co dzieje się w Vegas, nie zostaje w Vegas. Innymi słowy, kumulacji politycznych, gospodarczych, kulturowych i duchowych zaniedbań (a co dopiero czynnych aktów zniszczenia) nie da się w nieskończoność zamiatać pod dywan - więc, jako że niewielu ma wpływ na ich wymiar publiczny, należy tym gorliwiej zatroszczyć się o to, żeby stawiać im coraz bardziej wytężony opór w wymiarze osobistym.<br><br>
Wszakże to "codziennych uczynków zwykłych ludzi zło nienawidzi najbardziej" - warto zatem dawać mu tym częstsze okazje do spalania się w nienawiści, w im większym stopniu próbuje się ono nadymać swoimi coraz bardziej widowiskowymi, ale ostatecznie zawsze fasadowymi tryumfami.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-60066936973718561572024-02-07T21:53:00.004+00:002024-02-07T21:53:38.548+00:00Nie dla władzy, pieniędzy czy ideologii: czyli o podpalaniu geopolitycznych beczek prochuGdy o jednoczesne podpalenie wszystkich geopolitycznych beczek prochu na tym świecie starają się ci, którzy mają już tyle pieniędzy, że nie zdołaliby ich wydać nawet gdyby przyszło im żyć sto razy, i tyle władzy, że dawno gubią się już w tym, jak daleko ona sięga, a przy tym za grosz jakiejkolwiek choć minimalnie inspirującej ideologii, wówczas powinno być oczywistym, że owo podpalenie dokonuje się nie dla władzy, pieniędzy czy ideologii, zwłaszcza biorąc pod uwagę, z jak dużym prawdopodobieństwem może się ono okazać kompletnie samobójcze dla podpalaczy.<br><br>
Innymi słowy, jak długo trywializuje się skoordynowane, systemowe zło poprzez próby jego ekonomizacji, politycyzacji czy ideologizacji, tak długo jest się niezdolnym do jego zrozumienia, a tym samym bezradnym w zakresie bronienia się przed jego wpływem. I, zupełnie analogicznie, jak długo trywializuje się dobro poprzez próby sprowadzania go do "zbiorowego instynktu przetrwania", "wzajemnego interesu własnego" czy "powszechnego dobrego samopoczucia", tak długo odbiera się samemu sobie jedyną broń, która umożliwia przejście do skutecznej kontrofensywy w obliczu bezinteresownie niszczycielskich i bałamutnych procesów, zwłaszcza tych zakrojonych na globalną skalę.<br><br>
Podsumowując, kto mieczem wojuje, od miecza ginie, ale kto w skierowanym przeciwko sobie mieczu chce widzieć nożyk do listów, ten pośrednio popełnia samobójstwo, a zatem rezygnuje nie tylko z potencjalnego zwycięstwa, ale nawet z ewentualnego honoru pokonanego. Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-4072338743501824722024-02-01T12:19:00.003+00:002024-02-01T12:19:38.581+00:00Hiperbańka nie dbająca o żadne usprawiedliwieniaW samym środku bańki dotcomowej wymówką dla konsekwentnego jej rozdymania było stwierdzenie, że Internet fundamentalnie przeobrazi rzeczywistość - i było w tym stwierdzeniu może nawet więcej niż ziarno prawdy, co jednakowoż w żaden sposób nie uzasadniało ówczesnych szaleńczych wycen spółek internetowych, z których większość została niedługo potem brutalnie sprowadzona do parteru.<br><br>
W samym środku bańki nieruchomościowej (2006-2007) wymówką dla konsekwentnego jej rozdymania było stwierdzenie, jakoby trwał fundamentalnie stabilny boom nieruchomościowy napędzany m.in. kumulacją azjatyckich oszczędności, korzystnymi zmianami w polityce banków i powstaniem bądź szerokim rozpowszechnieniem innowacji inwestycyjnych takich jak REIT-y czy aktywa zabezpieczone hipotecznie (MBS-y, ABS-y itp.).<br><br>
Natomiast w kontekście obecnej hiperbańki na amerykańskich indeksach giełdowych nikt nie sili się już na jakiekolwiek wymówki odnoszące się do czynników fundamentalnych, za to wszyscy jej entuzjaści - począwszy od tzw. analityków, poprzez dziennikarzy finansowych, a skończywszy na losowych internetowych komentatorach - z uderzającą beztroską powołują się na to, co było praprzyczyną wszystkich baniek ostatniego stulecia: otóż Fed obficie daje darmowe pieniądze (albo niedługo znowu zacznie dawać, albo jeszcze do niedawna dawał i nie wszystko zostało jeszcze przepompowane w giełdę), więc "tylko frajer nie bierze", a dające się policzyć na palcach jednej ręki techno-molochy, na których opierają się główne indeksy, przyjmą rzekomo dowolną ilość wirtualnej "płynności".<br><br>
Innymi słowy, jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy do czynienia nie tylko z podobną dozą spekulacyjnej bezmyślności, ale też z podobną dozą pasożytniczego samozadowolenia całkowicie świadomego fundamentalnie oszukańczej natury toczących się procesów. W świetle ponadczasowej praktycznej mądrości trudno zatem o bardziej podręcznikowy "punkt przegięcia", po przekroczeniu którego spęczniała nierzeczywistość musi gwałtownie ustąpić pola bezwzględnej rzeczywistości. Pozostaje zadać tu sobie pytanie, do jakiego stopnia przywykło się do brania tej pierwszej za bardziej rzeczywistą od tej drugiej - i jak uczciwie jest się gotowym przyjąć wszelkie konsekwencje pryśnięcia owej iluzji. To bowiem, jak daleko mogą sięgać rzeczone konsekwencje, jest kwestią równie ważną do przemyślenia, co trudną do wyobrażenia.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-36209648336341804342024-01-29T10:49:00.000+00:002024-01-29T10:49:09.648+00:00Natychmiastowa gratyfikacja a żywot wegetatywnyDodatnia preferencja czasowa to logicznie konieczny element struktury ludzkiego działania oznaczający, że zawsze wolimy zaspokoić swoje cele wcześniej niż później. Preferencja czasowa może być względnie niska, jak to ma miejsce w przypadku osób cierpliwie osiągających cele czasochłonne, lub też względnie wysoka, jak to ma miejsce w przypadku raptusów oczekujących natychmiastowej gratyfikacji, natomiast zawsze musi być dodatnia.<br><br>
Innymi słowy, zerowa (a co dopiero ujemna) oraz nieskończona preferencja czasowa to dwie przeciwstawne sobie logiczne niemożliwości - lub też, ściślej rzecz ujmując, dwa stany rzeczy pozbawiające człowieka statusu podmiotu wolicjonalnego i czyniące go bytem czysto wegetatywnym.<br><br>
Z jednej strony bytem czysto wegetatywnym byłby więc hipotetyczny człowiek doskonale apatyczny, który w nieskończoność odkładałby podjęcie jakiegokolwiek działania, wyrażając tym samym całkowitą obojętność względem zaspokojenia kiedykolwiek jakiegokolwiek celu. Z drugiej zaś strony całkowicie wegetatywny żywot wiódłby też człowiek, którego można by umownie nazwać wzorcowym przykładem "tiktokowego zombie" - tzn. kogoś o tak krótkim horyzoncie czasowym i tak wąskim zakresie uwagi, że nie byłby on w stanie zaangażować nawet minimalnych zasobów umysłowych w proces świadomego wyboru jakiegokolwiek celu i jakichkolwiek środków, zamiast tego podporządkowując się w sposób całkowicie reaktywny bezustannemu strumieniowi błyskawicznych bodźców płynących z otoczenia.<br><br>
Choć oba wyżej wymienione przykłady są tzw. typami idealnymi, których ścisłe desygnaty mogą nie istnieć w doświadczalnej rzeczywistości, nie ulega raczej wątpliwości, w kierunku którego z nich w sposób wykładniczy zbliża się obecnie spora część społeczeństwa, a zwłaszcza pewnych grup demograficznych. Stąd coraz bardziej brzemienny w treść wniosek, że najważniejszym z ludzkich celów - warunkiem niezbędnym osiągania jakichkolwiek innych celów - jest baczne i skrupulatne dbanie o zachowanie statusu wolicjonalnego podmiotu, czyli nie skazanie się na to, co C. S. Lewis nazwał kiedyś znamiennie "zniesieniem człowieczeństwa". Nie trzeba bowiem dodawać, że wystarczająco szeroko zakrojone "zniesienie człowieczeństwa" rozumiane w opisywanym tu sensie byłoby tożsame ze zniesieniem ludzkości.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-24990732031155243702024-01-21T13:09:00.001+00:002024-01-21T13:09:08.107+00:00Różnica "oświatowa" między etatyzmem autorytarnym a etatyzmem infantylistycznymNa czym polega zasadnicza różnica "oświatowa" między klasycznym etatyzmem autorytarnym a jego późną formą gnilną, czyli obecnym etatyzmem infantylistycznym? Otóż ten pierwszy odtrąbia sukces wtedy, gdy masy zagonione do ośrodków indoktrynacyjnych przyswajają sobie jak najwięcej uznaniowych informacji, co nazywane jest "wyposażaniem w wiedzę świadomych obywateli". Natomiast ten drugi odtrąbia sukces wtedy, gdy masy zagonione do ośrodków indoktrynacyjnych przyswajają sobie jak najmniej jakichkolwiek informacji, co nazywane jest "nieobciążaniem wiedzą zestresowanych dzieciątek".<br><br>
Innymi słowy, gdy ostatecznie wypalają się ambicje "poprawiaczy świata" w zakresie oświecania ludzkości, ich późnym pogrobowcom pozostaje już jedynie otwarcie ją zaciemniać. Każdy zatem, kto wie, że poprawić można nie świat, a jedynie siebie, powinien jak najskrupulatniej osłaniać się przed ich wpływami - już samo to będzie bowiem miało znaczącą dydaktyczną wartość.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-86071719186870868142024-01-15T16:48:00.001+00:002024-01-15T16:48:05.573+00:00Ani sens, ani przypadek: czyli o naturze forsowanej dziś kumulacji samobójczych ideologiiBłędem jest doszukiwanie się jakiegokolwiek jawnego bądź ukrytego sensu w kumulacji forsowanych dziś nachalnie samobójczych i mizantropicznych ideologii. Jednocześnie błędem jest też przekonanie, że ich obecna nawała jest w ostatecznym rachunku przypadkowym rezultatem niefortunnego splotu okoliczności. W rzeczywistości jest bowiem tak, że autodestrukcyjny i upokarzający nonsens wszystkich tych ideologii ma służyć temu, dla kogo pogrążanie świata w absurdzie jest celem samym w sobie.<br><br>
Innymi słowy, z jednej strony nie warto tracić czasu na gdybanie o docelowym kształcie osławionego "nowego porządku świata", bo z kumulacji absurdów nie jest w stanie wyłonić się żaden porządek, ale z drugiej strony nie należy przypuszczać, że w tym szaleństwie nie ma metody. Tylko wtedy z jednej strony nie przeszacuje się możliwości przeciwnika, a z drugiej strony nie zlekceważy się jego niszczycielskiej determinacji, łącząc niezłomną czujność z głębokim wewnętrznym pokojem.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-42394698269310221222024-01-13T11:33:00.005+00:002024-01-13T11:33:47.102+00:00Nie ma i nie może być żadnego dialogu między Bożą ewangelią a diabelską ideologiąJeśli ktoś głosi otwarcie i jednoznacznie między innymi to, że chrześcijanie i marksiści powinni ze sobą "dialogować w celu wypracowania wspólnej etyki społecznej" - tzn. jeśli ktoś głosi otwarcie i jednoznacznie potrzebę powstania syntezy Bożej ewangelii i diabelskiej ideologii - ten nie ma nic wspólnego z Kościołem założonym przez Chrystusa, z wyjątkiem tego, że próbuje go w wyrachowany sposób zniszczyć poprzez konsekwentne sianie zamętu i zgorszenia połączone z zachowywaniem wizerunkowych pozorów.<br><br>
Natomiast niekończące się próby uprawiania logicznej ekwilibrystyki usiłujące tłumaczyć podobne stwierdzenia "błędami komunikacyjnymi", "niefortunną ignorancją", "duszpasterską nieroztropnością" czy "ekstrawagancką dyplomacją" grożą niestety popełnieniem gwałtu na zasadzie niesprzeczności i popadnięciem w stan duchowej schizofrenii, przed którą należy wszystkich solennie przestrzegać, jako że od pewnego momentu wydobycie się z jej okowów może graniczyć z cudem.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-46189134476616683402023-12-25T13:00:00.003+00:002023-12-25T13:00:35.932+00:00O obietnicach związanych z najpełniejszym i najdonioślejszym zetknięciem Raju z ziemią
Im szybciej i wyraźniej obumierają wszelkie wielkie iluzje tego świata - wszelkie puste obietnice internacjonalistycznego, hedonistycznego, technologicznego czy terapeutycznego "raju na ziemi" - tym mocniej i wyraźniej lśni jedyna niezawodnie pewna gwiazda przewodnia, która wskazuje drogę do miejsca Narodzenia Pańskiego. W tym miejscu, w którym objawiło się najpełniejsze i najdonioślejsze zetknięcie Raju z ziemią, każdy może odnaleźć niewyczerpane źródło najbardziej wiarygodnych obietnic: ogromnie wymagających, ale też nieskończenie wynagradzających.<br><br>
Niech pogłębiona refleksja na temat tych właśnie obietnic - tak ponadczasowo solidnych i pokrzepiających zwłaszcza na tle coraz nachalniejszego zalewu coraz tandetniejszych atrap szczęścia i zbawienia - pozwoli jak największej liczbie ludzi odnowić w sobie postanowienie "bycia doskonałym, jak doskonały jest nasz Ojciec Niebieski", co jest osiągalnym stanem rzeczy właśnie dlatego, że Syn Boży postanowił podźwignąć skażoną ludzką naturę jednocząc ją ze swą nieskazitelną boską naturą. Dla każdego, kto zechce szczególnie uważnie kontemplować ową prawdę w ciągu najbliższych dni, dni te będą niezawodnie radosne i uroczyste w najgłębszym tych słów znaczeniu - czego pozostaje wszystkim serdecznie życzyć. Gaudete, Christus est natus!
Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-55292858255805318962023-12-21T23:37:00.001+00:002023-12-21T23:37:26.353+00:00Orwellizm versus neo-orwellizm, czyli "wojna to pokój" versus "wszystko to cokolwiek"Klasyczny orwellizm głosił, że wojna to pokój, wolność to niewola, a ignorancja to siła. Innymi słowy, odwracał on znaczenia słów, ale wciąż czynił te znaczenia zrozumiałymi. Tymczasem neo-orwellizm - czyli już w pełni dojrzała i dużo bardziej niszczycielska forma wzmiankowanej praktyki - głosi, że mącenie to wyjaśnianie, pustosłowie to treściwość, a bałamuctwo to ujednoznacznianie.<br><br>
Stąd o ile przeciwstawianie się klasycznemu orwellizmowi wymagało mówienia bez ogródek, że wojna to wojna, a pokój to pokój, o tyle przeciwstawianie się jego dzisiejszej, jeszcze bardziej wężowej mutacji wymaga mówienia bez zahamowań rzeczy jeszcze bardziej zasadniczej, a mianowicie tego, że tak to tak, nie to nie, a cała reszta to balast z piekła rodem.<br><br>
Tylko wtedy uniknie się przytłoczenia kociokwikiem celowo rozpętanym i podsycanym przez tych, którzy twierdzą, że co prawda wojna to wojna, ale po odpowiednim "rozeznaniu", "ukontekstowieniu" i "ponownym odczytaniu" może ona jednak nosić pewne cechy pokoju, a nawet nowego, lepszego pokoju. To zaś jest absolutnie niezbędne, jeśli chce się skutecznie ochronić pokój przed tymi, którzy chcą go zniszczyć przede wszystkim na poziomie nie politycznym i zbiorowym, tylko indywidualnym i duchowym - wiedząc doskonale, że to od rozstrzygnięć na tym poziomie zależy wszystko inne.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-348273037497010752023-12-20T21:30:00.003+00:002023-12-20T21:30:42.309+00:00"Demokracja przedstawicielska" wolna od masekOstateczna faza gnilna "demokracji przedstawicielskiej" ma miejsce wtedy, gdy jej bieżący triumfatorzy nie są już w stanie zaoferować swoim poplecznikom ani żadnej ponętnej wizji świetlanej przyszłości, ani nawet żadnej wiarygodnej obietnicy stabilnej teraźniejszości, a jedynie szydercze celebrowanie usuwania swoich przeciwników, choćby jednych od drugich nic w gruncie rzeczy nie różniło.<br><br>
Wtedy społeczeństwo ma możliwość ujrzenia "demokracji przedstawicielskiej" w jej nagiej, wolnej od masek postaci: zjawiska służącego nie realizacji "społecznych wizji" czy zapewnianiu "społecznego porządku", tylko eksploatowaniu społecznych przywar i kanalizowaniu społecznych resentymentów. Wtedy też ma ono być może ostatnią szansę na to, by ta prawda je otrzeźwiła, zawstydziła i wreszcie wyzwoliła: pod tym wszelako warunkiem, że wciąż jest ona w stanie przyprawić wystarczająco dużą liczbę osób o intelektualny niesmak, wyrzut sumienia i duchowe wzburzenie.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-64387560395753912082023-12-19T17:01:00.002+00:002023-12-19T17:01:54.231+00:00Duchowy infantylizm pytlowania o "magii Świąt"Jednym z bardziej rażących przejawów duchowego infantylizmu jest rozpleniające się już od dłuższego czasu w okolicach każdego grudnia określenie "magia Świąt". Jest ono o tyle rażące w swej niedorzeczności, o ile Święta Bożego Narodzenia nie tylko nie mają nic wspólnego z żadnymi horoskopowymi, tarotowymi, wróżbiarskimi, mediumicznymi czy jakimikolwiek innymi czarnoksięskimi zabobonami, ale wręcz są w swej wymowie całkowicie im przeciwne: Święta te upamiętniają wszakże przyjęcie przez Boga ludzkiej natury, co jest ścisłą odwrotnością dążności do ludzkiego samoubóstwienia, która stanowi podstawę wszelkich poprawnie definiowanych praktyk magicznych.<br><br>
Stąd warto zadbać o wniesienie swojego osobistego wkładu w wyrugowanie owego określenia z powszechnej przestrzeni językowej, gdyż jest ono rzadkim przykładem wzorcowego połączenia samozadowolonej miałkości z logiczną niedorzecznością, a więc zespolenia intelektualnego szachrajstwa z emocjonalną manipulacją. Im bowiem mniej będzie się bezmyślnie albo matacko pytlować o "magii Świąt", tym więcej będzie można świadomie i w dobrej wierze powiedzieć o ich radości, wesołości, rodzinności czy doniosłości, których pozostaje życzyć wszystkim jak najwięcej.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-25792722667835679532023-12-15T21:02:00.002+00:002023-12-15T21:02:31.745+00:00Przeciw tyranii samozadowolonego błazeństwaNajgroźniejsza dla ludzkiego ducha jest nie tyrania fizycznych represji czy doktrynerskich nakazów, tylko samozadowolonego błazeństwa. Pierwsza może obudzić w swoich ofiarach samoobronny heroizm, a druga samoobronną mądrość, podczas gdy trzecia zabija w swoich ofiarach nawet zdolność rozumienia owych pojęć, lub też, co gorsza, utożsamia heroizm z błaznowaniem wyjątkowo jazgotliwym, a mądrość z błaznowaniem wyjątkowo cynicznym.<br><br>
Stąd o ile dwie pierwsze z wyżej wymienionych tyranii giną na ogół w wyniku gwałtownego zamachu, o tyle ostatnia obumiera przeważnie wskutek przewlekłego samobójstwa. Najlepszą więc rzeczą, jaką można zrobić w jej obliczu, jest tak wytrwałe i opanowane dbanie o rzeczy poważne, żeby w każdym z nią kontakcie okazywała się ona tym, czym w istocie jest: efemeryczną nierzeczywistością niezdolną do zniszczenia czy nawet naruszenia niczego, czego z własnej woli nie wystawi się na jej działanie.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-87206382925705792132023-12-05T17:01:00.002+00:002023-12-05T17:01:13.554+00:00Upadek „klimatycznej” wieży Babel: dokonujący się nie z hukiem, ale ze skomleniem
Gdy do płyty lotniska przymarzają samoloty mające dostarczyć "aktywistów" na wszechzwiązkowe plenum przeciwko ocieplaniu się świata, naftowy kacyk patronujący całemu przedsięwzięciu oświadcza niespodzianie, że nie istnieje żaden "naukowy konsensus" uzasadniający pilną rezygnację z wykorzystywania paliw kopalnych, a z ideologicznie zinfiltrowanego Watykanu - placówki dbającej ponoć po dziś dzień przede wszystkim o zbawienie indywidualnych ludzkich dusz - płyną na wspomniane plenum coraz bardziej histeryczne epistoły o tym, że świat potrzebuje w pierwszym rzędzie znacznie więcej "multilateralizmu" (czytaj: globalnej władzy politycznej), wówczas zbieżność wszelkich znaków naturalnych, ludzkich i opatrznościowych jasno wskazuje, że najbezczelniejsza wieża Babel ostatnich czasów wali się w przyspieszonym tempie.<br><br>
Inaczej rzecz ujmując, owa wieża dawno przekroczyła już swój etap groźny i triumfalistyczny, a nawet śmieszny i komiczny, znajdując się obecnie na etapie absurdalnym i groteskowym. Albo też, trawestując klasyka, rozpada się ona nie z hukiem, ale ze skomleniem. Trudno tym samym o wyrazistszy sygnał, żeby z jednej strony opuścić wszelkie jej lokalne przyczółki, które czeka identyczny los, a z drugiej strony przygotować się do skrupulatnego wyprzątnięcia pozostałego po niej globalnego gruzowiska. I choć dzikie zwierzę przyparte do muru może przez krótką chwilę kąsać szczególnie zajadle, nawet owa tymczasowa zajadłość powinna być odebrana przez ogół ludzi dobrej woli jako pokrzepiający prognostyk tego, że już niebawem będzie można ostatecznie odetchnąć z ulgą.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-48312874738750315702023-11-20T18:40:00.001+00:002023-11-20T18:40:36.957+00:00Znajomość ponadczasowych wartości jako jedyna pewna broń przeciw pełzającym rewolucjomNajbardziej zuchwały wichrzyciel nie ogłasza otwartej rewolucji pod hasłem "precz z tradycją", tylko przeprowadza pełzającą rewolucję pod sztandarem "ciągłości z tradycją": ustępliwość wobec ideologicznego weganizmu ma czelność odnosić do odwiecznych praktyk postów religijnych, neomarksistowską agendę "różnorodności i inkluzywności" ma czelność utożsamiać z klasycznie rozumianymi cnotami tolerancji czy gościnności, stręczoną odgórnie "gospodarkę bezgotówkową" ma czelność porównywać z oddolnym, spontanicznym procesem przechodzenia od barteru do kruszcowego pieniądza itd.<br><br>
Innymi słowy, wykorzystując niemal kompletne wykorzenienie swoich ofiar z gleby ponadczasowych wartości oraz ich niemal kompletną ignorancję w zakresie historii idei, wywrotowe nowinkarstwo stroi on bezceremonialnie w kostium współczesnego przedłużenia dawnych obyczajów, usypiając gotowaną na wolnym ogniu żabę bezustannym trajkotem, że "nic wielkiego się nie dzieje" i "to już wszystko było". Nie trzeba więc dodawać, że jedynym sposobem na to, żeby nie dać się uśpić podobnym trajkotem i nie dać się ugotować, jest pilne zapoznanie się z rzetelną historią idei i trwałe zakorzenienie się w glebie ponadczasowych wartości: jest to jedyna czynność, którą należy dziś odbyć w rewolucyjnym tempie, żeby nie ulec rewolucjonistom symulującym działanie w tempie zachowawczym.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-40971921584024779132023-11-04T23:25:00.003+00:002023-11-04T23:25:39.973+00:00Powtarzanie oczywistości i wygłuszanie bełkotu jako najtrwalsze bastiony rozumuZ ostateczną fazą uwiądu intelektualnego ma się do czynienia wtedy, gdy wokół słyszy się nie triumfalistyczne perory o "społeczeństwach bezklasowych", "tysiącletnich rzeszach" czy "erach wodnika", ale otumaniającą paplaninę o "transdyscyplinarnych dialogach", "kontekstowych zmianach paradygmatu" i "krytycznej świadomości przeżywanych doświadczeń". W pierwszym przypadku ma się bowiem do czynienia z wytworami zdeprawowanych, ale wciąż sprawnie funkcjonujących umysłów, którym należy dać zdecydowany logiczny odpór. W drugim natomiast przypadku ma się do czynienia z fermentującą umysłową pulpą, którą należy już wyłącznie skrzętnie wyprzątać z każdej przestrzeni, na którą ma się jakikolwiek egzekucyjny, organizacyjny lub reputacyjny wpływ.<br><br>
Innymi słowy, tam, gdzie fundamentalnie obumiera możliwość toczenia stanowczych logicznych polemik (że nie wspomnieć o klasycznie dialektycznym wspólnym dochodzeniu do prawdy), pozostaje wyłącznie konieczność z jednej strony powtarzania odwiecznych oczywistości, a z drugiej strony wygłuszania bełkotu, który usiłuje rozpuścić świadomość owych oczywistości siłą korozyjnej inercji. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że tam, gdzie uczciwe dociekanie prawdy staje się zjawiskiem nie tyle nawet nieobecnym, co programowo niezrozumiałym, na placu boju ma prawo pozostać jedynie aksjomat, czyli wykładnik prawdy niewymagającej żadnego dociekania, oraz cisza, czyli wykładnik prawdy niedocieczonej. Podsumowując, pozostaje wtedy tylko "tak" i "nie" - wypowiedziane, gdy trzeba mówić, i przemilczane, gdy mówić nie sposób. Reszta jest hałasem.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-77380127035182513532023-10-29T17:41:00.001+00:002023-10-29T17:41:04.187+00:00Rozpad ogólnoświatowego domu na piasku a trwanie indywidualnych domów na skaleNie powinno absolutnie zaskakiwać, że w im większym stopniu ludzkość ma na sztandarach już wyłącznie karykaturalnie miałkie postulaty "zdrowia, dobrobytu, pokoju, bezpieczeństwa, różnorodności, inkluzywności, dialogu i samorozwoju", w tym większym stopniu nieuchronnie osuwa się w coraz to kolejne chroniczne konflikty (od zbrojnych po gabinetowe), gospodarcze recesje i ogólny psychiczny niedowład. Miałkość i płycizna podobnych postulatów jest bowiem doskonale miarodajnym odzwierciedleniem dominacji intelektualnego lenistwa, moralnego tchórzostwa i infantylnego samozadowolenia, czyli tego wszystkiego, co bezwzględnie uniemożliwia konstruktywne odniesienie się do jakiegokolwiek systemowego wyzwania o charakterze militarnym, gospodarczym, psychologicznym czy przede wszystkim duchowym.<br><br>
Nawiązując do klasyka nad klasykami, tylko takie mogą być rezultaty upartego, przewlekłego budowania ogólnoświatowego domu na piasku. Pocieszająca jest tu jednak świadomość, że w miarę konsekwentnego rozpadu owego domu na piasku na poziomie instytucjonalnym i systemowym, w coraz większym stopniu będzie się okazywało, kto na poziomie indywidualnym i osobowym zbudował dom na skale. Innymi słowy, w miarę nieuchronnego i przyspieszonego rozwiewania się wszelkiego rodzaju potiomkinowskich iluzji stworzonych na przestrzeni ostatnich dekad (a czasem nawet i wieków) - niezależnie od tego, jak dotkliwe mogą być tego reperkusje - coraz pełniejszą piersią będą mogli odetchnąć ci wszyscy, którzy swoją wewnętrzną wolność i swój wewnętrzny pokój zakotwiczyli w Prawdzie przez duże P. Warto więc choćby i rzutem na taśmę się z owych iluzji wyplątać i raz na dobre porzucić przekonanie, że "dekretowa rzeczywistość" będzie w stanie w nieskończoność uciekać od "tak" i "nie" - nawet wtedy, gdy będzie to już rozróżnienie równie wyraziste, co "być albo nie być".Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-13428193370376115922023-10-15T13:14:00.003+01:002023-10-15T13:14:50.079+01:00Duchowa trzeźwość wśród konfliktu dystopiiOstateczny rezultat "Wielkiego Resetu"/"Agendy 2030" itp. "globalistycznych" wymysłów to nie świat "różnorodności, inkluzywności i zrównoważonego rozwoju" - a więc nie świat maltuzjańsko-neomarksistowsko-technokratycznej dystopii - tylko świat coraz liczniejszych wojen, zamieszek i aktów terroryzmu. Jest tak dlatego, iż im szerzej zakrojone są próby zbudowania owej dystopii, tym bardziej obnaża ona swoją groteskową, wielopiętrową dysfunkcjonalność. To zaś czyni ją znakomitym celem dla wszelkich podmiotów mających na sztandarach walkę z "zastanym jednobiegunowym porządkiem", jak długo ich bezpośrednie ofiary mogą być uznane przynajmniej za odległe przyczółki owego porządku.<br><br>
Z tego z kolei wynika, że zwykły człowiek jest coraz nachalniej wpychany w objęcia fatalnej i fałszywej alternatywy. Alternatywa ta ma polegać albo na uznaniu, że "globalistyczna" dystopia nie jest jednak taka najgorsza i zasługuje przynajmniej na warunkowe wsparcie, albo na choćby częściowym opowiedzeniu się po stronie terrorystycznych radykałów, którzy powolne gnicie obecnego porządku chcą zastąpić jego szybką, wybuchową likwidacją. Ewentualnie można dać się w tym kontekście wmanewrować w bardziej wewnętrznie zapętlone, ale równie fatalne stanowisko głoszące, że obie strony mają częściowo rację, zatem powinny wypracować "kompromis" łączący najlepsze z ich postulatów przy jednoczesnym wystrzeganiu się odnośnych "wypaczeń".<br><br>
Tymczasem, jako że oba wyżej wspomniane ideologiczne fronty wyrastają w ostatecznym rachunku z tego samego rewolucyjno-wichrzycielskiego korzenia, wyrażenie choćby ostrożnej preferencji względem któregokolwiek z nich jest de facto uznaniem, że wichrzycielska rewolucja w tej czy innej formie jest nieunikniona. Owa rewolucja ma zaś to do siebie, że jej pozornie skonfliktowane odmiany bezustannie napędzają się nawzajem w swym niszczycielskim uporze, dążąc w finalnej perspektywie do wzajemnej neutralizacji.<br><br>
Stąd konsekwentne trzymanie się z dala od nich wszystkich - czy nawet ich zwalczanie na miarę własnych możliwości - nie jest absolutnie przejawem asekuracyjnego kwietyzmu czy przyjmowaniem postawy Piłata, tylko jedynym sposobem zachowywania duchowej trzeźwości w świecie wszechobecnych ideologicznych bałamuctw prześcigających się nieprzerwanie w swej niedorzeczności. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że najwłaściwszym sposobem życia w świecie jest nadzwyczaj często zachowywanie zdecydowanej rezerwy wobec jego "ofert" - zwłaszcza wtedy, gdy już dawno straciły one wszelki kusicielski powab.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-46945989607866791272023-10-12T12:41:00.001+01:002023-10-12T12:41:13.388+01:00Świecki mesjanizm, eskalująca wojna, wewnętrzny pokój i nadzieja nie z tego świataDla wszelkich odmian świeckiego mesjanizmu (tzn. mesjanizmu ziemskiego, niekoniecznie materialistycznego) kluczowym narzędziem przygotowującym grunt pod "nowy porządek świata" jest wojna - i to nie byle jaka wojna, tylko wojna konsekwentnie eskalująca zgodnie z zasadą motus in fine velocior. Niezależnie od tego, czy ostatecznym celem ludzkich wysiłków ma być światowy kalifat Mahdiego, światowe królestwo Dawidowe czy globalna republika praw człowieka i obywatela, w perspektywie świeckiego mesjanizmu cel ów może być zrealizowany wyłącznie wskutek decydującego polityczno-militarnego zwycięstwa nad wszystkimi jego wrogami czy nawet nad osobami mu niechętnymi.<br><br>
Innymi słowy, o powszechnym pokoju nieokupionym powszechną katastrofą może uczciwie marzyć tylko zdający sobie sprawę z tego, że ani królestwo Boże, ani żaden jego "humanistyczny" odpowiednik, nie jest z tego świata. Nawet ktoś taki może jednak żywić uzasadnione obawy, że również i powszechny pokój "nie z tego świata" zostanie okupiony powszechną katastrofą, rozumianą wszelako nie jako konieczny środek do osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa, tylko jako oczywista konsekwencja upartego dążenia ku ostatecznej przepaści. Ktoś taki ma przy tym prawo zachowywać nadzieję, że czystość jego sumienia pozwoli mu przetrwać ową katastrofę w jedynym liczącym się aspekcie - tzn. w aspekcie ustrzeżenia się pychy władzy nad dobrem i złem. To zaś powinno już wystarczyć, by nawet w okolicznościach zdecydowanego deficytu powszechnego pokoju móc nieodmiennie zachowywać niewzruszony pokój wewnętrzny.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-87750030144774671882023-10-02T19:34:00.001+01:002023-10-02T19:34:26.842+01:00Być w świecie, ale nie ze świata: czyli być po jedynej stronie, która nie może przegraćStykając się nieuchronnie z wszechobecną i coraz bardziej rozzuchwaloną tandetą - polityczną, intelektualną, kulturową, duchową itd. - można ostatecznie ulec jednemu z dwóch fatalnych wyborów, albo kapitulując przed ową tandetą i uznając, że może nie jest z nią jednak tak najgorzej, albo kapitulując przed zgorzkniałym defetyzmem zakładającym, że jedynym niezawodnym sposobem obrony własnej godności jest dobrowolne wewnętrzne uchodźstwo.<br><br>
Tymczasem istnieje oczywiście jeszcze jedna alternatywa, którą jest zachowywanie świadomości, iż umiejętność rozpoznania tandety i odczuwanie w kontakcie z nią dyskomfortu świadczy o istnieniu ponadczasowych standardów jakości. Mając tę świadomość, można następnie zidentyfikować rozmaite powstałe na przestrzeni dziejów wzorcowe przejawy owych standardów i trwać przy nich jak przy niezniszczalnej opoce, przyjmując rolę strażników i beneficjentów ich niezawodnie pokrzepiającego wpływu.<br><br>
Innymi słowy, cytując klasyka nad klasykami, poza uleganiem światu i uciekaniem od niego można też być w świecie, ale nie ze świata. Tylko wówczas, łącząc zdystansowaną wstrzemięźliwość i asertywną odwagę, można zachować wewnętrzną wolność i wewnętrzny pokój, a nawet promieniować nimi na zewnątrz, choćby zewnętrze wydawało się w tym kontekście zupełnie nieobiecujące. Tylko wówczas można mieć bowiem pewność, że stanęło się po jedynej stronie, która nie jest w stanie przegrać.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-392228648864898302023-09-26T12:45:00.002+01:002023-09-26T12:45:35.796+01:00Prawda jako synteza wszystkich cnót kardynalnychO ile rozmaite prawdy szczegółowe można na ogół oddzielać od przekłamań wskutek samodzielnego przeprowadzenia stosownych procesów dedukcyjnych bądź przyjrzenia się odnośnym faktom, niezłomne trzymanie się prawd ogólnych - i zabezpieczenie ich przed naporem mnóstwa partykularnych bałamuctw - wymaga przyjęcia odpowiedniej postawy normatywnej. Ściślej rzecz ujmując, niezbędne jest w tym kontekście niewzruszone trwanie przy klasycznej tetradzie cnót (roztropności, sprawiedliwości, wstrzemięźliwości i męstwie) i odrzucanie wszystkich komunikatów, które ewidentnie urągają którejkolwiek z nich.<br><br>
Po pierwsze zatem należy odnosić się nieufnie do wszystkich obwieszczeń obliczonych na sianie paniki, wzbudzanie histerii i bezzwłoczne podporządkowywanie się owczemu pędowi, a więc obwieszczeń ukierunkowanych na to wszystko, co uwłacza roztropnemu badaniu konkretnych narracji. Znakomitym przykładem jest tu cała hipochondryczna propaganda, z którą mieliśmy do czynienia w czasie trwania niedawnego festiwalu chińskiej grypy, a która zniknęła w pewnym momencie tak szybko, jak szybko wcześniej się pojawiła.<br><br>
Po drugie trzeba zachowywać sceptyczny dystans wobec wszelkich sugestii, które próbują podkopać ustalony porządek sprawiedliwych stosunków własnościowych i zasłużonych życiowych możliwości, upatrując w nich źródła domniemanych "systemowych zagrożeń". Sztandarową ilustracją jest tu coraz bardziej bezczelna agitacja insynuująca, że rewolucyjnego przeobrażenia ludzkiego życia wymaga groźba rzekomej "katastrofy klimatycznej" - agitacja, warto dodać, uprawiana najbardziej natrętnie przez ideowych (a nieraz i biologicznych) potomków tych, którzy onegdaj próbowali już wszczynać rozmaite przeobrażeniowe rewolucje ze skutkami jak najbardziej realnie katastrofalnymi.<br><br>
Po trzecie należy opierać się otumaniającemu wpływowi wszelkich deklaracji skłaniających do spoczęcia na laurach i przyjęcia, że tym razem można wreszcie stworzyć "raj na ziemi" i umożliwić ludzkości trwałe otrzymywanie czegoś za nic. Do tej kategorii przynależą dziś, rzecz jasna, przede wszystkim groteskowe opowiastki o "sztucznej inteligencji" czy "technologicznej osobliwości" automatyzującej wszelkie procesy produkcyjne i oferującej ludzkości cyfrowy róg Amaltei w postaci "uniwersalnego bezwarunkowego dochodu". Ten rodzaj szachrajstw, atakując cnotę wstrzemięźliwości i wynikającą z niej zasadę odroczonej gratyfikacji, nie tyle straszy, co znieczula, paradując na ogół w kostiumie domniemanego rozwiązania problemów zawartych w szachrajstwach dwóch poprzednich rodzajów.<br><br>
Wspólnym mianownikiem wszystkich powyższych typów bałamuctw jest wreszcie próba całkowitego pozbawienia człowieka cnoty męstwa, czyli intelektualnej, moralnej i duchowej samodzielności w korzystaniu z rzeczywistości i zmaganiu się z nią. W miejsce owej cnoty rzeczone blagi mają do zaproponowania wyłącznie zdanie się na łaskę rozmaitych samozwańczych "ekspertów", "filantropów" czy technokratycznych automatyzmów, czyli nie tyle utratę osobistej godności pod orwellowskim butem, co sprzedanie jej za trzydzieści judaszowych nawet nie srebrników, ale wirtualnych talonów.<br><br>
Podsumowując, trwanie w Prawdzie przez największe P to zadanie tyleż intelektualne, co moralne, i tyleż analityczne, co charakterologiczne. Biorąc zaś pod uwagę, że zasadniczo nie sposób dziś uniknąć bezustannego i wszechobecnego bombardowania tym wszystkim, co Prawdą nie jest, jest to zadanie, od którego nie można się dziś wymigać nie skazując się na natychmiastową poznawczą klęskę. Innymi słowy, można dziś aspirować do bycia Sokratesem albo skazywać się na bycie Faustem, ale nie sposób być już Piłatem.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-4870757704550058482023-09-20T10:07:00.002+01:002023-09-20T10:09:00.481+01:00Tryumf hipisów i kontrkultura zdrowego rozumuAbsolutną słuszność mieli ci, którzy kilkadziesiąt lat temu twierdzili, że hipisi - jeśli pozostaną wierni swojej ideologii - niezawodnie doprowadzą świat do ruiny. Stosunkowo niewielu zdawało sobie jednak sprawę, że zdołają to oni uczynić nie jako narkotycznie odurzone "dzieci kwiaty" czy zachodni "pożyteczni idioci", tylko jako najbardziej wytrwali i zajadli instytucjonalni infiltratorzy, jakich kiedykolwiek widział świat.<br><br>
Innymi słowy, stosunkowo niewielu zdawało sobie sprawę, że przerażający tryumf hipisów objawi się w pełnej krasie nie w bezpośrednim następstwie "rewolucji obyczajowej" lat 60-tych, tylko kilkadziesiąt lat później, gdy globalne społeczeństwo ocknie się nagle w świecie, w którym kontrkulturą jest nie agitowanie za "wolną miłością" i snucie fantazji o "Erze Wodnika", tylko komunikowanie choćby najprostszych prawd w sposób niezanieczyszczony różnorodnościowo-inkluzywistyczno-zrównoważonorozwojową politgramotą.<br><br>
Pozostaje zatem, po zdaniu sobie sprawy, że przez kilkadziesiąt lat mówiło się coraz bardziej upupiającą prozą (albo przynajmniej w odrętwieniu słuchało się, jak taką prozą mówił otaczający świat), zacząć w końcu mówić otrzeźwiającą i dosadną poezją, choćby taką jak: "Niechaj więc mowa wasza będzie: tak – tak, nie – nie". Wszakże od tego, czy język pozostanie na tyle giętki, by powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa, zależy ostatecznie to, czy się tej głowy na własne życzenie bezpowrotnie nie straci.Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8472941683811186805.post-73450083744905356472023-09-09T17:13:00.002+01:002023-09-09T17:13:56.816+01:00Austrian Economics vs. CBDC, ESG, UBI, and Other Newfangled Socioeconomic GimmicksThe Austrian school – on account of the logical, deductive character of its theories and their realistic applicability to the actual economy – is the only economic tradition that consciously aspires to the discovery of timeless, universally relevant truths that govern the realm of human action. Thus, it should come as no surprise that its analytical apparatus is naturally suitable for the evaluation of all the recent newfangled socioeconomic phenomena.<br><br>
For example, in view of its reflection about the logical essence of the sound means of exchange, the Austrian school sends serious warning signals regarding the notorious concept of CBDCs (central bank digital currencies). More specifically, it points out that CBDC is nothing else but fiat money on steroids, which allows for an unprecedented redistribution of monetary purchasing power in the direction of special interest groups, as well as for immediate monetization of public debt. Worse still, the establishment of a global CBDC platform would be a major step in the direction of eliminating currency competition, which, as the Austrians suggest, is the best among imperfect anti-inflationary buffers in a world deprived of market-chosen money.<br><br>
Successful implementation of CBCDs would lethally infect the lifeblood of the global economy, causing unprecedentedly ruinous business cycles, endlessly distorted monetary calculation, and eventually a worldwide disintegration of indirect exchange. Nothing should be less surprising, especially to the Austrians, since the abovementioned situation would be the exact opposite of the monetary stability and predictability afforded by the classical gold standard.<br><br>
Similarly, in light of its considerations on the crucial role of economic calculation in the process of rational allocation of resources, the Austrians are naturally wary of the aggressively pushed “ESG standards”. This is because these standards, while parading around in the costume of “good business practices”, are a major factor that disrupts business calculation with arbitrary, ideologically charged obstructions manufactured by the global bureaucratic-corporate oligarchy. As such, far from being a form of genuine social capital that builds trust on the part of customers, they are a potent source of ideological confusion and bureaucratic uniformization that hamper the process of generating authentic goodwill by socially proactive companies.<br><br>
Nevertheless, the ubiquity of such arbitrary pseudo-market standards can plunge the economy into an abyss of legal uncertainty, especially if some political regimes decide to enforce them as part of their “sustainable development” agenda. And it is precisely in such scenarios, as the Austrian school stresses repeatedly, that the entrepreneurial capacity for long-term planning becomes particularly hobbled.<br><br>
Finally, so-called UBI (“universal basic income”) is easily identified by the Austrians as the most comprehensive and audacious form of Frederic Bastiat’s “great fiction through which everybody endeavors to live at the expense of everybody” - i.e., the ultimate incarnation of universal parasitism. More specifically, given their sound reflection on the logic of human action and the resulting incentive structure, the Austrians realize full well that large-scale introduction of UBI would result in immediate capital consumption and catapult the global economy back to at least the preindustrial stage.<br><br>
In other words, the Austrian school is uniquely positioned to point out that UBI-ism would be a singularly destructive form of communism, since classical Soviet-style communism, even though supremely wasteful, was at least committed to diligence rather than idleness. Thus, it unwittingly nourished the spirit of dedication which, when combined with the spirit of defiance, brought about its eventual collapse. However, nothing similar can be said about UBI-ism, which eliminates the spirit of defiance by promoting universal shiftlessness and indolence.<br><br>
In view of all the preceding remarks, it becomes obvious that the convergence of all the abovementioned phenomena would be particularly capable of sealing the fate of the world economy. More specifically, what I mean here is a situation in which UBI would be paid out in CBDC to those who qualify in virtue of their total acceptance of the ESG agenda. Or, to put matters somewhat differently, a situation in which universal parasitism converges with completely cashless monetary totalitarianism and complete submission to contrived ideological whims.<br><br>
It goes without saying that such a scenario would be utterly dysfunctional on so many levels and in so many aspects that it would descend into total economic and social chaos in a very short time. However, even if we can rightly regard it as a highly unrealistic or indeed outright absurd contingency, we might at the same time treat it as a hypothetical anti-ideal against which all conceivable forces of resistance – conceptual and practical, academic, and entrepreneurial, and individual and collective – should be proactively rallied. And when it comes to coordinating such forces of resistance and serving as their fail-safe intellectual guide, there is no better candidate than the scholarly edifice of the Austrian school.<br><br>
<a href="https://mises.org/power-market/austrian-economics-vs-cbdc-esg-ubi-and-other-newfangled-socioeconomic-gimmicks">[Reposted from Mises.org]</a>Jakubhttp://www.blogger.com/profile/02545011898849803805noreply@blogger.com0