Thursday, April 28, 2022

Niezależny osąd a ideologiczna walka z gramatyką

Psucie rzeczywistości zaczyna się od psucia języka. Co prawda większość języków świata jest już od dawna psuta różnymi formami sofistycznego bądź zwyczajnie bełkotliwego żargonu, ale dopiero od niedawna rozmaici ideologiczni wichrzyciele wzięli się za językową dewastację na bardziej fundamentalnym poziomie: na poziomie nie leksykalnym, a gramatycznym.

Na tzw. Zachodzie w pierwszej kolejności postanowiono obciążyć wydumanymi ideologicznymi niedorzecznościami kwestię używania zaimków. Domyślając się jednak, że podobna operacja nie powiedzie się w naszej części świata, postanowiono w zastępstwie - powołując się cynicznie na wpływ autentycznie tragicznych wydarzeń - zacząć w podobny sposób majstrować przy kwestii używania przyimków.

Wymówki dla powyższych działań są w obu przypadkach podszyte przewrotnym pseudomoralizmem i w obu przypadkach identyczny jest również ich cel. Jest nim testowanie, do jakiego stopnia można w błyskawicznym tempie zdalnie programować świadomość szerokich mas i zastępować ich odwieczne, zdroworozsądkowe nawyki podległością wobec arbitralnych ideologicznych kaprysów. Jest to też tym samym sprawdzanie, w jakim stopniu sprawuje się nad masami władzę nie polityczną czy gospodarczą, ale duchową - czyli tą najgłębszą i dającą domorosłym "władcom świata" najbardziej perwersyjną satysfakcję.

Jeśli zatem chce się im rzeczonej satysfakcji odmówić, zachowując eo ipso swoją duchową godność i status niezależnego, rozumnego podmiotu, należy mieć stałą świadomość natury wzmiankowanych zagrywek wraz z ich wewnętrznym zróżnicowaniem, w tym również tym o charakterze terytorialnym. Tylko wówczas język giętki powie wszystko, co pomyśli głowa - pomyśli, a nie powtórzy po jej domorosłym zewnętrznym kontrolerze.

Tuesday, April 26, 2022

Dbałość o wolność słowa w "świecie klaunów"

Oto "świat klaunów" w pigułce: z jednej strony ideologiczni rezonerzy nazywający "walką o demokrację" popieranie kryptocenzury na stronie służącej głównie zamieszczaniu pustych sloganów, a z drugiej strony zblazowany celebryta-miliarder nazywający "walką o wolność słowa" tromtadrackie obietnice likwidacji owej kryptocenzury (tak czy inaczej możliwej do obejścia przy minimum wysiłku).

Warto umieć rozpoznawać podobne pseudokonflikty i unikać choćby i biernego angażowania się po którejkolwiek z ich rzekomych stron, aby w ich coraz większym zagęszczeniu umieć identyfikować te sytuacje, w których stawka toczy się o rzeczy faktycznie poważne. Począwszy choćby od tej, której natura w bezprecedensowym stopniu unaoczniła się na przestrzeni ostatnich dwóch lat, a którą można streścić następująco: prawnie zagwarantowana wolność słowa ma znaczenie tylko wtedy, gdy zabezpiecza ona wolność słowa zagwarantowaną mentalnie i duchowo. To zaś ma miejsce tylko wtedy, gdy słowa dyktuje człowiekowi naturalne światło rozumu, głos sumienia i wewnętrzna wolność woli, a nie odgórnie narzucane propagandowe narracje i "profilowe kolorowanki", które można zmieniać jednym przesunięciem globalnego socjotechnicznego przełącznika.

Tylko wówczas słowa - choćby i wypowiadane w sposób najswobodniejszy - przestaną konsekwentnie tracić swoje znaczenie, a wartości - choćby i wyrażane w sposób najbardziej szczery - przestaną być zastępowane swoimi płaskimi karykaturami. Tego jednak nie zapewni żadna "systemowa" zmiana - tu pomoże jedynie kilka miliardów właściwych i ciągle ponawianych indywidualnych wyborów.

Sunday, April 24, 2022

Psucie pieniądza: kluczowe źródło psucia świata

Inflacja jest w ostatecznym rachunku zawsze zjawiskiem monetarnym - warto zwrócić uwagę, że prawda ta nie tylko wskazuje na fakt, iż alternatywne wyjaśnienia inflacji to wymówki mające odwodzić uwagę od "słonia w pokoju", ale też daje do zrozumienia, że nawet ewentualną wartość wyjaśniającą owych alternatywnych uzasadnień można ostatecznie zakotwiczyć w sferze monetarno-politycznej.

Przykładowo: to oczywiście prawda, że znaczący konflikt zbrojny może wzmóc inflację cenową wskutek hamowania produktywnej działalności gospodarczej, niszczenia dóbr kapitałowych i infrastruktury logistycznej itd. Niemniej nic tak nie sprzyja znaczącym konfliktom zbrojnym, jak wyścig zbrojeń między militarnymi potęgami, a nic w takim stopniu nie ułatwia wyścigu zbrojeń między militarnymi potęgami, jak stała możliwość inflacyjnej redystrybucji siły nabywczej kontrolowanych przez nie walut. Innymi słowy, wojna może oczywiście wywołać tymczasową inflację cenową, ale wojnom wydatnie sprzyja konsekwentna inflacja monetarna.

Podobnie, sparaliżowanie danej gospodarki tzw. lockdownem mającym rzekomo ograniczać rozprzestrzenianie się niebezpiecznego drobnoustroju (abstrahując na moment od kwestii tego, kto jest odpowiedzialny za powstanie i uwolnienie tego ostatniego) może oczywiście doprowadzić do inflacyjnego "szoku podażowego". Niemniej trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek był gotów tolerować odgórnie narzucony gospodarczy paraliż, gdyby w czasie jego trwania nie mógł posiłkować się "awaryjnymi kredytami", "czekami stymulacyjnymi" i innymi protezami finansowanymi bądź to wprost poprzez inflacyjną redystrybucję, bądź też poprzez emisję łatwo monetyzowalnego długu.

Podsumowując, rozmaite "szoki podażowe" są naturalnie czynnikami wywołującymi doraźną inflację cenową, ale powstanie świata cechującego się nadzwyczajną częstotliwością występowania podobnych szoków jest w ogromnej mierze pochodną wytwarzania permanentnej inflacji monetarnej, czyli ochoczego korzystania z "usług" banków centralnych i walut dekretowych. Innymi słowy, nigdy nie należy zapominać o tym, w jak znaczącej mierze bezpośrednie psucie świata ma swe ostateczne źródło w bezustannym psuciu pieniądza. Nawet jeśli miłość pieniądza to korzeń wszelkiego zła, jej głównym elementem jest dziś niewątpliwie miłość cudzej siły nabywczej - politycznie umotywowana, pozaustawowo wyrażana i ukradkowo zaspokajana.

Friday, April 15, 2022

Duch "globalnej polityki" i tłumu pod krzyżem a rosnąca konieczność moralnej doskonałości

Na przestrzeni ostatniego półtora roku wielokrotnie podkreślałem, że soratyczne "elity" rządzące światem mają już wyłącznie jeden cel: wpędzenie jak największych rzesz zwykłych ludzi w stan jak najgłębszej konfuzji, rozpaczy i beznadziei skutkującej duchowym zatraceniem. W świetle powyższego faktu ich coraz bardziej absurdalne ze zdroworozsądkowego punktu widzenia decyzje są z ich własnego punktu widzenia jak najbardziej "racjonalne".

Przykładowo, wyprzedzające straszenie przez dyrektora CIA tym, że przyparty do muru P. może niebawem użyć taktycznej broni jądrowej, mogłoby być słusznie uznane za niebezpieczne podbechtywanie, ale z punktu widzenia tych, którzy w swoim niegodziwym szaleństwie nie mieliby nic przeciwko takiemu obrotowi spraw, jest to działanie pożądane.

Podobnie, morzenie głodem mieszkańców Szanghaju w ramach najabsurdalniejszej z dotychczasowych odsłon totalitaryzmu hipochondrycznego mogłoby być słusznie uznane za czysty obłęd, ale z punktu widzenia istot czerpiących satysfakcję z czynienia zła jest to, znowu, zjawisko korzystne - zwłaszcza jeśli zdoła ono wywołać kaskadę kolejnych niszczycielskich kroków, takich jak np. inwazja na Tajwan dezorganizująca pęczniejący oddolny bunt przeciwko sanitarystycznemu amokowi KPCh.

Wreszcie to samo można powiedzieć o ostentacyjnie prowokacyjnym wtargnięciu izraelskich sił zbrojnych do meczetu Al-Aqsa w okresie, kiedy w Jerozolimie obchodzone są równolegle Ramadan, Pascha i Triduum Paschalne. Znowu, mogłoby się wydawać, że podobne działanie to podręcznikowy przykład podkładania iskry pod beczkę prochu, a tym samym podręcznikowy przykład nieodpowiedzialności - chyba że wywołanie eksplozji jest czyimś wyrachowanym celem.

I jeśli ktoś teraz zapyta, dlaczego te pieczołowicie odtrąbiane w głównonurtowych mediach i, jak się zdaje, globalnie koordynowane konfliktogenne procedury miałyby w swojej kulminacji dawać komukolwiek satysfakcję, to dzisiaj jest doskonały dzień, żeby uzyskać na to pytanie adekwatną odpowiedź. Dość wspomnieć na to, jaki duch pobudzał tłum stojący pod krzyżem i dawał mu bezinteresownie złośliwą motywację. Jeśli chce się zrozumieć "globalną politykę" dzisiejszego świata, nie można pozostawać ślepym na działanie owego ducha i na naturę udzielanych przez niego natchnień.

Zrozumiawszy ją zaś, pozostaje przyjąć niezłomną postawę moralnej doskonałości wykazywaną przez Tego, który ani na jotę nie dał owemu duchowi satysfakcji. Tylko wówczas - niezależnie od tego, ile demoralizujących bałamuctw mają jeszcze w zanadrzu domorośli "władcy świata" - zawsze zachowa się w konfrontacji z nimi niewzruszoną odwagę, wytrwałość i wewnętrzny pokój.

Wednesday, April 13, 2022

Upadek iluzji "pokoju i bezpieczeństwa" jako konieczna droga do wolności i odpowiedzialności

Dawniej człowiek często bywał głupi, ale rzadko bywał bezustannie ogłupiany i często bywał niemoralny, ale rzadko bywał bezustannie demoralizowany. Innymi słowy, głównym problemem dzisiejszego człowieka jest nie jego degradacja, ale wyuczona bierność w jej obliczu i nieświadomość bycia jej ofiarą; zaś jedynym skutecznym rozwiązaniem tego problemu jest nie "pokój i bezpieczeństwo", ale wolność i odpowiedzialność.

Przy czym rzeczywiście może być tak, że tylko zawalenie się iluzji "pokoju i bezpieczeństwa" jest w stanie człowieka na tyle otrzeźwić, aby mógł on na powrót uświadomić sobie potrzebę wolności i odpowiedzialności - z tym kluczowym zastrzeżeniem, że potrzeby tej nie jest w stanie zaspokoić absolutnie żaden polityczny reżim ani ideologiczny front. W świecie, w którym globalna polityka to już wyłącznie wielki spektakl zła, a medialna ideologia to już wyłącznie sztuczna mgła mająca ukryć ten fakt, ma się niepowtarzalną i być może ostatnią szansę, żeby tę świadomość trwale odzyskać - nie ma więc już żadnych dobrych wymówek, żeby jej w pełni nie wykorzystać.

Sunday, April 10, 2022

Między młotem barbarii a kowadłem dekadencji

W miarę upływu czasu coraz bardziej można docenić unikatowy charakter naszej części świata. Z jednej strony słuszną odrazę budzi w jej mieszkańcach dzika mentalność każdej "wschodniej fali" - co nie powinno w najmniejszym stopniu dziwić, biorąc pod uwagę, iż na przestrzeni dziejów trzy wielkie "wschodnie fale" rozbiły się o tutejsze "przedmurze". Z drugiej jednak strony równie słuszną odrazę budzi wciąż w tutejszym społeczeństwie straszna duchowa cena, jaką tzw. Zachód (rozumiany w sensie czysto geograficznym, nie cywilizacyjnym) zapłacił za swój tymczasowy materialny dobrobyt i doczesny pokój, konsekwentnie dając się infekować trucizną Gramsciego, Kinseya i Alinsky'ego, czego skutkiem jest obecny stan rzeczy, w którym większości tamtejszych wpływowych decydentów i "edukatorów" należałby się kamień młyński u szyi i dno morza.

Tymczasem tutaj - mimo oczywistych i momentami mocno uciążliwych zjawisk, takich jak chroniczny bałagan prawny, napór drobnej kleptokracji i długa tradycja ogólnego nieprofesjonalizmu - wciąż można funkcjonować w poczuciu, że jest się otoczonym względną normalnością i zdroworozsądkowością, która, choć nie zasługuje na aureolę, nie woła też regularnie o pomstę do nieba. Potwierdził to również ostatni samarytański zryw - bardziej żywiołowy niż przemyślany, ale szczery w swojej spontaniczności i bezinteresownie serdeczny.

Czy rzeczona sytuacja jest w większej mierze pochodną mimowolnych doświadczeń historycznych, czy dobrowolnego i konsekwentnego zaangażowania na rzecz określonych wartości, to kwestia niemal nieskończenie pojemna i w tym miejscu nierozstrzygalna. Tak czy inaczej, warto zdać sobie sprawę z autentycznej unikatowości miejsca, które od stuleci hartowało się między młotem ustawicznej barbarii a kowadłem nad wyraz częstej dekadencji, docenić względnie bardzo dobry rezultat powyższego procesu i bez jakichkolwiek kompleksów kultywować jego oryginalny charakter. Zwłaszcza, że coraz bardziej wygląda na to, iż na ostatecznym placu boju może się on ostać jako jeden z nielicznych - nawet jeśli nie "wielki", to przynajmniej nie całkiem skarlały.

Friday, April 8, 2022

Ani Zachód, ani Wschód, tylko ludzie dobrej woli

Problem nie leży w przekonaniu samego siebie, żeby życzyć źle "wschodniej fali", która zachowuje się tak samo, jak każda "wschodnia fala" przed nią, poczynając od Hunów poprzez Tatarów po bolszewików. Problem leży w niemożności przekonania samego siebie, żeby życzyć dobrze tzw. Zachodowi, który całkowicie zmarnotrawił swoje dziedzictwo greckie, rzymskie, klasycznie liberalne i chrystusowe - i, co gorsza, ani myśli je odzyskiwać nawet w obliczu gorącego starcia ze swoim rzekomym cywilizacyjnym wrogiem.

Pozostaje zatem życzyć dobrze wszystkim poszczególnym ludziom dobrej woli - z Zachodu, Wschodu, Północy i Południa - którzy wspomniane dziedzictwo zachowują albo przynajmniej uczciwie próbują to robić. Innymi słowy, pozostaje życzyć dobrze wszystkim tym, którzy nie dbają o bałamutne polityczne teatrzyki i ideologiczne straszydła, ale wyłącznie o mozolne, codzienne doskonalenie siebie i swoich bliźnich. To oni odziedziczą to, co zostanie ze świata.