Obecny czas można scharakteryzować na wiele różnych sposobów, ale wydaje się, że jedną z jego najbardziej namacalnych i sugestywnych definicji byłoby określenie go jako ery bezprecedensowego rozkwitu tandety, atrap i ersatzów. W związku z tym trzy najbardziej zasadnicze jakościowe kategorie można dziś opisać z wyjątkowym powodzeniem na drodze apofatycznej, czyli terminologicznie negatywnej.
Prawdę można by dziś zatem określić jako to wszystko, czego absolutnie nie pozna się wskutek biernej konsumpcji głównonurtowych mediów i "oficjalnych narracji" (a także ich topornie sensacjonalistycznych przeciwieństw), dobro jako to wszystko, na co konsekwentnie znieczula człowieka bezmyślne nasiąkanie pseudomoralistycznymi sloganami globalnego kompleksu polityczno-korporacyjno-fundacyjnego (a także ich otwarcie nihilistycznymi antytezami), a piękno jako to wszystko, czego zupełnie nie doświadczy się w kontakcie z lukrowanym wyrobnictwem generatywnych algorytmów (a także z silącym się na "autentyzm" ostentacyjnie szpetnym "rękodziełem").
Innymi słowy, wszelkie jakościowe poszukiwania warto zacząć od bazowej konstatacji, że prawda, dobro i piękno są nieobecne wśród tego wszystkiego, co lekkie, łatwe i przyjemne, jak również wśród tego wszystkiego, co na zasadzie taniego kontrastu snobuje się na ciężkie, trudne i cierpiętnicze. I choć tak oczywiście było zawsze, być może zwłaszcza dziś niezbędna jest owa fundamentalna "apofatyczna" świadomość, bez której na drodze do doskonałości nie sposób uczynić we właściwym kierunku nawet pierwszego kroku.
Saturday, September 28, 2024
Monday, September 9, 2024
Wszechobecna tandeta jako najlepsze źródło odporności na wszelkie pseudomesjańskie miraże
Najbardziej optymistyczną rzeczą, jaką można powiedzieć o wszechobecnej tandecie i jałowiźnie dzisiejszej epoki, jest to, że daje ona człowiekowi bezprecedensową szansę definitywnego uświadomienia sobie, że zbawienia nie może on oczekiwać ani od polityki, ani od technologii, ani od bogactwa, ani od narodu, ani od natury, ani od sztuki, ani od „wolnej miłości”, ani od substancji psychoaktywnych, ani od żadnych innych pseudomesjańskich miraży, które potrafiły porywać tłumy w czasach minionych. Podobna świadomość jest zaś kluczowym przewodnikiem umożliwiającym ominięcie niezliczonych ślepych zaułków, a tym samym rozmyślny wybór tej jedynej drogi, która nie kończy się żadnym z nich.
Tuesday, August 27, 2024
Trzy "wielkie fikcje" tzw. rozwiniętego świata
Nawiązując do niedościgłej definicji Frederica Bastiata, można rzec, że praktycznie cały tzw. rozwinięty świat jest obecnie podporządkowany trzem zazębiającym i uzupełniającym się "wielkim fikcjom": tzw. demokracji przedstawicielskiej, czyli wielkiej fikcji, w ramach której każdy próbuje rządzić innymi, tzw. państwu opiekuńczemu, czyli wielkiej fikcji, w ramach której każdy próbuje żyć cudzym kosztem oraz agendzie tzw. różnorodności i inkluzywności, czyli wielkiej fikcji, w ramach której każdy próbuje wmuszać w innych akceptację dla swoich narcystycznych fanaberii.
Nie powinno zatem zaskakiwać, że tzw. sfera publiczna w "rozwiniętym świecie" jest w coraz większym stopniu bezustannym spektaklem politycznego awanturnictwa, gospodarczego pasożytnictwa i infantylnej roszczeniowości. Nie powinno też dziwić, że jedynym sposobem ucywilizowania tejże sfery jest w podobnych warunkach konsekwentne przekłuwanie balonów owych fikcji: tzn. podkreślanie przy każdej okazji, że tam, gdzie każdy próbuje rządzić innymi, wszyscy są rządzeni przez najgorszych z najgorszych, tam, gdzie każdy próbuje żyć cudzym kosztem, ostatecznie nikt nie jest w stanie żyć niczyim kosztem, a tam, gdzie każdy próbuje wmuszać w innych akceptację dla swoich narcystycznych fanaberii, nikt nie będzie akceptował nawet uczciwych potrzeb.
Z wszystkimi tymi fikcjami rozprawi się bowiem prędzej czy później rzeczywistość - zaś im szybciej i bardziej świadomie spuści się z nich powietrze, tym rzeczona rozprawa będzie mniej bolesna. Lepiej wszakże choćby w ostatnim momencie rozebrać wieżę Babel - nawet kosztem ogromnego wysiłku - niż skończyć pod jej gruzami.
Nie powinno zatem zaskakiwać, że tzw. sfera publiczna w "rozwiniętym świecie" jest w coraz większym stopniu bezustannym spektaklem politycznego awanturnictwa, gospodarczego pasożytnictwa i infantylnej roszczeniowości. Nie powinno też dziwić, że jedynym sposobem ucywilizowania tejże sfery jest w podobnych warunkach konsekwentne przekłuwanie balonów owych fikcji: tzn. podkreślanie przy każdej okazji, że tam, gdzie każdy próbuje rządzić innymi, wszyscy są rządzeni przez najgorszych z najgorszych, tam, gdzie każdy próbuje żyć cudzym kosztem, ostatecznie nikt nie jest w stanie żyć niczyim kosztem, a tam, gdzie każdy próbuje wmuszać w innych akceptację dla swoich narcystycznych fanaberii, nikt nie będzie akceptował nawet uczciwych potrzeb.
Z wszystkimi tymi fikcjami rozprawi się bowiem prędzej czy później rzeczywistość - zaś im szybciej i bardziej świadomie spuści się z nich powietrze, tym rzeczona rozprawa będzie mniej bolesna. Lepiej wszakże choćby w ostatnim momencie rozebrać wieżę Babel - nawet kosztem ogromnego wysiłku - niż skończyć pod jej gruzami.
Sunday, August 18, 2024
"Sztuczna inteligencja" jako forpoczta naturalnej głupoty, czyli zapętlanie się generatywnych botów
Zdaniem niektórych tzw. sztuczna inteligencja, która funkcjonuje w oparciu o pochłanianie ogromnych ilości danych, w pewnym momencie ulegnie „zapętleniu”, tzn. zacznie w coraz większym stopniu pochłaniać dane wygenerowane przez samą siebie. Biorąc zaś pod uwagę, że - zgodnie z zasadą „masa ciągnie w dół” - zdecydowana większość owych danych reprezentuje niski poziom intelektualny, tak samo jak ich twórcy, „zapętlenie” się generatywnych botów będzie prowadziło do dalszego i coraz szybszego obniżania się tegoż poziomu.
Innymi słowy, w świetle powyższych założeń kulminacyjnym osiągnięciem generatywnej „sztucznej inteligencji” będzie krystalicznie przejrzysty destylat naturalnej głupoty. Będzie to tym samym najbardziej spektakularna ilustracja reguły „śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu” (albo, szerzej rzecz ujmując, reguły „jaki pan, taki kram”). Perspektywa ta powinna zasadniczo schłodzić więc entuzjazm tych wszystkich, którzy mają wciąż jakiekolwiek złudzenia co do utożsamiania inteligencji z zakresem mocy obliczeniowej.
Schłodziwszy go zaś, powinna go następnie przekształcić w dojmującą świadomość, że najpilniejsza robota jest dziś do wykonania na płaszczyźnie jakości danych wejściowych, gdzie absolutnie nikt ani nic nie może człowieka wyręczyć ani go zastąpić.
Innymi słowy, w świetle powyższych założeń kulminacyjnym osiągnięciem generatywnej „sztucznej inteligencji” będzie krystalicznie przejrzysty destylat naturalnej głupoty. Będzie to tym samym najbardziej spektakularna ilustracja reguły „śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu” (albo, szerzej rzecz ujmując, reguły „jaki pan, taki kram”). Perspektywa ta powinna zasadniczo schłodzić więc entuzjazm tych wszystkich, którzy mają wciąż jakiekolwiek złudzenia co do utożsamiania inteligencji z zakresem mocy obliczeniowej.
Schłodziwszy go zaś, powinna go następnie przekształcić w dojmującą świadomość, że najpilniejsza robota jest dziś do wykonania na płaszczyźnie jakości danych wejściowych, gdzie absolutnie nikt ani nic nie może człowieka wyręczyć ani go zastąpić.
Friday, August 16, 2024
O zabrnięciu na pustkowie a byciu pustkowiem
Największym osiągnięciem psychomanipulacyjnym nie jest przekonujące przedstawienie fałszu, zła i brzydoty jako prawdy, dobra i piękna, tylko przekonujące przedstawienie miałkości, nijakości i tandety jako rzeczy wartych uwagi, podziwu i zachwytu. To pierwsze bowiem eksploatuje zgubną chęć człowieka do stanowienia o naturze bytu, a więc wciąż kieruje jego myśli i czyny ku sprawom wielkiego formatu, podczas gdy to drugie eksploatuje jego jeszcze bardziej zgubną skłonność do zadowalania się nicością, a więc odbiera jego myślom wszelki kierunek, prowadząc do ich uwiądu.
Innymi słowy, celem tego pierwszego jest sprowadzenie człowieka na pustkowie, z którego zawsze można powrócić, podczas gdy celem tego drugiego jest uczynienie człowieka pustkowiem, którego nic już nie może napełnić.
Innymi słowy, celem tego pierwszego jest sprowadzenie człowieka na pustkowie, z którego zawsze można powrócić, podczas gdy celem tego drugiego jest uczynienie człowieka pustkowiem, którego nic już nie może napełnić.
Thursday, August 1, 2024
Nadejście złotego okresu dla głosicieli oczywistości
Wydaje się, że nastał czas, w którym "tak, tak" i "nie, nie" brzmi z wyjątkową mocą i wyrazistością. Innymi słowy, głoszenie "oczywistych oczywistości" nigdy wcześniej nie wzbudzało podobnego zainteresowania, przyjmującego formę zarówno wdzięcznych pochwał, jak i histerycznych połajanek.
Człowiek umiera, a zwierzę zdycha. ZUS to wielka piramida finansowa. "Imagine" to podstępnie lukrowany manifest komunistyczny. "Damscy bokserzy" nie mają czego szukać w damskim boksie. Czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że podobne stwierdzenia będą kiedykolwiek zarzewiem burzliwych kontrowersji bądź powodem dystansowania się od wypowiadających je osób, względnie ogłaszania ich niezłomnymi prawdomówcami? Może domyślał się tego jedynie św. Antoni Pustelnik, gdyż opisywana tu sytuacja jako żywo odpowiada treści przypisywanego mu proroctwa.
Tak czy inaczej, trzeba dziś wyjątkowo niewiele, by uchodzić za osobę twardo stąpającą po ziemi. W związku z tym należy życzyć wszystkim, aby, wykorzystując niepowtarzalną okazję, dołączyli do głosicieli oczywistości, nim rzeczywistość bardzo boleśnie upomni się o siebie. Bycie wśród nich będzie się bowiem wtedy wiązało z łatwo osiągalną zasługą, zaś nie bycie wśród nich - wyłącznie z trudną do zniesienia nauczką. To zaś, co z tych dwóch opcji jest lepsze, wydaje się kwestią jeszcze oczywistszą, niż te przywołane wcześniej.
Człowiek umiera, a zwierzę zdycha. ZUS to wielka piramida finansowa. "Imagine" to podstępnie lukrowany manifest komunistyczny. "Damscy bokserzy" nie mają czego szukać w damskim boksie. Czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że podobne stwierdzenia będą kiedykolwiek zarzewiem burzliwych kontrowersji bądź powodem dystansowania się od wypowiadających je osób, względnie ogłaszania ich niezłomnymi prawdomówcami? Może domyślał się tego jedynie św. Antoni Pustelnik, gdyż opisywana tu sytuacja jako żywo odpowiada treści przypisywanego mu proroctwa.
Tak czy inaczej, trzeba dziś wyjątkowo niewiele, by uchodzić za osobę twardo stąpającą po ziemi. W związku z tym należy życzyć wszystkim, aby, wykorzystując niepowtarzalną okazję, dołączyli do głosicieli oczywistości, nim rzeczywistość bardzo boleśnie upomni się o siebie. Bycie wśród nich będzie się bowiem wtedy wiązało z łatwo osiągalną zasługą, zaś nie bycie wśród nich - wyłącznie z trudną do zniesienia nauczką. To zaś, co z tych dwóch opcji jest lepsze, wydaje się kwestią jeszcze oczywistszą, niż te przywołane wcześniej.
Wednesday, July 31, 2024
Bluźnierstwo jako panaceum na duchową ślepotę
Można odnieść wrażenie, że wiadoma profanacyjna hucpa przelała przysłowiową czarę goryczy, sprawiając, że zaskakująco duża część globalnego społeczeństwa wydobyła się ze stanu obezwładniającej duchowej ślepoty, w jaki starannie wprowadzano ludzkość na przestrzeni co najmniej ostatnich kilkudziesięciu lat.
Ściślej rzecz ujmując, tym razem ostentacyjny gaslighting uprawiany przez tysiące medialnych propagandzistów i dziesiątki tysięcy "pożytecznych idiotów" zdaje się nie działać na większość poddawanych mu osób, co jest bardzo pokrzepiającym zjawiskiem. Warto więc dobitnie podkreślić przy tej okazji, że podobny gaslighting poprzedzany jawnymi prowokacjami jest jedną z ulubionych rozrywek doszczętnie zepsutych pseudoelit tego świata służących "synowi jutrzenki".
Schemat jest zawsze taki sam: najpierw zuchwałe szyderstwo przed kamerami, a potem zalew protekcjonalnych tyrad wymyślających osobom świadomym tego, co widzą, od "szalonych teoretyków spiskowych", "paranoików z oblężonej twierdzy" czy w najlepszym razie od "obrażalskich sztywniaków". Nie, na otwarciu tegorocznych igrzysk olimpijskich nie pojawiła się żadna bluźniercza parodia "Ostatniej wieczerzy", tylko nawiązanie do nikomu nieznanego obrazu bachanaliów. Nie, wyjący potępieniec przebrany za kozła i otoczony kłaniającymi mu się postaciami w rytualnych szatach, który zainaugurował otwarcie tunelu Gotarda, to nie oczywisty element satanistycznej ceremonii, tylko nawiązanie do lokalnego góralskiego folkloru. Nie, wielki metalowy byk z płonącymi oczami i wieżą Babel w tle otoczony postaciami wznoszącymi ku niemu w ofiarnym geście świecące kryształy, który pojawił się na otwarciu "Igrzysk Wspólnoty Narodów" w Birmingham, to nie hołd składany Baalowi czy Molochowi, tylko nawiązanie do przestrzeni handlowej w Birmingham nazywającej się "The Bull Ring". I tak dalej, i tak dalej - mniej lub bardziej spektakularne przykłady można by tu mnożyć w nieskończoność.
Jak mówi Pismo: "A jeśli nawet Ewangelia nasza jest ukryta, to tylko dla tych, którzy idą na zatracenie, dla niewiernych, których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie olśnił ich blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga". I o ile ostatnimi czasy "bóg tego świata" rzeczywiście zaślepiał umysły ludzkie bezprecedensowo skutecznie, a jego sługusy panoszyły się w świecie bezprecedensowo zuchwale, wydaje się, że przekroczona została w końcu jakaś kluczowa granica, w wyniku czego ci wszyscy, którzy zostali wychowani w duchu choćby elementarnego szacunku wobec Ewangelii, zostali raptownie olśnieni jej blaskiem, przejrzeli na oczy i postanowili zacząć robić porządek z tym, co zobaczyli.
Oby ta raptownie odzyskana duchowa trzeźwość pozostała już do samego końca udziałem znacznej części ludzkości i oby szła w parze z gorliwością umożliwiającą czynienie z niej jak najlepszego użytku: tego pozostaje życzyć zarówno wszystkim świeżo olśnionym, jak i wszystkim tym, którzy - na zasadzie efektu kuli śnieżnej - pójdą dopiero w ich ślady. Lepiej późno, niż wcale - wszakże każdy syn marnotrawny ma szansę powrotu aż do ostatniego tchu.
Ściślej rzecz ujmując, tym razem ostentacyjny gaslighting uprawiany przez tysiące medialnych propagandzistów i dziesiątki tysięcy "pożytecznych idiotów" zdaje się nie działać na większość poddawanych mu osób, co jest bardzo pokrzepiającym zjawiskiem. Warto więc dobitnie podkreślić przy tej okazji, że podobny gaslighting poprzedzany jawnymi prowokacjami jest jedną z ulubionych rozrywek doszczętnie zepsutych pseudoelit tego świata służących "synowi jutrzenki".
Schemat jest zawsze taki sam: najpierw zuchwałe szyderstwo przed kamerami, a potem zalew protekcjonalnych tyrad wymyślających osobom świadomym tego, co widzą, od "szalonych teoretyków spiskowych", "paranoików z oblężonej twierdzy" czy w najlepszym razie od "obrażalskich sztywniaków". Nie, na otwarciu tegorocznych igrzysk olimpijskich nie pojawiła się żadna bluźniercza parodia "Ostatniej wieczerzy", tylko nawiązanie do nikomu nieznanego obrazu bachanaliów. Nie, wyjący potępieniec przebrany za kozła i otoczony kłaniającymi mu się postaciami w rytualnych szatach, który zainaugurował otwarcie tunelu Gotarda, to nie oczywisty element satanistycznej ceremonii, tylko nawiązanie do lokalnego góralskiego folkloru. Nie, wielki metalowy byk z płonącymi oczami i wieżą Babel w tle otoczony postaciami wznoszącymi ku niemu w ofiarnym geście świecące kryształy, który pojawił się na otwarciu "Igrzysk Wspólnoty Narodów" w Birmingham, to nie hołd składany Baalowi czy Molochowi, tylko nawiązanie do przestrzeni handlowej w Birmingham nazywającej się "The Bull Ring". I tak dalej, i tak dalej - mniej lub bardziej spektakularne przykłady można by tu mnożyć w nieskończoność.
Jak mówi Pismo: "A jeśli nawet Ewangelia nasza jest ukryta, to tylko dla tych, którzy idą na zatracenie, dla niewiernych, których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie olśnił ich blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga". I o ile ostatnimi czasy "bóg tego świata" rzeczywiście zaślepiał umysły ludzkie bezprecedensowo skutecznie, a jego sługusy panoszyły się w świecie bezprecedensowo zuchwale, wydaje się, że przekroczona została w końcu jakaś kluczowa granica, w wyniku czego ci wszyscy, którzy zostali wychowani w duchu choćby elementarnego szacunku wobec Ewangelii, zostali raptownie olśnieni jej blaskiem, przejrzeli na oczy i postanowili zacząć robić porządek z tym, co zobaczyli.
Oby ta raptownie odzyskana duchowa trzeźwość pozostała już do samego końca udziałem znacznej części ludzkości i oby szła w parze z gorliwością umożliwiającą czynienie z niej jak najlepszego użytku: tego pozostaje życzyć zarówno wszystkim świeżo olśnionym, jak i wszystkim tym, którzy - na zasadzie efektu kuli śnieżnej - pójdą dopiero w ich ślady. Lepiej późno, niż wcale - wszakże każdy syn marnotrawny ma szansę powrotu aż do ostatniego tchu.
Labels:
duchowość,
ewangelia,
gaslighting,
profanacja,
religia,
świadomość
Subscribe to:
Posts (Atom)