Monday, February 21, 2022

Subkreacja a destrukcja, czyli o tworach tolkienopodobnych

W środkach masowego przekazu pojawiły się ostatnio pewne mocno sugestywne zdjęcia promujące twór tolkienopodobny produkcji "amazońskiej". Arogancka dezynwoltura, z jaką - wnioskując z owych zdjęć - autorzy tego tworu podeszli do wizji świata przedstawionego w adaptowanym pierwowzorze, wywołała niezaskakujące komentarze na temat odruchowego już porzucania literackiej prawdy na rzecz topornej ideologii. Dużo bardziej symptomatyczne od wzmiankowanych zdjęć i komentarzy okazały się jednak odpowiedzi na owe komentarze, pochodzące zarówno od przygodnych internetowych dyskutantów, jak i od tzw. zawodowych dziennikarzy prasowych.

Otóż treść rzeczonych replik - rzecz również niezaskakująca - oscyluje konsekwentnie wokół następujących podręcznikowo wręcz infantylnych sloganów: "przecież to jest świat fantastyczny, a w świecie fantastycznym wszystko może się zdarzyć" oraz "co kogo obchodzi fizjonomia czy kolor skóry, liczy się charakter postaci i talent aktorski". Trudno o wyrazistszy przejaw tego, że tzw. kultura masowa - doganiając w przyspieszonym tempie to, co od paru dobrych dekad ma już miejsce w obrębie tzw. kultury snobistycznej - znajduje się już nie na etapie antycywilizacyjnym, ale na etapie post-cywilizacyjnym. Wielkie dzieło modernistycznej dekonstrukcji - czyli destrukcji kanonu - dokonało się pod egidą rozmaitych Joyce'ów, Sartre'ów i Beckettów, czyli osób, które wyrastały jeszcze z "kanonicznej" kultury i w związku z tym wiedziały, jak ją najskuteczniej nadwątlać i wykoślawiać. Jako że jednak podobna dekonstrukcja jest z definicji zadaniem zbyt intelektualnie ambitnym dla kultury masowej, ta ostatnia, chcąc wymiernie służyć "duchowi tego świata", musiała dokonać bezpośredniego przeskoku z etapu konstruktywnego - reprezentowanego jeszcze przez ekranizacje "Władcy Pierścieni" sprzed raptem 20 lat - do etapu post-destrukcyjnego. Innymi słowy, musiała pominąć etap, gdzie światy fantastyczne traktuje się jako rewolucyjne "kuźnie utopii" czy miejsca egzystencjalnych rozterek, i raptownie wejść w etap, gdzie są już one traktowane wyłącznie jako otchłanie groteskowego infantylizmu.

Wyjątkowo znamienne jest branie w tym kontekście na warsztat nikogo innego jak właśnie Tolkiena, który już za życia był znienawidzony przez tzw. krytyków literackich jako "reakcjonista" i "bajkopisarz". Innymi słowy, nikt bardziej niż Tolkien, głęboko zanurzony w "kanonicznej" homeryckiej i tomistycznej wizji rzeczywistości, nie zdawał sobie sprawy z tego, że literacko wartościowy świat fantastyczny to nie miejsce, gdzie "wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń", tylko ontologicznie spójna konstrukcja domagająca się narracyjnej konsekwencji i kulturowej ciągłości. Tylko wówczas bowiem tworzenie literatury (bądź kinematografii) fantastycznej nosi znamiona "subkreacji" - tworzenia godnego istot stworzonych na obraz i podobieństwo Stwórcy - a nie destrukcji czy błaznowania na zgliszczach.

W świetle powyższego oczywistym powinien stać się fakt, że "różnorodnościowo"-"inkluzywistyczno"-infantylistyczny walec, który błyskawicznie przetoczył się przez kulturę masową na przestrzeni ostatnich kilku lat, nie jest odbiciem jakiejkolwiek spontanicznej "ewolucji kulturowej" czy jakichkolwiek organicznych "zmian w świadomości społecznej", tylko przejawem pospiesznego wdrażania odgórnie narzuconej ideologicznej agendy, której fundamenty były przygotowywane co najmniej od wielu dekad. Warto też zrozumieć, że najwyższym funkcjonariuszom w polityczno-korporacyjno-biurokratycznej hierarchii wdrażającej ową agendę zależy nie na pieniądzach czy banalnie rozumianej władzy, tylko na degradacji człowieka rozumianej jako cel sam w sobie - zgodnie z odwieczną linią programową tego, z którym postanowili podpisać cyrograf.

Najlepszym sposobem na zachowanie zarówno trzeźwości osądu, jak i pogodnego dystansu w obliczu wzmiankowanych zjawisk jest zatem, jak łatwo się domyślić, powrót do źródeł - regularne konsultowanie dzieł Tolkiena (a także Homera, Dantego, Lewisa, Chestertona itd.) celem sycenia swojej wyobraźni i odnawiania swojego poczucia dobrego smaku w obliczu coraz nachalniej forsowanej ideologicznej tandety. Ta ostatnia przeminie już niedługo, bo z uwagi na swoją samobójczą naturę przeminąć musi, natomiast rzecz w tym, żeby w międzyczasie nie przeminęła również nasza zdolność do odróżniania rzeczywistości od jej bałamutnych atrap. Nie trzeba wiele aktywności, żeby tę zdolność zachować - ale też nie trzeba wiele bierności, żeby ją szybko stracić. Stąd bądźmy bierni tam, gdzie świat próbuje nas skłonić do "aktywistycznego" wierzgania, ale tym bardziej bądźmy czynni tam, gdzie próbuje nas on uśpić swoimi miazmatami. W erze powszechnego dostępu do niemal całości cywilizacyjnego dorobku ludzkości jest to zadanie równie organizacyjnie proste, co moralne satysfakcjonujące - trudno więc o szczere usprawiedliwienie przed samym sobą rezygnacji z jego podjęcia.

2 comments:

  1. To bardzo rozczarowujące, że Pan traktuje tą historię poważnie. Przecież Pan najlepiej powinien wiedzieć, że "podmioty działające na wolnym rynku muszą kierować się zyskiem", więc multietniczna obsada odzwierciedla tylko multietniczność potencjalnej widowni. Wszystkie teoryjki o "agendzie" wydają mi się po prostu żałosną racjonalizacją.
    Zdradzę Panu sekret: w mojej ontologii Śródziemie nie istnieje (najprawdopodobniej nie istnieje, jak nie istnieje czajniczek na orbicie Marsa, powiedzmy). Ponadto Śródziemie Tolkiena i Śródziemie Jacksona traktuję jako dwa odrębne kulturowe twory, choć drugi zaczerpnął pewne elementy z pierwszego. Teraz pojawi się trzeci twór - Śródziemie Amazonu. Ale to nie oznacza żadnego "zniszczenia", czarnoskórzy elfowie nie skolonizują teraz tak kochanej postwagnerowskiej scenografii.
    Nawiasem mówiąc: uważam, że Homer jest przereklamowany, może dlatego że nie mogłem go czytać w oryginale, więc nie znam jego kunsztu (tylko kunszt tłumaczy). Gdyby odjąć Odyseuszowi spryt, a Achillesowi brawurę byliby nieodróżnialni. Cieszę się, że przez te trzy tysiące lat pracowano - robili to między innymi różni Joyce'owie, Sartrzy i Beckeci - nad psychologią postaci.

    ReplyDelete
  2. Etap peterojacksonowski też stanowił wypaczenie idei Tolkiena: patrz uwaga poniżej niniejszego textu: http://wirtualnewydawnictwowiwo.blogspot.com/2014/11/epopeja-poprawna-politycznie-czyli-jak.html

    Temat omówiony szerzej:
    http://wirtualnewydawnictwowiwo.blogspot.com/2017/05/po-co-czyta-sie-powiesci-zwaszcza.html

    ReplyDelete