Najbardziej zuchwały wichrzyciel nie ogłasza otwartej rewolucji pod hasłem "precz z tradycją", tylko przeprowadza pełzającą rewolucję pod sztandarem "ciągłości z tradycją": ustępliwość wobec ideologicznego weganizmu ma czelność odnosić do odwiecznych praktyk postów religijnych, neomarksistowską agendę "różnorodności i inkluzywności" ma czelność utożsamiać z klasycznie rozumianymi cnotami tolerancji czy gościnności, stręczoną odgórnie "gospodarkę bezgotówkową" ma czelność porównywać z oddolnym, spontanicznym procesem przechodzenia od barteru do kruszcowego pieniądza itd.
Innymi słowy, wykorzystując niemal kompletne wykorzenienie swoich ofiar z gleby ponadczasowych wartości oraz ich niemal kompletną ignorancję w zakresie historii idei, wywrotowe nowinkarstwo stroi on bezceremonialnie w kostium współczesnego przedłużenia dawnych obyczajów, usypiając gotowaną na wolnym ogniu żabę bezustannym trajkotem, że "nic wielkiego się nie dzieje" i "to już wszystko było". Nie trzeba więc dodawać, że jedynym sposobem na to, żeby nie dać się uśpić podobnym trajkotem i nie dać się ugotować, jest pilne zapoznanie się z rzetelną historią idei i trwałe zakorzenienie się w glebie ponadczasowych wartości: jest to jedyna czynność, którą należy dziś odbyć w rewolucyjnym tempie, żeby nie ulec rewolucjonistom symulującym działanie w tempie zachowawczym.
Monday, November 20, 2023
Saturday, November 4, 2023
Powtarzanie oczywistości i wygłuszanie bełkotu jako najtrwalsze bastiony rozumu
Z ostateczną fazą uwiądu intelektualnego ma się do czynienia wtedy, gdy wokół słyszy się nie triumfalistyczne perory o "społeczeństwach bezklasowych", "tysiącletnich rzeszach" czy "erach wodnika", ale otumaniającą paplaninę o "transdyscyplinarnych dialogach", "kontekstowych zmianach paradygmatu" i "krytycznej świadomości przeżywanych doświadczeń". W pierwszym przypadku ma się bowiem do czynienia z wytworami zdeprawowanych, ale wciąż sprawnie funkcjonujących umysłów, którym należy dać zdecydowany logiczny odpór. W drugim natomiast przypadku ma się do czynienia z fermentującą umysłową pulpą, którą należy już wyłącznie skrzętnie wyprzątać z każdej przestrzeni, na którą ma się jakikolwiek egzekucyjny, organizacyjny lub reputacyjny wpływ.
Innymi słowy, tam, gdzie fundamentalnie obumiera możliwość toczenia stanowczych logicznych polemik (że nie wspomnieć o klasycznie dialektycznym wspólnym dochodzeniu do prawdy), pozostaje wyłącznie konieczność z jednej strony powtarzania odwiecznych oczywistości, a z drugiej strony wygłuszania bełkotu, który usiłuje rozpuścić świadomość owych oczywistości siłą korozyjnej inercji. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że tam, gdzie uczciwe dociekanie prawdy staje się zjawiskiem nie tyle nawet nieobecnym, co programowo niezrozumiałym, na placu boju ma prawo pozostać jedynie aksjomat, czyli wykładnik prawdy niewymagającej żadnego dociekania, oraz cisza, czyli wykładnik prawdy niedocieczonej. Podsumowując, pozostaje wtedy tylko "tak" i "nie" - wypowiedziane, gdy trzeba mówić, i przemilczane, gdy mówić nie sposób. Reszta jest hałasem.
Innymi słowy, tam, gdzie fundamentalnie obumiera możliwość toczenia stanowczych logicznych polemik (że nie wspomnieć o klasycznie dialektycznym wspólnym dochodzeniu do prawdy), pozostaje wyłącznie konieczność z jednej strony powtarzania odwiecznych oczywistości, a z drugiej strony wygłuszania bełkotu, który usiłuje rozpuścić świadomość owych oczywistości siłą korozyjnej inercji. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że tam, gdzie uczciwe dociekanie prawdy staje się zjawiskiem nie tyle nawet nieobecnym, co programowo niezrozumiałym, na placu boju ma prawo pozostać jedynie aksjomat, czyli wykładnik prawdy niewymagającej żadnego dociekania, oraz cisza, czyli wykładnik prawdy niedocieczonej. Podsumowując, pozostaje wtedy tylko "tak" i "nie" - wypowiedziane, gdy trzeba mówić, i przemilczane, gdy mówić nie sposób. Reszta jest hałasem.
Sunday, October 29, 2023
Rozpad ogólnoświatowego domu na piasku a trwanie indywidualnych domów na skale
Nie powinno absolutnie zaskakiwać, że w im większym stopniu ludzkość ma na sztandarach już wyłącznie karykaturalnie miałkie postulaty "zdrowia, dobrobytu, pokoju, bezpieczeństwa, różnorodności, inkluzywności, dialogu i samorozwoju", w tym większym stopniu nieuchronnie osuwa się w coraz to kolejne chroniczne konflikty (od zbrojnych po gabinetowe), gospodarcze recesje i ogólny psychiczny niedowład. Miałkość i płycizna podobnych postulatów jest bowiem doskonale miarodajnym odzwierciedleniem dominacji intelektualnego lenistwa, moralnego tchórzostwa i infantylnego samozadowolenia, czyli tego wszystkiego, co bezwzględnie uniemożliwia konstruktywne odniesienie się do jakiegokolwiek systemowego wyzwania o charakterze militarnym, gospodarczym, psychologicznym czy przede wszystkim duchowym.
Nawiązując do klasyka nad klasykami, tylko takie mogą być rezultaty upartego, przewlekłego budowania ogólnoświatowego domu na piasku. Pocieszająca jest tu jednak świadomość, że w miarę konsekwentnego rozpadu owego domu na piasku na poziomie instytucjonalnym i systemowym, w coraz większym stopniu będzie się okazywało, kto na poziomie indywidualnym i osobowym zbudował dom na skale. Innymi słowy, w miarę nieuchronnego i przyspieszonego rozwiewania się wszelkiego rodzaju potiomkinowskich iluzji stworzonych na przestrzeni ostatnich dekad (a czasem nawet i wieków) - niezależnie od tego, jak dotkliwe mogą być tego reperkusje - coraz pełniejszą piersią będą mogli odetchnąć ci wszyscy, którzy swoją wewnętrzną wolność i swój wewnętrzny pokój zakotwiczyli w Prawdzie przez duże P. Warto więc choćby i rzutem na taśmę się z owych iluzji wyplątać i raz na dobre porzucić przekonanie, że "dekretowa rzeczywistość" będzie w stanie w nieskończoność uciekać od "tak" i "nie" - nawet wtedy, gdy będzie to już rozróżnienie równie wyraziste, co "być albo nie być".
Nawiązując do klasyka nad klasykami, tylko takie mogą być rezultaty upartego, przewlekłego budowania ogólnoświatowego domu na piasku. Pocieszająca jest tu jednak świadomość, że w miarę konsekwentnego rozpadu owego domu na piasku na poziomie instytucjonalnym i systemowym, w coraz większym stopniu będzie się okazywało, kto na poziomie indywidualnym i osobowym zbudował dom na skale. Innymi słowy, w miarę nieuchronnego i przyspieszonego rozwiewania się wszelkiego rodzaju potiomkinowskich iluzji stworzonych na przestrzeni ostatnich dekad (a czasem nawet i wieków) - niezależnie od tego, jak dotkliwe mogą być tego reperkusje - coraz pełniejszą piersią będą mogli odetchnąć ci wszyscy, którzy swoją wewnętrzną wolność i swój wewnętrzny pokój zakotwiczyli w Prawdzie przez duże P. Warto więc choćby i rzutem na taśmę się z owych iluzji wyplątać i raz na dobre porzucić przekonanie, że "dekretowa rzeczywistość" będzie w stanie w nieskończoność uciekać od "tak" i "nie" - nawet wtedy, gdy będzie to już rozróżnienie równie wyraziste, co "być albo nie być".
Sunday, October 15, 2023
Duchowa trzeźwość wśród konfliktu dystopii
Ostateczny rezultat "Wielkiego Resetu"/"Agendy 2030" itp. "globalistycznych" wymysłów to nie świat "różnorodności, inkluzywności i zrównoważonego rozwoju" - a więc nie świat maltuzjańsko-neomarksistowsko-technokratycznej dystopii - tylko świat coraz liczniejszych wojen, zamieszek i aktów terroryzmu. Jest tak dlatego, iż im szerzej zakrojone są próby zbudowania owej dystopii, tym bardziej obnaża ona swoją groteskową, wielopiętrową dysfunkcjonalność. To zaś czyni ją znakomitym celem dla wszelkich podmiotów mających na sztandarach walkę z "zastanym jednobiegunowym porządkiem", jak długo ich bezpośrednie ofiary mogą być uznane przynajmniej za odległe przyczółki owego porządku.
Z tego z kolei wynika, że zwykły człowiek jest coraz nachalniej wpychany w objęcia fatalnej i fałszywej alternatywy. Alternatywa ta ma polegać albo na uznaniu, że "globalistyczna" dystopia nie jest jednak taka najgorsza i zasługuje przynajmniej na warunkowe wsparcie, albo na choćby częściowym opowiedzeniu się po stronie terrorystycznych radykałów, którzy powolne gnicie obecnego porządku chcą zastąpić jego szybką, wybuchową likwidacją. Ewentualnie można dać się w tym kontekście wmanewrować w bardziej wewnętrznie zapętlone, ale równie fatalne stanowisko głoszące, że obie strony mają częściowo rację, zatem powinny wypracować "kompromis" łączący najlepsze z ich postulatów przy jednoczesnym wystrzeganiu się odnośnych "wypaczeń".
Tymczasem, jako że oba wyżej wspomniane ideologiczne fronty wyrastają w ostatecznym rachunku z tego samego rewolucyjno-wichrzycielskiego korzenia, wyrażenie choćby ostrożnej preferencji względem któregokolwiek z nich jest de facto uznaniem, że wichrzycielska rewolucja w tej czy innej formie jest nieunikniona. Owa rewolucja ma zaś to do siebie, że jej pozornie skonfliktowane odmiany bezustannie napędzają się nawzajem w swym niszczycielskim uporze, dążąc w finalnej perspektywie do wzajemnej neutralizacji.
Stąd konsekwentne trzymanie się z dala od nich wszystkich - czy nawet ich zwalczanie na miarę własnych możliwości - nie jest absolutnie przejawem asekuracyjnego kwietyzmu czy przyjmowaniem postawy Piłata, tylko jedynym sposobem zachowywania duchowej trzeźwości w świecie wszechobecnych ideologicznych bałamuctw prześcigających się nieprzerwanie w swej niedorzeczności. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że najwłaściwszym sposobem życia w świecie jest nadzwyczaj często zachowywanie zdecydowanej rezerwy wobec jego "ofert" - zwłaszcza wtedy, gdy już dawno straciły one wszelki kusicielski powab.
Z tego z kolei wynika, że zwykły człowiek jest coraz nachalniej wpychany w objęcia fatalnej i fałszywej alternatywy. Alternatywa ta ma polegać albo na uznaniu, że "globalistyczna" dystopia nie jest jednak taka najgorsza i zasługuje przynajmniej na warunkowe wsparcie, albo na choćby częściowym opowiedzeniu się po stronie terrorystycznych radykałów, którzy powolne gnicie obecnego porządku chcą zastąpić jego szybką, wybuchową likwidacją. Ewentualnie można dać się w tym kontekście wmanewrować w bardziej wewnętrznie zapętlone, ale równie fatalne stanowisko głoszące, że obie strony mają częściowo rację, zatem powinny wypracować "kompromis" łączący najlepsze z ich postulatów przy jednoczesnym wystrzeganiu się odnośnych "wypaczeń".
Tymczasem, jako że oba wyżej wspomniane ideologiczne fronty wyrastają w ostatecznym rachunku z tego samego rewolucyjno-wichrzycielskiego korzenia, wyrażenie choćby ostrożnej preferencji względem któregokolwiek z nich jest de facto uznaniem, że wichrzycielska rewolucja w tej czy innej formie jest nieunikniona. Owa rewolucja ma zaś to do siebie, że jej pozornie skonfliktowane odmiany bezustannie napędzają się nawzajem w swym niszczycielskim uporze, dążąc w finalnej perspektywie do wzajemnej neutralizacji.
Stąd konsekwentne trzymanie się z dala od nich wszystkich - czy nawet ich zwalczanie na miarę własnych możliwości - nie jest absolutnie przejawem asekuracyjnego kwietyzmu czy przyjmowaniem postawy Piłata, tylko jedynym sposobem zachowywania duchowej trzeźwości w świecie wszechobecnych ideologicznych bałamuctw prześcigających się nieprzerwanie w swej niedorzeczności. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że najwłaściwszym sposobem życia w świecie jest nadzwyczaj często zachowywanie zdecydowanej rezerwy wobec jego "ofert" - zwłaszcza wtedy, gdy już dawno straciły one wszelki kusicielski powab.
Thursday, October 12, 2023
Świecki mesjanizm, eskalująca wojna, wewnętrzny pokój i nadzieja nie z tego świata
Dla wszelkich odmian świeckiego mesjanizmu (tzn. mesjanizmu ziemskiego, niekoniecznie materialistycznego) kluczowym narzędziem przygotowującym grunt pod "nowy porządek świata" jest wojna - i to nie byle jaka wojna, tylko wojna konsekwentnie eskalująca zgodnie z zasadą motus in fine velocior. Niezależnie od tego, czy ostatecznym celem ludzkich wysiłków ma być światowy kalifat Mahdiego, światowe królestwo Dawidowe czy globalna republika praw człowieka i obywatela, w perspektywie świeckiego mesjanizmu cel ów może być zrealizowany wyłącznie wskutek decydującego polityczno-militarnego zwycięstwa nad wszystkimi jego wrogami czy nawet nad osobami mu niechętnymi.
Innymi słowy, o powszechnym pokoju nieokupionym powszechną katastrofą może uczciwie marzyć tylko zdający sobie sprawę z tego, że ani królestwo Boże, ani żaden jego "humanistyczny" odpowiednik, nie jest z tego świata. Nawet ktoś taki może jednak żywić uzasadnione obawy, że również i powszechny pokój "nie z tego świata" zostanie okupiony powszechną katastrofą, rozumianą wszelako nie jako konieczny środek do osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa, tylko jako oczywista konsekwencja upartego dążenia ku ostatecznej przepaści. Ktoś taki ma przy tym prawo zachowywać nadzieję, że czystość jego sumienia pozwoli mu przetrwać ową katastrofę w jedynym liczącym się aspekcie - tzn. w aspekcie ustrzeżenia się pychy władzy nad dobrem i złem. To zaś powinno już wystarczyć, by nawet w okolicznościach zdecydowanego deficytu powszechnego pokoju móc nieodmiennie zachowywać niewzruszony pokój wewnętrzny.
Innymi słowy, o powszechnym pokoju nieokupionym powszechną katastrofą może uczciwie marzyć tylko zdający sobie sprawę z tego, że ani królestwo Boże, ani żaden jego "humanistyczny" odpowiednik, nie jest z tego świata. Nawet ktoś taki może jednak żywić uzasadnione obawy, że również i powszechny pokój "nie z tego świata" zostanie okupiony powszechną katastrofą, rozumianą wszelako nie jako konieczny środek do osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa, tylko jako oczywista konsekwencja upartego dążenia ku ostatecznej przepaści. Ktoś taki ma przy tym prawo zachowywać nadzieję, że czystość jego sumienia pozwoli mu przetrwać ową katastrofę w jedynym liczącym się aspekcie - tzn. w aspekcie ustrzeżenia się pychy władzy nad dobrem i złem. To zaś powinno już wystarczyć, by nawet w okolicznościach zdecydowanego deficytu powszechnego pokoju móc nieodmiennie zachowywać niewzruszony pokój wewnętrzny.
Monday, October 2, 2023
Być w świecie, ale nie ze świata: czyli być po jedynej stronie, która nie może przegrać
Stykając się nieuchronnie z wszechobecną i coraz bardziej rozzuchwaloną tandetą - polityczną, intelektualną, kulturową, duchową itd. - można ostatecznie ulec jednemu z dwóch fatalnych wyborów, albo kapitulując przed ową tandetą i uznając, że może nie jest z nią jednak tak najgorzej, albo kapitulując przed zgorzkniałym defetyzmem zakładającym, że jedynym niezawodnym sposobem obrony własnej godności jest dobrowolne wewnętrzne uchodźstwo.
Tymczasem istnieje oczywiście jeszcze jedna alternatywa, którą jest zachowywanie świadomości, iż umiejętność rozpoznania tandety i odczuwanie w kontakcie z nią dyskomfortu świadczy o istnieniu ponadczasowych standardów jakości. Mając tę świadomość, można następnie zidentyfikować rozmaite powstałe na przestrzeni dziejów wzorcowe przejawy owych standardów i trwać przy nich jak przy niezniszczalnej opoce, przyjmując rolę strażników i beneficjentów ich niezawodnie pokrzepiającego wpływu.
Innymi słowy, cytując klasyka nad klasykami, poza uleganiem światu i uciekaniem od niego można też być w świecie, ale nie ze świata. Tylko wówczas, łącząc zdystansowaną wstrzemięźliwość i asertywną odwagę, można zachować wewnętrzną wolność i wewnętrzny pokój, a nawet promieniować nimi na zewnątrz, choćby zewnętrze wydawało się w tym kontekście zupełnie nieobiecujące. Tylko wówczas można mieć bowiem pewność, że stanęło się po jedynej stronie, która nie jest w stanie przegrać.
Tymczasem istnieje oczywiście jeszcze jedna alternatywa, którą jest zachowywanie świadomości, iż umiejętność rozpoznania tandety i odczuwanie w kontakcie z nią dyskomfortu świadczy o istnieniu ponadczasowych standardów jakości. Mając tę świadomość, można następnie zidentyfikować rozmaite powstałe na przestrzeni dziejów wzorcowe przejawy owych standardów i trwać przy nich jak przy niezniszczalnej opoce, przyjmując rolę strażników i beneficjentów ich niezawodnie pokrzepiającego wpływu.
Innymi słowy, cytując klasyka nad klasykami, poza uleganiem światu i uciekaniem od niego można też być w świecie, ale nie ze świata. Tylko wówczas, łącząc zdystansowaną wstrzemięźliwość i asertywną odwagę, można zachować wewnętrzną wolność i wewnętrzny pokój, a nawet promieniować nimi na zewnątrz, choćby zewnętrze wydawało się w tym kontekście zupełnie nieobiecujące. Tylko wówczas można mieć bowiem pewność, że stanęło się po jedynej stronie, która nie jest w stanie przegrać.
Tuesday, September 26, 2023
Prawda jako synteza wszystkich cnót kardynalnych
O ile rozmaite prawdy szczegółowe można na ogół oddzielać od przekłamań wskutek samodzielnego przeprowadzenia stosownych procesów dedukcyjnych bądź przyjrzenia się odnośnym faktom, niezłomne trzymanie się prawd ogólnych - i zabezpieczenie ich przed naporem mnóstwa partykularnych bałamuctw - wymaga przyjęcia odpowiedniej postawy normatywnej. Ściślej rzecz ujmując, niezbędne jest w tym kontekście niewzruszone trwanie przy klasycznej tetradzie cnót (roztropności, sprawiedliwości, wstrzemięźliwości i męstwie) i odrzucanie wszystkich komunikatów, które ewidentnie urągają którejkolwiek z nich.
Po pierwsze zatem należy odnosić się nieufnie do wszystkich obwieszczeń obliczonych na sianie paniki, wzbudzanie histerii i bezzwłoczne podporządkowywanie się owczemu pędowi, a więc obwieszczeń ukierunkowanych na to wszystko, co uwłacza roztropnemu badaniu konkretnych narracji. Znakomitym przykładem jest tu cała hipochondryczna propaganda, z którą mieliśmy do czynienia w czasie trwania niedawnego festiwalu chińskiej grypy, a która zniknęła w pewnym momencie tak szybko, jak szybko wcześniej się pojawiła.
Po drugie trzeba zachowywać sceptyczny dystans wobec wszelkich sugestii, które próbują podkopać ustalony porządek sprawiedliwych stosunków własnościowych i zasłużonych życiowych możliwości, upatrując w nich źródła domniemanych "systemowych zagrożeń". Sztandarową ilustracją jest tu coraz bardziej bezczelna agitacja insynuująca, że rewolucyjnego przeobrażenia ludzkiego życia wymaga groźba rzekomej "katastrofy klimatycznej" - agitacja, warto dodać, uprawiana najbardziej natrętnie przez ideowych (a nieraz i biologicznych) potomków tych, którzy onegdaj próbowali już wszczynać rozmaite przeobrażeniowe rewolucje ze skutkami jak najbardziej realnie katastrofalnymi.
Po trzecie należy opierać się otumaniającemu wpływowi wszelkich deklaracji skłaniających do spoczęcia na laurach i przyjęcia, że tym razem można wreszcie stworzyć "raj na ziemi" i umożliwić ludzkości trwałe otrzymywanie czegoś za nic. Do tej kategorii przynależą dziś, rzecz jasna, przede wszystkim groteskowe opowiastki o "sztucznej inteligencji" czy "technologicznej osobliwości" automatyzującej wszelkie procesy produkcyjne i oferującej ludzkości cyfrowy róg Amaltei w postaci "uniwersalnego bezwarunkowego dochodu". Ten rodzaj szachrajstw, atakując cnotę wstrzemięźliwości i wynikającą z niej zasadę odroczonej gratyfikacji, nie tyle straszy, co znieczula, paradując na ogół w kostiumie domniemanego rozwiązania problemów zawartych w szachrajstwach dwóch poprzednich rodzajów.
Wspólnym mianownikiem wszystkich powyższych typów bałamuctw jest wreszcie próba całkowitego pozbawienia człowieka cnoty męstwa, czyli intelektualnej, moralnej i duchowej samodzielności w korzystaniu z rzeczywistości i zmaganiu się z nią. W miejsce owej cnoty rzeczone blagi mają do zaproponowania wyłącznie zdanie się na łaskę rozmaitych samozwańczych "ekspertów", "filantropów" czy technokratycznych automatyzmów, czyli nie tyle utratę osobistej godności pod orwellowskim butem, co sprzedanie jej za trzydzieści judaszowych nawet nie srebrników, ale wirtualnych talonów.
Podsumowując, trwanie w Prawdzie przez największe P to zadanie tyleż intelektualne, co moralne, i tyleż analityczne, co charakterologiczne. Biorąc zaś pod uwagę, że zasadniczo nie sposób dziś uniknąć bezustannego i wszechobecnego bombardowania tym wszystkim, co Prawdą nie jest, jest to zadanie, od którego nie można się dziś wymigać nie skazując się na natychmiastową poznawczą klęskę. Innymi słowy, można dziś aspirować do bycia Sokratesem albo skazywać się na bycie Faustem, ale nie sposób być już Piłatem.
Po pierwsze zatem należy odnosić się nieufnie do wszystkich obwieszczeń obliczonych na sianie paniki, wzbudzanie histerii i bezzwłoczne podporządkowywanie się owczemu pędowi, a więc obwieszczeń ukierunkowanych na to wszystko, co uwłacza roztropnemu badaniu konkretnych narracji. Znakomitym przykładem jest tu cała hipochondryczna propaganda, z którą mieliśmy do czynienia w czasie trwania niedawnego festiwalu chińskiej grypy, a która zniknęła w pewnym momencie tak szybko, jak szybko wcześniej się pojawiła.
Po drugie trzeba zachowywać sceptyczny dystans wobec wszelkich sugestii, które próbują podkopać ustalony porządek sprawiedliwych stosunków własnościowych i zasłużonych życiowych możliwości, upatrując w nich źródła domniemanych "systemowych zagrożeń". Sztandarową ilustracją jest tu coraz bardziej bezczelna agitacja insynuująca, że rewolucyjnego przeobrażenia ludzkiego życia wymaga groźba rzekomej "katastrofy klimatycznej" - agitacja, warto dodać, uprawiana najbardziej natrętnie przez ideowych (a nieraz i biologicznych) potomków tych, którzy onegdaj próbowali już wszczynać rozmaite przeobrażeniowe rewolucje ze skutkami jak najbardziej realnie katastrofalnymi.
Po trzecie należy opierać się otumaniającemu wpływowi wszelkich deklaracji skłaniających do spoczęcia na laurach i przyjęcia, że tym razem można wreszcie stworzyć "raj na ziemi" i umożliwić ludzkości trwałe otrzymywanie czegoś za nic. Do tej kategorii przynależą dziś, rzecz jasna, przede wszystkim groteskowe opowiastki o "sztucznej inteligencji" czy "technologicznej osobliwości" automatyzującej wszelkie procesy produkcyjne i oferującej ludzkości cyfrowy róg Amaltei w postaci "uniwersalnego bezwarunkowego dochodu". Ten rodzaj szachrajstw, atakując cnotę wstrzemięźliwości i wynikającą z niej zasadę odroczonej gratyfikacji, nie tyle straszy, co znieczula, paradując na ogół w kostiumie domniemanego rozwiązania problemów zawartych w szachrajstwach dwóch poprzednich rodzajów.
Wspólnym mianownikiem wszystkich powyższych typów bałamuctw jest wreszcie próba całkowitego pozbawienia człowieka cnoty męstwa, czyli intelektualnej, moralnej i duchowej samodzielności w korzystaniu z rzeczywistości i zmaganiu się z nią. W miejsce owej cnoty rzeczone blagi mają do zaproponowania wyłącznie zdanie się na łaskę rozmaitych samozwańczych "ekspertów", "filantropów" czy technokratycznych automatyzmów, czyli nie tyle utratę osobistej godności pod orwellowskim butem, co sprzedanie jej za trzydzieści judaszowych nawet nie srebrników, ale wirtualnych talonów.
Podsumowując, trwanie w Prawdzie przez największe P to zadanie tyleż intelektualne, co moralne, i tyleż analityczne, co charakterologiczne. Biorąc zaś pod uwagę, że zasadniczo nie sposób dziś uniknąć bezustannego i wszechobecnego bombardowania tym wszystkim, co Prawdą nie jest, jest to zadanie, od którego nie można się dziś wymigać nie skazując się na natychmiastową poznawczą klęskę. Innymi słowy, można dziś aspirować do bycia Sokratesem albo skazywać się na bycie Faustem, ale nie sposób być już Piłatem.
Labels:
cnoty,
godność,
męstwo,
prawda,
roztropność,
sprawiedliwość,
wstrzemięźliwość
Subscribe to:
Posts (Atom)