Wednesday, July 29, 2015

Libertarianizm, organizacja i przedsiębiorczość

Istnieją różne sposoby skutecznego promowania wartości libertariańskich, począwszy od oferowania teoretycznej edukacji, a skończywszy na uprawianiu praktycznej kontrekonomii.

Warunkiem koniecznym efektywnej realizacji wszystkich tego rodzaju przedsięwzięć jest naturalnie dobrze zorganizowana współpraca kompetentnych osób. I tu pojawia się interesujące pytanie: do jakiego stopnia tego rodzaju współpraca wymaga karności i jednomyślności, na jaką nie są w stanie się zdobyć z definicji ceniący niezależność i nie lubiący wykonywania poleceń libertarianie?

Wydaje się, że tych zupełnie niezgodnych z duchem libertarianizmu cech wymaga rzeczywiście tradycyjna organizacja biurokratyczna i korporacyjna. Trzeba jednak pamiętać, że w społeczeństwie, większość członków którego na pierwszym miejscu stawiałoby wolność osobistą, ten typ organizacji najprawdopodobniej zanikłby szybko jako rzecz archaiczna i krępująca potencjał rozwojowy człowieka.

Co miałoby go w takim razie zastąpić? Udzielenie - czy też raczej bezustanne udzielanie - odpowiedzi na to pytanie jest kluczowe dla sukcesu teoretycznej praktyki, czy też, jak kto woli, praktycznej teorii libertarianizmu (należy pamiętać, że nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria).

Libertarianie lubią czerpać intelektualną inspirację z dorobku austriackiej szkoły ekonomii, która wypracowała rozbudowaną i filozoficzne wnikliwą teorię przedsiębiorczości. Zgodnie z tą teorią, przedsiębiorca to osoba budująca kapitałową strukturę produkcji w celu wypracowania zysku w niepewnej przyszłości. Trzeba zwrócić uwagę, że zysk nie musi być tu traktowany w kategoriach monetarnych, a kapitał w kategoriach fizycznych. Przedsiębiorca intelektualny buduje strukturę produkcji składającą się głównie z kapitału intelektualnego i społecznego, zaś zyskiem jest dla niego skuteczne rozpowszechnienie istotnych dla niego idei.

Rozumiejąc rolę przedsiębiorcy w świecie ludzkiego działania i wiedząc, jak bogaty, zróżnicowany i innowacyjny kapitał intelektualny i społeczny mają do dyspozycji, libertarianie nie mogą pozwolić sobie na myślenie, że kulturotwórczy sukces można osiągnąć jedynie bazując na najpopularniejszych dzisiaj - a więc biurokratycznych i korporacyjnych - sposobach organizacji. Nie mogą też pozwolić sobie na myślenie, że jako że z uwagi na swój indywidualizm i nonkonformizm nie są oni w stanie skutecznie wykorzystywać tychże sposobów, ich sprawa skazana jest na porażkę.

Wolność osobista i przedsiębiorcza inicjatywa są źródłem innowacyjnych spontanicznych porządków, które mają to do siebie, że zawczasu nikt nie jest w stanie przewidzieć ich kształtu. Są one jednak wypadkową niezliczonej ilości indywidualnych planów, z których każdy - jeśli ma być skuteczny - musi być oparty na bardzo gruntownych przewidywaniach. Libertariańscy intelektualni przedsiębiorcy muszą nauczyć się wykorzystywać swoją przewagę konkurencyjną - swoją intelektualną niezależność, bezkompromisowość i nonkonformizm - do tworzenia tego rodzaju gruntownie przemyślanych, indywidualnych planów. Jeśli tylko powstanie ich wystarczająco dużo i będą one prezentować wystarczająco wysoką jakość, to w wyniku ich konkurencyjnego zazębiania i ścierania się powstanie spontaniczny porządek organizacyjny, którego kulturotwórcza skuteczność przyćmi tę typową dla organizacji nakazowo-hierarchicznych.

Podsumowując, wymagając od społeczeństwa odrzucenia wiary w zinstytucjonalizowaną przemoc jako fundament organizacji społecznej, libertarianie muszą w równym stopniu wymagać od siebie w zakresie przemyślenia, zrozumienia i wykorzystania innowacyjnego, przedsiębiorczego potencjału organizacyjnego swoich głównych pryncypiów - wolności osobistej, intelektualnej niezależności i spontanicznej kreatywności. Tylko wówczas będą oni w swoim przekazie równie wyraziści, co wiarygodni, a tym samym efektywni.

Tuesday, July 21, 2015

Wolność, współczesność, dobrobyt i szczęście

Jednym z najbardziej rażących przejawów intelektualnego infantylizmu znacznej części zarówno tzw. "lewicowców", jak i tzw. "konserwatystów", jest promowane przez nich często przekonanie, że mimo iż we współczesnym świecie, stanowiącym w znacznej mierze spuściznę rewolucji przemysłowej i klasycznego liberalizmu, ludzie są o wiele bogatsi, zdrowsi i bardziej swobodni niż kiedykolwiek wcześniej, są oni jednocześnie "bezprecedensowo nieszczęśliwi" z uwagi na "pogrążenie w płytkim konsumpcjonizmie", "wyalienowanie od wartości wspólnotowych", "oderwanie od wyższych celów", itp.

Tego rodzaju utyskiwanie można w zasadzie uciąć jednym argumentem: jako że jednym z fundamentów spuścizny klasycznego liberalizmu jest możliwość swobodnego wyboru formy swojego życia i jego otoczenia, osoby nie lubiące zbudowanej na tym fundamencie cywilizacji mogą się zawsze od niej odciąć, udając się do różnego rodzaju samowystarczalnych enklaw bądź miejsc odosobnienia, począwszy od kolonii Amiszów i klasztorów klauzurowych, a skończywszy na pustelniach w środku lasu, gdzie będą mogły do woli kultywować "wartości wspólnotowe" i medytować nad "wyższymi celami", nie konsumując żadnych owoców globalnej gospodarki rynkowej.

Warto jednak zastanowić się w tym kontekście nad procesami psychologicznymi, które motywują tego rodzaju powierzchownie pesymistyczne sentymenty. Myślę, że można tu wyróżnić kilka niezależnych, choć uzupełniających się elementów:

1. Tak sofistycznie rozbudowane biadolenie nad własnym losem jest dobrem luksusowym, na jakie mogą sobie pozwolić wyłącznie osoby zdrowe, syte i przynajmniej relatywnie wolne i zamożne. Ci, którzy nie mieli do dyspozycji tego rodzaju wygód - a więc zdecydowana większość naszych przodków - nie mieli zwyczajnie czasu na uprawianie tego rodzaju intelektualnej i emocjonalnej gimnastyki, gdyż ich codzienne życie było na ogół bezustanną walką o doraźne przetrwanie, a ci, którzy nie potrafili jej podjąć i w niej trwać, zwyczajnie nie przeżywali.

2. Świat przedwspółczesny był na ogół światem niemalże zerowej mobilności społecznej, spętanym przemocowym systemem kastowym, jak i światem bardzo niewielkiej dostępności informacyjnej. W związku z tym zdecydowana większość jego mieszkańców albo nie wiedziała o sukcesach innych, albo - jeśli nawet się o nich dowiedziała - traktowała je jako naturalny przejaw odziedziczonego statusu kastowego danej osoby, a więc coś, w czym nie ma cienia zasługi; podobnie też traktowała swoje własne porażki. Tego rodzaju stan rzeczy ograniczał wpływ i skalę zazdrości - jak pisali Schoeck w "Zazdrości" i Mises w "Mentalności Antykapitalistycznej", przegrany zawsze będzie próbował jakoś racjonalizować swoją klęskę, zwłaszcza w świetle sukcesów innych. Miło więc będzie wspominał czas, kiedy żadna tego rodzaju racjonalizacja nie była potrzebna. Świat współczesny - świat znacznej mobilności społecznej i powszechnej dostępności informacyjnej - cały czas domaga się natomiast tego rodzaju racjonalizacji od przegranych zazdrośników, stąd wylewane przez nich regularnie, skierowane przeciwko niemu fale pseudointelektualnej zgorzkniałości.

3. Dopiero będąc zdrowym, sytym i przynajmniej relatywnie wolnym i zamożnym, można się przekonać, że tego rodzaju stan rzeczy stanowi warunek konieczny, ale nie wystarczający bycia szczęśliwym. Innymi słowy, okazuje się wówczas, że być szczęśliwym jest znacznie trudniej, niż mogło się wcześniej wydawać - że bycie szczęśliwym wymaga nie tylko określonych warunków zewnętrznych, ale też ich odpowiedniego wykorzystania, które z kolei wymaga wytężonej, długotrwałej pracy nad intelektualnymi, moralnymi i estetycznymi przymiotami swojego charakteru. Niewielu jest skłonnych wykonać tego rodzaju pracę - znacznie łatwiej jest uciec przed nią w wyimaginowany raj utracony, gdzie możliwość jej wykonania w ogóle nie istniała, a więc gdzie nie można się było winić za nieskorzystanie z niej.

Podsumowując, świat współczesny - świat bezprecedensowego zdrowia, zamożności, wygody i liczby opcji do wyboru - nie tyle czyni ludzi nieszczęśliwymi, bo to byłoby stwierdzenie groteskowe w swojej nielogiczności, ile obnaża naiwność przyjmowanej przez większość z nich koncepcji szczęścia, co jest o tyle dobre, że warunkiem wejścia w dojrzałość jest zdanie sobie sprawy z własnej niedojrzałości.

Monday, July 20, 2015

Wolny rynek, konkurencja i współpraca

Piękno wolnego rynku polega między innymi na tym, że harmonizuje on pozornie sprzeczne wartości, takie jak np. współpraca i konkurencja. Z jednej strony wolny rynek to suma dobrowolnych transakcji międzyludzkich, a więc najobfitsze możliwe źródło społecznej współpracy. Z drugiej strony jednak te podmioty rynkowe, które mają ten sam cel, ale różne pomysły co do tego, jak ów cel zrealizować, rywalizują ze sobą o względy konsumenta.

Z rynkowej rywalizacji wypływa też jednak współpraca, nawet jeśli nieraz niezamierzona i nieuświadomiona, gdyż to właśnie w wyniku przedsiębiorczej konkurencji następuje intensyfikacja specjalizacji i podziału pracy, akumulacja dóbr kapitałowych, postęp technologiczny, i przede wszystkim bezustanne wykształcanie się systemu cenowego, dzięki któremu możliwy jest rachunek ekonomiczny i racjonalna alokacja dóbr. Z wszystkich tych niezmiernie pożytecznych rezultatów i efektów zewnętrznych korzysta ogół uczestników rynku - ogół uczestników rynku korzysta więc nie tylko z umożliwianej przez niego swobodnej współpracy, ale też z odbywającej się w jego ramach swobodnej konkurencji.

Innymi słowy, działanie w ramach wolnego rynku pozwala jego członkom zjeść ciastko i mieć ciastko - cieszyć się zarówno z możliwości pokojowej współpracy ze swoimi bliźnimi, jak też z możliwości podjęcia z nimi rywalizacji budzącej dreszcz intelektualnej lub emocjonalnej ekscytacji, wiedząc, że jedno harmonijnie uzupełnia się z drugim, służąc wszystkim uczestnikom tego wielkiego, bezustannego, nieskończenie złożonego procesu koordynacyjnego, w wyniku którego powstaje dostatnie i spełnione społeczeństwo.

Sunday, July 19, 2015

The First Rule of Social Utility

If a given non-self-sufficient thing is unable to secure funding from any customer, investor, philanthropist, or any other subject acting in accordance with the principle of free exchange of goods, services, values, and ideas, then such a thing is, objectively speaking, at best socially useless and at worst socially harmful.

Pierwsza zasada społecznej użyteczności

Jeśli danej niesamowystarczalnej rzeczy nie jest gotów utrzymywać ani żaden klient, ani żaden inwestor, ani żaden filantrop, ani żaden inny podmiot działający w oparciu o zasadę dobrowolnej wymiany dóbr, usług, wartości i idei, to dana rzecz jest w sposób obiektywny w najlepszym razie społecznie bezużyteczna, a w najgorszym razie społecznie szkodliwa.

Kontrekonomia jako źródło postępu moralnego

Budowanie sieci niezależnych instytucji i obszarów swobodnej działalności - szarej strefy, specjalnych stref ekonomicznych, niezależnych ośrodków edukacyjnych, sieci P2P, itp. - jest istotne nie tylko z tego względu, że umożliwia odcinanie monopolistycznych aparatów opresji od wpływów i zasobów, ale też - co znacznie ważniejsze - z tego względu, że umożliwia powstawanie prawdziwie moralnej i psychologicznie zdrowej kultury, wolnej od fatalnego przekonania, że każdy pożyteczny przejaw ludzkiej działalności potrzebuje "błogosławieństwa" ze strony przedstawicieli zinstytucjonalizowanej agresji, przemocy i przymusu. Innymi słowy, wraz z osłabianiem finansowej pozycji monopolistycznych aparatów opresji, tworzenie tego rodzaju kontrekonomicznych obszarów i instytucji osłabia również korupcjogenne wpływy tychże aparatów.

Jest to o tyle istotne, że o ile w krótkiej perspektywie czasu rzeczone aparaty opresji są w stanie w ramach reakcji samoobronnej zniszczyć wiele tego rodzaju obszarów i instytucji, o tyle nie są w stanie zniszczyć kultury i idei, na których owe obszary i instytucje są ufundowane i których rozpowszechnianiu tak wydatnie służą. Wręcz przeciwnie, uderzając siermiężną przemocą w tego typu enklawy przedsiębiorczej samoorganizacji, obnażają one jedynie swoją naturę całkowicie zbędnych pasożytów i osłabiają swoją opartą na syndromie sztokholmskim i ekonomicznej ignorancji "legitymizację". Innymi słowy, stały, cierpliwy rozwój idei oraz instytucji kontrekonomicznych stawia monopolistyczne aparaty opresji w fatalnej dla nich sytuacji, w której używanie przez nie swojej przewagi konkurencyjnej stopniowo podkopuje jej sprawcze znaczenie. Żaden zwolennik społeczeństwa dobrowolnego nie powinien nigdy o tym zapominać, zwłaszcza w świetle posiadania tak bezprecedensowo skutecznych narzędzi przedsiębiorczych, edukacyjnych i kulturotwórczych, jak te opisane powyżej.

Saturday, July 18, 2015

What a Libertarian Society Is and is Not

A libertarian/anarcho-capitalist/voluntaryist society is not one in which individual liberty solves all social problems, but one in which individual liberty is the conscious foundation of the institutional and cultural framework of society, thus making all social problems far more solvable.

Friday, July 17, 2015

BRICSy, rozwój gospodarczy i kapitał społeczny

Wśród niektórych osób sympatyzujących z wartościami libertariańskimi spotyka się nieraz osobliwe przekonanie, że jako iż Stany Zjednoczone wydają się wyraźnie i gwałtownie trwonić swoje klasycznie liberalne dziedzictwo kulturowe i instytucjonalne, pogrążając się w keynesistowsko-korporacyjno-militarystycznej magmie, ich pozycję supermocarstwa zajmą niebawem Chiny, albo - w wersji bardziej egzotycznej - sojusz chińsko-rosyjski, i w związku z tym to na te dwa kraje powinni się orientować dalekowzroczni przedsiębiorcy.

Sympatyzowanie z tego rodzaju prognozą przez osoby deklarujące rozumienie związku między gospodarczym dobrobytem a szeroko rozumianą kulturową wolnościową jest cokolwiek kuriozalne. Bo o ile rzeczywiście tego rodzaju kultura zaczęła się już degenerować w Stanach Zjednoczonych, o tyle w Chinach - a co dopiero w Rosji - zupełnie ona nie istnieje i nic nie wskazuje na to, żeby miała nagle w najbliższym czasie rozkwitnąć.

Esencją swobody działania prowadzącej do gospodarczego dobrobytu jest przede wszystkim kapitał intelektualny, kulturowy i instytucjonalny, który buduje się co najmniej przez dekady, a do budowania którego Stany Zjednoczone miały unikatowo, bezprecedensowo dobre warunki (osadnictwo ściśle samowyselekcjonowanej grupy emigrantów o bardzo silnie pro-wolnościowej mentalności na "dziewiczej" ziemi, stanowiącej żyzny grunt pod budowę odpowiednio pro-wolnościowej struktury instytucjonalnej). Żadne tego rodzaju warunki nie powstały ostatnio w żadnym z tzw. BRICSów, a w tych dwóch z nich, którym najczęściej wróży się w różnych pro-BRICSowskich prognozach status nowego supermocarstwa, dobrze trzyma się zwyczajowa spuścizna twardego komunizmu, jaką jest ostentacyjnie mafijny neofeudalizm (szminkowany czasem jedynie keynesistowską kreatywną księgowością), nie dający żadnych szans na powstanie kapitału intelektualnego i kulturowego charakterystycznego dla nowoczesnej, zorientowanej na innowacje gospodarki. W tego rodzaju okolicznościach jego ewentualne powstanie może zająć nawet nie tyle dekady, co przynajmniej kolejne półwiecze, w czasie którego wciąż znacznie łatwiej byłoby odwrócić negatywne trendy występujące w Stanach Zjednoczonych i ocalić tamtejszy społeczny kapitał.

Sądzę, że bardziej prawdopodobne od powstania BRICSowego supermocarstwa byłoby nawet dojście w tym czasie do przedsiębiorczo-technologiczno-globalizacyjno-kulturowej rewolucji na miarę XVIII-wiecznej rewolucji amerykańskiej, w ramach której ściśle samowyselekcjonowana grupa pionierów nie tyle zasiedliłaby nową przestrzeń geograficzną, co wytworzyłaby nową przestrzeń kulturowo-instytucjonalną, gdzie - dzięki wykładniczo przyspieszającym możliwościom technologicznym i procesom globalizacji kulturowej - nie byłoby już miejsca na archaiczne koncepcje takie jak "państwo narodowe" czy "rywalizacja geopolityczna".

Podsumowując - pogłębiona refleksja nad rolą wolności osobistej w budowaniu gospodarczej potęgi dopuszcza wiele futurologicznych scenariuszy, w tym scenariuszy mocno spekulatywnych, ale nie wydaje mi się, aby osoby autentycznie zdolne tego rodzaju refleksję podjąć mogły w sposób logicznie uzasadniony przypisywać duże prawdopodobieństwo tym z nich, w których sojusz postkomunistycznych gigarepublik bananowych przejmuje w przewidywalnym czasie gospodarczą pozycję Stanów Zjednoczonych.

Thursday, July 16, 2015

Always Describe Economic Reality As It Is

There are no "market mechanisms", only market processes. There are no "planned economies", only economic plans. There is no "game of supply and demand", only the reality of supply and demand. And there is no "playing the market", only bearing the uncertainty of it.

Sunday, July 12, 2015

Liberty, Security, Uncertainty, and Statism

State-run "social safety net" offers not economic security, but a false sense of economic security. Thus, it maximizes actual economic insecurity by institutionalizing moral hazard and making social stability dependent on the constant growth of the inflation and debt-fueled hyperbubble known as the welfare state. Just as state-run deposit insurance and "lenders of last resort" prevent local bank runs at the expense of opening the floodgates of spectacular, systemic recessions, state-run "social safety net" puts to sleep a constant concern for one's individual economic security at the expense of creating systemic, collective economic and moral dangers.

Uncertainty, including economic uncertainty, is an ineradicable fact of life. To successfully deal with it is to constantly and honestly face it. To try to eliminate it by sweeping it under the rug is to eventually succumb to it in a very painful manner.

Wolność, kultura, infantylizm i dojrzałość

Nawet największa wartość ma na tym niedoskonałym świecie swoją ciemną, a przynajmniej szarawą stronę. W związku z tym np. wolność i dobrobyt potrafi wzmagać kulturowy i osobowościowy infantylizm spod znaku mody, urody, tabloidu, dyskoteki, libacji, narcyzmu i ogólnej bezmyślnej wesołkowatości.

Niektórzy mogą się na to w zrozumiały sposób boczyć. Niektórzy mogą nawet przejść od boczenia się do promowania bardziej angażujących rozum i ducha sposobów spędzania czasu. Nikomu nie powinno jednak nawet przejść przez myśl, że dopuszczalnym narzędziem tego rodzaju promocji mogłoby być celowe ograniczenie rzekomego "nadmiaru" wolności i dobrobytu.

Bo o ile, co zostało już wyżej uznane, wolność i dobrobyt rzeczywiście potrafi wzmagać tego rodzaju infantylizm, to jakiekolwiek ograniczenia wolności i dobrobytu nie wzmagają kulturowej i osobowościowej dojrzałości, tylko infantylizm znacznie gorszego rodzaju - infantylizm spod znaku wiary w "opatrznościowych mężów stanu" i oczyszczającą moc zbiorowej przemocy, pensjonarskiej egzaltacji nad "prawdziwymi mężczyznami" i "cnotliwymi panienkami", koturnowego moralizatorstwa, kiczu propagandowych broszurek, i ogłupiającej gotowości "poświęcenia się w imię Wielkich Spraw", a więc różnego rodzaju wielkich kolektywnych fikcji.

O ile wydobycie się z pierwszego z wyżej opisanych rodzajów infantylizmu jest na ogół wyłącznie kwestią czasu, o tyle wydobycie się z drugiego z nich jest zazwyczaj kwestią długiej, mozolnej walki o odzyskanie tej wolności i dobrobytu, które wcześniej próbowali "rozsądnie ograniczać" różni samozwańczy strażnicy rozumu i moralności, okazujący się w rzeczywistości rzecznikami bezmyślności, konformizmu i moralnego kiczu, wiedzącymi co prawda, że wolność i dobrobyt nie są bezpośrednim źródłem jakiegokolwiek intelektualnego czy moralnego przymiotu, ale nie wiedzącymi, że są one jednakowoż ich warunkiem koniecznym.

Friday, July 10, 2015

The Stock Market, Individual Ignorance, and Collective Knowledge

The best and most vivid illustration of the individual predictive incompetence of human beings is provided by the stock market. One might have thought that, given a reasonable amount of specialized knowledge, analytical skills, and business experience, one should be able to consistently discover new Apples, Netflixes, and Teslas in one's area of expertise before the general public jumps on board, thus consistenly beating the general market by a fair margin. After all, looking back on various charts, it seems that an awful lot of money is being consistently left on the table.

And yet, it turns out that there are very few individuals in the whole world who were able to consistently beat the market indices over the long run, and even they managed to beat them by just a few percentage points. So, rather than calling them predictive geniuses, we might as well call them predictive moderates and the rest of the world predictive idiots. There are hardly any more sobering facts to bear in mind whenever any self-proclaimed "expert" or "policymaker" declares what the economy, or even a highly specific niche sector of the economy, is about to do.

At the same time, the stock market also provides the best and most vivid illustration of the collective predictive competence of humankind, since the majority of financial assets are priced just about right most of the time, making major asset bubbles that are not triggered by coercive, political manipulations of market signals a very rare phenomenon. In other words, the stock market is the most vivid expression of humans' collective knowledge, while politics is the most vivid expression of their collective ignorance. This is the main thing that should be borne in mind whenever one hears the tired nostrum about "public policy" needed to curb "animal spirits".

Agresja nie zawsze musi być nieuzasadniona, ale zawsze jest przestępstwem

Etyka libertariańska nie twierdzi, że agresja nie jest nigdy uzasadniona, ale że jest zawsze działaniem przestępczym. Trzeba zwrócić uwagę, że są to dwie bardzo różne rzeczy. Dana osoba może czuć, że podjęcie działania przestępczego jest uzasadnione, gdyż istnieje duża szansa na to, że w perspektywie ex post zostanie ona uniewinniona lub nawet pochwalona przez swoją ofiarę (weźmy tu np. przypadek siłowego powstrzymania znajdującego się w stanie przejściowej depresji niedoszłego samobójcy od spełnienia swojego planu). Trzeba też zwrócić uwagę, że tego rodzaju stanowisko jest czymś zupełnie innym, niż przyzwolenie na istnienie monopolistycznego aparatu agresji, który wyjmuje się spod powszechnie obowiązującego prawa moralnego twierdząc, że jego agresywne działania są nie tyle przestępcze, choć wybaczalne, ale potencjalnie praworządne.

Etyka libertariańska mówi: agresja może być czasem uzasadniona, ale zawsze - choć niekoniecznie na stałe - czyni ona agresora przestępcą. Etatystyczna (pseudo)etyka mówi natomiast: agresja może być praworządna, jeśli tylko dokonuje jej odpowiedni typ agresora. Nie jest to błahostka ani ustępstwo, ale podstawa różnicy między wyrafinowaną moralnością a pokrętną niemoralnością.

Thursday, July 9, 2015

Aggression may not always be unjustified, but it is always criminal

The libertarian ethic does not say that aggression is never justified, but that it is always criminal. Note that these are very different things. One might feel justified in committing a prima facie criminal act in the belief that he will be subsequently pardoned or even thanked by his victim (think, of, e.g., forcibly preventing a temporarily depressed would-be suicide from carrying through on his plans). And note that this is something very different from allowing for the existence of a monopolistic apparatus of aggression that removes itself from the ambit of universally applicable morality by claiming that its acts of aggression are not criminal-though-pardonable, but possibly non-criminal.

The libertarian ethic says: aggression may occasionally be justified, but it always - though not necessarily permanently - makes the aggressor a criminal. The statist (pseudo)ethic says: aggression may be non-criminal, provided that it is committed by the right kind of aggressor. This is neither a trifle nor a concession, but the essence of the difference between sophisticated morality and sophistical immorality.

Czym nie jest wolny rynek, a o czym powinni wiedzieć jego zwolennicy

Wyobrażenia wielu samozwańczych zwolenników wolnego rynku na temat tego, czym ów wolny rynek jest, są częstokroć równie osobliwe, co podobne wyobrażenia jego samozwańczych przeciwników. Warto więc jak najczęściej przypominać, że wolny rynek to nie:

1. Walka z międzynarodowymi korporacjami jako podmiotami rzekomo immanentnie "betonującymi" wolny rynek - wolnorynkowa przedsiębiorczość od zawsze polegała w dużej mierze na "startupowych" Dawidach rzucających wyzwania korporacyjnym Goliatom. Jeśli ktoś twierdzi, że jest to dziś niemożliwe, to jest to najlepszy dowód na to, że nie nadaje się na przedsiębiorcę, czyli kogoś, kto nie boi się robić tego, czego w opinii innych zrobić się nie da. Istotnym elementem poglądów wolnorynkowych jest natomiast walka z usankcjonowanymi prawnie przywilejami korporacyjnymi - subsydiami, koncesjami, bailoutami, itp. - mylenie jednego z drugim jest jednak błędem zasadniczym, nie lepszym od tego, jaki popełnia rzekomy "antyrynkowiec" utożsamiający wolny rynek z korporacyjnym etatyzmem.

2. Popieranie "rodzimego biznesu". Wolnorynkowy biznes nie ma być rodzimy, tylko skuteczny, tzn. ma zaspokajać potrzeby konsumenta niezależnie od jego przynależności etnicznej czy kulturowej. Jeśli rodzime jest tandetne, to jego sztuczne, wymuszone forowanie jest największą krzywdą ekonomiczną i moralną, jaką można mu wyrządzić, krzywdą konserwującą jego tandetę i psującą lokalną kulturę przedsiębiorczości.

3. Walka o poddanie "prywatnych banków centralnych" kontroli społeczeństw. Po pierwsze, żaden bank centralny nie jest podmiotem prywatnym (niezależnie od tego, ile teorii spiskowych twierdzi inaczej), a po drugie, nawet gdyby hipotetyczny bank centralny poddać nacjonalizacji, w żaden istotny sposób nie umniejszyłoby to immanentnie szkodliwej gospodarczo roli tego rodzaju instytucji.

4. Walka o ograniczenie i większą "regulację" obrotu "spekulacyjnymi instrumentami pochodnymi". Spekulacja i instrumenty pochodne pełnią cały szereg bardzo pozytywnych funkcji gospodarczych - zwiększanie płynności rynkowej, znaczne zwiększenie możliwości skutecznego zarządzania ryzykiem, przyśpieszenie korekcji cenowych poprzez przekłuwanie baniek na rynkach aktywów, itd. Innymi słowy, rzekomi "wolnorynkowcy" artykułujący tego rodzaju krytykę mają na ogół niewiele lepsze rozumienie finansowej strony wolnego rynku, niż straszący spekulantami komunistyczni propagandyści.

5. Zapatrzenie się na keynesistowskie prestidigitatorstwo, na dzień dzisiejszy zwłaszcza w wydaniu chińskim (patrz: austriacka teoria cyklu koniunkturalnego).

6. Przekonanie, że wolnemu rynkowi bardziej sprzyjają rządy autorytarne, zwłaszcza monarchiczne, aniżeli demokratyczne. Owszem, monarchowie mogą mieć niższą preferencję czasową, niż demokratyczni politycy, ale mogą też odczuwać znacznie większy strach przed wykształceniem się silnej klasy średniej, a tym samym przed potencjalną utratą monarchicznych przywilejów. Mogą też dzięki swojej scentralizowanej władzy znacznie skutecznie ograniczać wolność jednostki, niż może to zrobić z definicji rozproszona i wewnętrznie podzielona władza demokratyczna. Innymi słowy, niewiele jest równie mało wolnorynkowych stwierdzeń jak to, że da się "wziąć społeczeństwo za mordę i wprowadzić wolny rynek".

Podsumowując, deklarując się jako zwolennik wolnego rynku, nie zdobywszy wcześniej gruntownej wiedzy na temat jego natury, szkodzi się jego rozwojowi, nie zaś mu pomaga. Warto zawsze o tym pamiętać, ilekroć zapali się w nas pasja do jakiejś idei.

Tuesday, July 7, 2015

Libertarianizm a życie w ciekawych czasach

Bardzo solidnym fundamentem przyjęcia światopoglądu libertariańskiego może być refleksja nad tym, przez jak wiele tysiącleci ludzkość w najzupełniej odstręczający sposób marnotrawiła swój potencjał, tak jednostkowy, jak i zbiorowy, zużywając swoją energię, zarówno fizyczną, jak i intelektualną, na wojny, dworskie intrygi, partyjne przepychanki, rozpowszechnianie propagandy, dawanie upustu plemiennym kompleksom, walkę o monopolistyczne przywileje i polityczne dotacje, uprawianie sofistyki mającej uzasadnić i zracjonalizować stosowanie zinstytucjonalizowanej agresji, wznoszenie monumentów pychy władzy, i inne czynności składające się na ogromną, zinstytucjonalizowaną, irracjonalną, wyniszczającą grę o sumie ujemnej.

Libertarianizm wykorzystuje bezprecedensowy moment znacznej wolności słowa i względnej wolności działania, aby jasno powiedzieć: nie chodzi o to, żeby grać w tę grę coraz lepiej i "rozsądniej", ale o to, żeby przestać w nią grać, bo w dłuższej perspektywie nie ma i nie może być w niej żadnych wygranych. Po to, żeby przestać w nią grać, nie trzeba wiele: wystarczy konsekwentne trzymanie się najbardziej prozaicznego i oczywistego zdrowego rozsądku, zgodnego z naszymi najbardziej codziennymi wyobrażeniami na temat zasad przyzwoitości w kontaktach międzyludzkich, znanych większości z nas już od najwcześniejszych lat: trzymaj ręce przy sobie, nie bij innych, nie łap się za cudze, żyj i daj żyć innym. Problemem nie jest nieświadomość tych zasad, ale łatwość, z jaką racjonalizuje się ich łamanie, może nawet częściej cudze, niż własne.

A jeśli ktoś, w pełni zaakceptowawszy intelektualne i moralne argumenty na rzecz filozofii libertariańskiej, stwierdziłby, że może mimo wszystko warto pogodzić się z istnieniem wszystkich wyżej wymienionych przemocowych zjawisk, bo bez nich świat byłby nudny jak dziecinne wyobrażenie rajskiego ogrodu, w którym nikt nie docenia wolności, wówczas można by zauważyć, że jest to jedynie kolejny dowód na to, jak bardzo zjawiska te zawężają ludzkie horyzonty i hamują rozwój ludzkiego potencjału.

Powstanie społeczeństwa dobrowolnego byłoby nie końcem, ale początkiem nie tylko prawdziwie cywilizowanego, ale też prawdziwie ciekawego okresu historii ludzkości. Nie sposób sobie nawet wyobrazić, jakie niezwykłe zjawiska w tego rodzaju społeczeństwie byłaby w stanie odkryć nauka, ku jak wyrafinowanym formom twórczości skierowałaby się sztuka, na jaki poziom głębi i dojrzałości byłaby w stanie wspiąć się duchowość, z jakimi dziś nawet niewyrażalnymi problemami musiałaby się zmierzyć filozofia, jak poznawczo bogate formy bytowania otworzyłoby przed ludzkością osiągnięcie punktu technologicznej osobliwości i wspinanie się na kolejne szczeble skali Kardaszewa, itd.

Nawet najbardziej abstrakcyjna refleksja na temat tego rodzaju perspektyw powinna uderzyć snującą ją osobę wrażeniem dojmującej marności większej części dotychczasowej historii ludzkości, wraz z przekonaniem, że obecne czasy stwarzają jedną z tych rzadkich okazji, które pozwalają tę historię przekierować na nieco mniej marne tory, jeśli tylko wystarczająca liczba wolnych jednostek wyrazi odpowiednią wolę. Światopogląd libertariański jest niczym innym, jak jasnym, świadomym i jednoznacznym wyrażeniem takiej woli. Rzadko która epoka sprzyja jej intensywnemu, zbiorowemu, teoretycznie świadomemu i pragmatycznie umocowanemu wdrażaniu, ale wtedy, gdy zaistnieją ku temu liczne sprzyjające okoliczności, konsekwencje są na ogół równie moralnie podbudowujące, co intelektualnie fascynujące.

Wednesday, July 1, 2015

Żyjemy w najlepszej z dotychczasowych epok

Libertarianizm ucieleśnia najbardziej prozaiczny i oczywisty zdrowy rozsądek, zgodny z naszymi najbardziej codziennymi wyobrażeniami na temat zasad przyzwoitości w kontaktach międzyludzkich, znanych większości z nas już od najwcześniejszych lat: trzymaj ręce przy sobie, nie bij innych, nie łap się za cudze, żyj i daj żyć innym. Albo, bardziej technicznie: każdy jest wyłącznym właścicielem swojego ciała i umysłu, jak również owoców ich pracy, i w związku z tym bezwarunkowo niemoralna jest inicjacja agresji naruszająca nietykalność cielesną lub własność drugiego.

Mimo to jednak, poznając historię rodzaju ludzkiego, przekonujemy się, że na przestrzeni tysiącleci zaledwie garstka osób była gotowa doprowadzić te zdroworozsądkowe intuicje moralne do ich logicznego zwieńczenia i odważnie głosić wypływające z tego wnioski, podczas gdy miliardy innych akceptowały mniej lub bardziej bezrefleksyjnie cały szereg zasadniczych odstępstw od owych intuicji, takich jak m.in. niewolnictwo, system kastowy, usankcjonowana prawnie dyskryminacja rasowa i płciowa, despotyzm, feudalizm, absolutyzm, czy najogólniej rzecz biorąc etatyzm, nieraz przyjmujący najbardziej krwiożercze formy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Przerażająco potężny wydaje się w świetle tej obserwacji wpływ syndromu sztokholmskiego, libido dominandi, przesądów, uprzedzeń, koniunkturalizmu czy wreszcie zwykłego strachu przed represjami ze strony tej czy innej samozwańczej "władzy".

Mając wgląd w tak stosunkowo długą już perspektywę historyczną, tym bardziej powinniśmy docenić, w jak niezwykle bezprecedensowych i fortunnych czasach przyszło nam żyć - choć etatyzm wciąż ma się dobrze, przyjmując coraz bardziej subtelne (mniej wulgarnie krwiożercze) formy, to - przynajmniej w pewnej części świata - za jego najbardziej nawet zdecydowane krytykowanie, ośmieszanie czy punktowanie jego logicznych absurdów, archaiczności i immanentnej niemoralności nie grożą już żadne represje. Co więcej - w świecie rewolucji informacyjnej żadne tego rodzaju globalnie skuteczne represje nie są już możliwe. To z kolei sprawia, że filozofia libertariańska - konsekwentne i bezwyjątkowe trzymanie się najbardziej prozaicznego i oczywistego zdrowego rozsądku, zgodnego z naszymi najbardziej codziennymi wyobrażeniami na temat zasad przyzwoitości w kontaktach międzyludzkich - po raz pierwszy w historii przybiera na popularności w sposób wykładniczy.

Wystarczy porównać sytuację libertarianina dziś, a sytuację abolicjonisty w Egipcie faraonów czy klasycznego liberała w epoce absolutyzmu, żeby odzyskać cały optymizm, jaki jest potrzebny zwolennikom wolności do cierpliwego, bezustannego uświadamiania innym, że nie potrzebują oni czyjegokolwiek pozwolenia na bycie wolnymi, ani też nie potrzebują jakiegokolwiek pana, indywidualnego ani zbiorowego, dziedzicznego ani elekcyjnego, globalnego ani lokalnego, do osiągania swoich wielkich i małych, indywidualnych i zbiorowych celów. Ten, kto uważa dziś, że niemożliwe jest powstanie społeczeństwa dobrowolnego, jest tym samym, który uważał wczoraj, że koniecznym jest istnienie społeczeństwa opartego na despotycznych represjach, a biorąc pod uwagę dzisiejsze - wciąż wykładniczo się rozwijające - możliwości komunikowania rzetelnej wiedzy, oddolnego organizowania pokojowych działań zbiorowych i korzystania z szeroko rozumianej społecznej przedsiębiorczości - to, co jest "niemożliwe" dziś, jak nigdy wcześniej może się okazać możliwym już jutro.