Tuesday, October 13, 2015

Uwagi o stabilności libertariańskiej anarchii i możliwościach obronnych dobrowolnego społeczeństwa, część druga

Paweł Nowakowski odniósł się w sposób krytyczny do argumentów przedstawionych przeze mnie w artykule pt. „Kilka uwag o stabilności libertariańskiej anarchii i możliwościach obronnych dobrowolnego społeczeństwa”. Uważa on, że owa stabilność oraz owe możliwości byłyby mniejsze (choć na podstawie jego kontrargumentów trudno stwierdzić, o ile mniejsze), niż sugeruje to mój tekst.

Poniżej odnoszę się kolejno do przedstawionych przez niego wątpliwości:

1. Nowakowski zadaje pytanie, czy powinno się działać na rzecz powstania dobrowolnego społeczeństwa „w sytuacji braku odpowiedniej nadbudowy społecznej do pomyślnego zaistnienia anarchokapitalizmu”. Jest to pytanie o tyle dziwne, o ile w swoim pierwotnym artykule wyraźnie zaznaczam — i Nowakowski zdaje się to dostrzegać — że warunkiem powstania rzeczonego społeczeństwa jest zaistnienie odpowiedniej ideowej nadbudowy. Innymi słowy, nie da się oddzielić na poziomie logicznym tworzenia tego pierwszego od tworzenia tego drugiego — jeśli ktoś uważa, że np. sam akt odsunięcia od władzy rządzących, niezależnie od tego, kim oni są i kto ma największą szansę na ich zastąpienie, przysłuży się budowaniu dobrowolnego społeczeństwa, to daje tym samym świadectwo, że nie rozumie idei, której rzekomo sprzyja. W kontekście tego rodzaju pytań nie da się też — wbrew temu, co zdaje się sugerować Nowakowski — oddzielać aspektów etycznych i „technicznych”, bo działanie na rzecz skutecznego wdrożenia pewnej idei to akt intelektualno-kulturowej przedsiębiorczości, a więc wyzwanie natury tymologicznej, a nie prakseologicznej. Każdy ideowy przedsiębiorca musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, jak uczynić grunt pod realizację konkretnych idei odpowiednio żyznym i jakie niezamierzone konsekwencje mogą mieć poszczególne podjęte w tym kierunku działania.

2. W odniesieniu do mojego argumentu mówiącego, że pojawienie się społeczeństwa dobrowolnego, wraz ze wszystkimi jego dobrodziejstwami, ma szansę na podłamanie ideologicznego poparcia dla pozostałych istniejących monopolistycznych aparatów przemocy, Nowakowski stwierdza, że „argument ten nie bierze na przykład pod uwagę różnorakich etosów dominujących w różnego rodzaju społecznościach”. Jest to odpowiedź o tyle osobliwa, o ile Nowakowski nie kwestionuje na poziomie logicznym żadnego z ekonomicznych ani etycznych argumentów na rzecz anarchokapitalizmu. Jego odpowiedź przypomina więc odpowiedź kogoś, kto, po skonfrontowaniu z ekonomicznymi i etycznymi argumentami na rzecz zniesienia niewolnictwa, odpowiedziałby: „to wszystko prawda, ale niewolnictwa nie da się znieść, bo niektórzy lubią zniewalać innych”. Jest to więc gołosłowne stwierdzenie, że postęp moralny i ekonomiczny jest niemożliwy, niezależnie od jakości przedstawianych na jego rzecz argumentów. Innymi słowy, jest to wyraz intelektualnej kapitulacji, a więc ostatnia rzecz, jaką należałoby uznać za logicznie przekonujący argument. Nie na miejscu jest też odwołanie się w tym kontekście do hoppeańskiego „paradoksu imperializmu”, bo znajduje on zastosowanie tylko do państw, których mieszkańcy są w najlepszym razie zwolennikami idei klasycznego liberalizmu — tzn. zwolennikami poglądu, że warunkiem zaistnienia wolnej gospodarki jest istnienie ograniczonego w zakresie swoich funkcji, ale militarnie silnego państwa. W takiej konfiguracji ideologiczno-ekonomiczno-politycznej rzeczywiście wraz z rozwojem względnie liberalnej gospodarki rośnie też coraz bardziej militarna siła pasożytującego na niej państwa, mogąca zaszkodzić sąsiadującej z nim enklawie anarchokapitalizmu. Jeśli jednak, zgodnie z moim argumentem, przyjąć, że powstanie prosperującej enklawy anarchokapitalizmu skutecznie zasieje idee anarchokapitalistyczne (nie klasycznie liberalne!) w umysłach mieszkańców sąsiadujących państw, wówczas należy dojść do wniosku, że mieszkańcy ci będą dążyć do zbudowania prosperującego społeczeństwa i utrzymującej je prosperującej gospodarki na bazie nie wzmacniania, ale sukcesywnego osłabiania militarnego potencjału pasożytującego na niej państwa. Innymi słowy, fundamentalna różnica ideowa między klasycznym liberalizmem (względnie minarchizmem) a anarchokapitalizmem czyni ten drugi niepodatnym na wywołanie „paradoksu imperializmu”.

3. Nowakowski nie dyskutuje ze stwierdzeniem, że — zgodnie z wnioskami wypływającymi z teorii ekonomii — każde społeczeństwo dobrowolne byłoby (lub też szybko stałoby się) społeczeństwem bardzo zamożnym i gospodarczo zaawansowanym. Nie przeszkadza mu to jednak sugerować, że tego rodzaju społeczeństwa szybko padłyby ofiarą etatystycznych, grabieżczych hord o wysokiej preferencji czasowej. Skoro jednak niska preferencja czasowa, będąca jednym z fundamentów filozofii anarchokapitalistycznej, prowadzi do zamożności i gospodarczego rozwoju, a tym samym do możliwości skutecznego tworzenia zaawansowanych środków obrony terytorialnej, podczas gdy typowa dla demokratycznego etatyzmu wysoka preferencja czasowa prowadzi do konsumpcji kapitału i gospodarczej stagnacji, to w jaki sposób względnie zacofany i kulturowo zdegenerowany etatystyczny reżim miałby móc podporządkować sobie bogatą, prosperującą enklawę anarchokapitalizmu? Poza tym, wracając do punktu poprzedniego, dlaczego rozwój bogatych, prosperujących enklaw anarchokapitalizmu nie miałby doprowadzić do bezprecedensowo szybkiego i skutecznego rozprzestrzenienia się wiedzy o korzyściach płynących z obniżania swojej preferencji czasowej, a tym samym do ideologicznego podminowania promującego wysoką preferencję czasową demokratycznego etatyzmu?

4. Co do kwestii zwiększania potencjału obronnego dobrowolnych społeczeństw i działających w ich obrębie prywatnych agencji ochrony poprzez wchodzenie przez nie w sojusze militarne z odpowiednio ekonomiczne uświadomionymi rządami sąsiadujących państw, Nowakowski sugeruje, że byłoby to dla tych drugich nieopłacalne wojskowo „ze względu na, jak można się spodziewać, względnie słabe wyposażenie wojskowe poszczególnych agencji, które osobno dysponowałaby mniejszym kapitałem niż państwa”. Ale nawet jeśli by przyjąć, że poszczególne agencje rzeczywiście dysponowałyby przeciętnie mniejszym kapitałem niż państwa, to dlaczego miałoby się przyjmować, że państwa miałyby zawierać tego rodzaju sojusze z poszczególnymi agencjami, a nie z całymi ich sieciami lub stowarzyszeniami? Przynależność do tego rodzaju stowarzyszeń byłaby korzystna dla poszczególnych agencji, gdyż generowałaby pozytywne efekty sieciowe, w żaden sposób nie musiałaby jednak prowadzić do ich łączenia się w monopolistyczne czy quasi-monopolistyczne konglomeraty, gdyż to z kolei pozbawiałoby je ich unikatowych przewag konkurencyjnych oraz wywoływałoby negatywne efekty reputacyjne w wyczulonych na wszelkie działania kartelizacyjne społeczeństwach anarchokapitalistycznych. Stwierdzenie natomiast, że poszczególne agencje ochrony nie miałyby „bodźców ekonomicznych do rozwoju środków obronnych z prawdziwego zdarzenia, gdyż ich utrzymanie pociągałoby za sobą znaczne zwiększenie składek ubezpieczeniowych dla klientów, […] ci [zaś] mogliby wówczas przenieść się do innej agencji”, to nic innego, jak ponowne wyrecytowanie „problemu gapowicza”, do którego w literaturze anarchokapitalistycznej odnoszono się w wyczerpujący sposób już co najmniej dziesiątki razy. Dość wymienić tu rozwiązania takie jak ostracyzm gospodarczy wymierzony w kierunku agencji nie oferujących odpowiednio wielkoskalowych usług obronnych (lub odmawiających przynależności do stowarzyszeń biznesowych wspólnie finansujących tego rodzaju usługi), zabieganie o pozytywne efekty reputacyjne przez firmy spoza sektora obronnego poprzez dobrowolne dofinansowywanie tego rodzaju wielkoskalowych usług, czy opatrywanie wszelkich zbiórek pieniędzy na tego rodzaju usługi klauzulami asekuracyjnymi gwarantującymi zwrot indywidualnych wkładów w razie niezebrania odpowiedniej ilości funduszy.

5. W odniesieniu do mojego argumentu mówiącego, że społeczeństwo dobrowolne z definicji pozbawione byłoby struktur władzy, które mógłby przejąć ewentualny agresor, Nowakowski stwierdza, że jest on „bardzo słaby”, bo „praktycznie cała Ziemia […] jest opanowana przez państwa”. Można by powiedzieć, że jest to odpowiedź z gatunku „nigdzie na świecie nie było jeszcze nigdy tego, czego na nim jeszcze nigdy nigdzie nie było”. Poza tym Nowakowski ignoruje fakt, że nawet spoglądając na dotychczasową historię polityczno-gospodarcza ludzkości, możemy dojść do wniosku, że im bardziej cywilizacyjnie rozwinięta i ideowo zaangażowana była dana społeczność, tym trudniej było jej narzucić jakąkolwiek zewnętrzną strukturę polityczną i tym łatwiej było jej tego rodzaju struktury z siebie strząsać. Najlepszym przykładem są tu Stany Zjednoczone, których mieszkańcy dzięki swojej ideowej wytrwałości w zakresie budowy kultury opartej na wartościach klasycznie liberalnych stosunkowo szybko i skutecznie pozbyli się wszelkich struktur politycznej podległości wobec znacznie bardziej etatystycznej Europy. Biorąc pod uwagę zrozumienie Nowakowskiego dla faktu, że powstanie sprawnie funkcjonującego społeczeństwa anarchokapitalistycznego wymagałoby podobnego ideowego zaangażowania — przy czym musiałoby to być zaangażowanie oparte na znacznie dalej posuniętej wrogości wobec istnienia jakichkolwiek struktur władzy jako takiej — dziwi fakt, że zdaje się on pokładać tak wielką wiarę w zdolności etatystów w zakresie tworzenia trwałych struktur etatystycznej podległości na tak skrajnie ideologicznie niesprzyjającym gruncie.

6. W kontekście dwóch ostatnich z przedstawionych przeze mnie w pierwotnym artykule argumentów Nowakowski częściowo przyznaje mi rację, częściowo przywołuje swoje kontrargumenty wysunięte wobec moich wcześniejszych argumentów (do których odniosłem się już we wcześniejszej części niniejszego artykułu) i częściowo formułuje pozorne kontrargumenty, które okazują się w rzeczywistości zgodne z moimi argumentami z pierwotnego artykułu (jak choćby te dotyczące zwiększania swojego potencjału militarnego przez stosunkowo mniejsze ośrodki administracyjne poprzez wchodzenie w sojusze militarne z ośrodkami stosunkowo większymi lub też przystępowanie do stosownych międzyośrodkowych stowarzyszeń). Innymi słowy, nie widzę tutaj żadnych dodatkowych wątpliwości, do których mógłbym się odnieść.

Podsumowując, kontrargumenty Nowakowskiego są co prawda bardziej rozbudowane i wnikliwe niż te, które spotyka się na ogół w kontekście głównonurtowych omówień filozofii anarchokapitalistycznej, nie przedstawiają one jednak dla niej żadnych szczególnych trudności.

No comments:

Post a Comment