Monday, February 23, 2015

Trzy powody, dla których nie istnieje nic takiego jak prawa pozytywne

1. Prawa są z definicji uniwersalne, co oznacza, że korzystać z nich mogą wszyscy, nawet równocześnie. Przykładowo, wszyscy mogą równocześnie korzystać ze swojego prawa do własności nie wytwarzając przy tym jakiegokolwiek koniecznego konfliktu interesów, a co dopiero logicznej sprzeczności. Ale jako że skorzystanie z „prawa pozytywnego” oznacza przymuszenie drugiej osoby do dostarczenia sobie konkretnego dobra lub usługi, sytuacja, w której wszyscy próbują skorzystać ze swoich „praw pozytywnych” jest sytuacją, w której nikt nie może z nich skorzystać, gdyż tam, gdzie wszyscy próbują brać, nie ma nikogo, kto mógłby dawać.

2. Jako że prawa są z definicji uniwersalne, obowiązują one niezależnie od miejsca i czasu. Przykładowo, prawo do własności obowiązywało w równym stopniu we wczesnym neolicie, co w dniu dzisiejszym. Tymczasem „prawa pozytywne” są często „prawami” do dóbr i usług, których powszechna dostępność jest bardzo niedawnym zjawiskiem. Nonsensem byłoby np. twierdzić, że „prawo” do edukacji obowiązywało we wczesnym neolicie, gdyż edukacja w obecnym sensie tego słowa nie istniała w tamtym czasie. Sugeruje to, że zarówno to, jak i inne wynalezione niedawno „prawa”, nie są autentycznymi prawami, ale współczesnymi przywilejami.

3. Autentyczne prawa nie mogą wchodzić ze sobą w konflikt. Przykładowo, korzystanie ze swojego prawa do własności nie narusza żadnych praw jakiejkolwiek innej osoby. Tymczasem, jako że skorzystanie z „prawa pozytywnego” oznacza przymuszenie drugiej osoby do dostarczenia sobie konkretnego dobra lub usługi, z konieczności narusza ono cudze prawa do wolności i własności, tym samym z konieczności prowadząc do konfliktu praw. To sugeruje, że tylko jedno z tych praw – to, które może być wykorzystane bez doprowadzenia do nieuniknionego konfliktu praw – jest autentycznym prawem, a nie ukrytym przywilejem.

Legal Polycentrism, the Circularity Problem, and the Regression Theorem of Institutional Development

The circularity problem states that before legal polycentrists can employ price theoretic arguments about market competition, they must first show that legal polycentrism is able to instantiate the institutional framework within which property rights are protected and contracts are enforced. If these requirements are not satisfied, it is illegitimately circular to draw on market competition as an argument for legal polycentrism. This paper indicates that the above problem can be solved by relying on the regression theorem of institutional development, whereby the development of higher-level (hard) institutions is conditioned by the development of lower-level (soft) institutions.

[Read More]

Saturday, February 7, 2015

Libertarianizm a fałszywe polityczne dychotomie

Libertarianizm obnaża "prawicę" i "lewicę" jako puste semantycznie etykietki, wykorzystywane przez etatystów do realizowania w wymiarze kulturowym zasady "dziel i rządź". W związku z tym za nieporozumienie uważam mówienie o libertarianizmie "prawicowym" i "lewicowym". Koronnym dowodem na bezzasadność tworzenia tego rodzaju dychotomii jest dla mnie to, że w takim stopniu, w jakim samozwańczy libertarianie "prawicowi" i "lewicowi" nie próbują łączyć libertarianizmu ze swoimi wąsko rozumianymi upodobaniami kulturowymi, głoszą oni tezy nie przeciwstawne, a komplementarne.

Libertarianie "lewicowi" podkreślają przede wszystkim, że globalne, wysoce hierarchiczne korporacje osiągają rozmiar i wpływ większy niż ten możliwy przy uwzględnieniu odwrotnych efektów skali tylko dzięki państwowym subsydiom, monopolistycznym przywilejom, ekspansji kredytowej opartej na pustym pieniądzu, bailoutom, itp. W związku z tym słusznie argumentują oni, że w społeczeństwie dobrowolnym relacje wewnątrz produktywnych przedsiębiorstw byłyby najprawdopodobniej znacznie bardziej poziome, elastyczne, inkluzywne, bezpośrednie, spersonalizowane, itp.

Libertarianie "prawicowi" podkreślają natomiast przede wszystkim rolę dobrowolnych, spontanicznie kształtujących się hierarchii jako naturalnego przedłużenia zasady specjalizacji i podziału pracy. W związku z tym równie słusznie argumentują oni, że w społeczeństwie dobrowolnym wciąż mielibyśmy do czynienia z funkcjonalnym podziałem na przedsiębiorców, kapitalistów, rentierów i pracowników najemnych, jak również z różnymi powiązanymi z tym podziałem funkcjonalnymi (ale nie prawnymi) nierównościami.

Innymi słowy, libertarianie "lewicowi" skupiają się na krytyce sztucznych hierarchii, budowanych przy udziale monopolistycznych aparatów opresji, podczas gdy libertarianie "prawicowi" skupiają się na obronie naturalnych hierarchii, stanowiących jedno z narzędzi realizacji produktywnego potencjału społeczeństwa dobrowolnego. Jako że - przy odpowiednio życzliwym odczytaniu - są to przedsięwzięcia intelektualne wzajemnie się uzupełniające, uważam, że nie ma żadnych przeszkód ku temu, aby libertarianie "prawicowi" i "lewicowi" zwarli intelektualne szyki i przekonali się, że mogą być po prostu libertarianami.