Friday, December 5, 2014

A Few Reasons to Be Cautiously Optimistic About the Prospects for Liberty

Individual liberty is not a new concept, but its ultimate development in the form of the vision of a voluntary society is quite recent. The same can be said about the consistent application of the economic way of thinking to the question of the production of law and order, which provides a powerful intellectual foundation for the vision in question. And the same can most certainly be said about the modern information technology, which allows for disseminating this vision and familiarizing others with its intellectual foundations on a global scale. When so many favourable factors coincide, it is not unreasonable to be cautiously optimistic about the prospects for a major but peaceful transformation of society in the direction of a far more civilized and prosperous coexistence, based on the principles of voluntariness, contractuality, competitive diversity, and bottom-up mutual aid. The road ahead may still be long, but the pace of progress in the dissemination of the relevant ideas is nonetheless encouraging.

Thursday, November 20, 2014

Instytucjonalna przemoc a infekowanie wolnością

Etatyzm swoją siłę czerpie nie tylko - albo może nawet nie przede wszystkim - z grożenia instytucjonalną przemocą, ale z korumpowania instytucjonalną przemocą, pozyskiwania jak najszerszej rzeszy klientów poprzez redystrybucję części zagrabionych wcześniej dóbr i rozdawanie przywilejów. W ten sposób etatyzm nie tylko zwraca się przeciwko społeczeństwu, ale też zwraca społeczeństwo przeciwko samemu sobie, zasadniczo osłabiając jego możliwości obronne. Społeczeństwo dotknięte chorobą etatyzmu to nie tylko społeczeństwo zaszczute instytucjonalną przemocą, ale też społeczeństwo zainfekowane instytucjonalną przemocą - społeczeństwo, które nie zwróci się przeciwko instytucjonalnej przemocy, gdyż jego poszczególne segmenty żyją dzięki niej swoim wzajemnym kosztem. Innymi słowy, etatyzm służy nie tylko tym, dla których siłowa kontrola nad innymi jest celem samym w sobie, ale też tym, dla których jest ona przede wszystkim środkiem do pozyskiwania dóbr, których nie potrafiliby oni pozyskać w jakikolwiek inny sposób.

Dlatego - analogicznie - warunkiem koniecznym skutecznego poszerzania obszaru wolności własnego działania jest "infekowanie" wolnością tych, którzy - korzystając z etatystycznego systemu redystrybucyjnego - nie uważają jej za pożądany cel sam w sobie. Innymi słowy, rzecz nie tylko w budowaniu coraz większego wpływu frontu pryncypialnych wolnościowców, ale też w skutecznym przekonywaniu tych, którzy pryncypialnymi wolnościowcami nie są, że powszechny szacunek dla wolności działania generuje na tyle silne pozytywne efekty zewnętrzne, iż są one w stanie przeważyć nad wszelkimi korzyściami materialnymi, jakie można uzyskać stając się klientem etatyzmu. Wykazywanie, że życie kosztem drugiego się nie opłaca, jest prawdopodobnie jedynym dobrze rokującym sposobem na wyleczenie z etatystycznej choroby tych, którym uniemożliwia ona uświadomienie sobie, że życie kosztem drugiego jest niemoralne i degradujące. Być może jest to kolejna ilustracja tego, że względy utylitarne i deontologiczne mogą uzupełniać się w harmonijny i spójny sposób, zwłaszcza w zakresie działań na rzecz wolności.

Wednesday, November 12, 2014

Libertarianizm a moralne dwójmyślenie

Z moralnego punktu widzenia libertarianizm głosi zasady, które dla większości są zupełnie prozaiczne i oczywiste: każdy jest wyłącznym właścicielem swojego ciała i umysłu, jak również owoców ich pracy, i w związku z tym bezwarunkowo niemoralna jest inicjacja agresji naruszająca nietykalność cielesną lub własność drugiego. Jednocześnie z politycznego punktu widzenia zasady te z prozaicznych i oczywistych stają się w opinii większości zasadami radykalnymi i rewolucyjnymi, gdyż głoszą one bezwarunkową niemoralność (a tym samym stosowność eliminacji) wszelkiej polityki, która z definicji oparta jest na wykorzystywaniu zinstytucjonalizowanej przemocy do kontrolowania poczynań pokojowo nastawionych jednostek.

Z uwagi na tak zasadniczy konflikt pomiędzy tymi dwoma punktami widzenia rodzi się tu naturalne pytanie: czy błędna jest zdroworozsądkowa moralność, czy też błędna jest powszechna moralna akceptacja dla polityki w najrozmaitszych jej przejawach, takich jak podatki, regulacje handlowe, paternalistyczne nakazy i zakazy, "sprawiedliwe wojny", itp.? Jako że niemożliwe jest wyobrażenie sobie choćby minimalnego rozwoju cywilizacyjnego przy braku poszanowania dla opisanych wyżej zasad zdroworozsądkowej moralności, bardziej przekonująca wydaje się odpowiedź, że pewnego rodzaju fundamentalnym błędem moralnym jest akceptacja dla tego, co zostało wyżej opisane jako polityczny punkt widzenia. Nie jest jednocześnie trudna odpowiedź na pytanie, jak błąd tak fundamentalny mógł stać się błędem tak dojmująco powszechnym - zjawiska takie jak syndrom sztokholmski i libido dominandi, jak również rezultaty eksperymentów takich, jak te przeprowadzone przez Milgrama i Zimbardo, pozwalają wyjaśnić łatwość, z jaką można popaść w permanentny stan moralnego dwójmyślenia.

Powyższe obserwacje pozwalają wysnuć wniosek, że libertarianizm jest w istocie niczym innym, jak elementarną konsekwentnością w zakresie stosowania zasad zdroworozsądkowej moralności, a tym samym zasadniczym wyzwaniem rzuconym moralnemu dwójmyśleniu, którego ostateczną kulminacją jest odruchowa akceptacja dla "politycznego punktu widzenia". Wniosek ten daje pewne wyobrażenie na temat zarówno tego, jak fundamentalna jest rola libertarianizmu w zakresie kierowania wnioskowania moralnego na logicznie spójne i psychologicznie zdrowe tory, jak i tego, jak ogromnie trudne jest związane z tym edukacyjne wyzwanie. Biorąc pod uwagę, że pokonywanie największych wyzwań wiąże się na ogół z największymi korzyściami, powyższa obserwacja nie powinna dziwić, ale mimo to może skłaniać do pewnych praktycznych refleksji.

Sunday, November 2, 2014

O prawach własności w sytuacjach granicznych

Słyszy się czasem stwierdzenie, jakoby libertariańska koncepcja praw własności i związany z nią wymóg ich bezwarunkowego poszanowania były zbyt restrykcyjne, nie biorące pod uwagę tzw. sytuacji granicznych, w których drobne im uchybienie jest w stanie doprowadzić do skutecznej ochrony szeregu podstawowych wartości, takich jak chociażby ludzkie życie.

Sztandarowym przywoływanym w tym kontekście przykładem jest scenariusz, w ramach którego zagubiona od dłuższego czasu w lesie i umierająca z głodu osoba natyka się na prywatną leśną posesję (na obszarze której nie ma w danej chwili właściciela), włamuje się na nią i konsumuje pewną część przechowywanych na niej zapasów żywnościowych. Materialne straty, jakie ponosi z tego tytułu właściciel, są niewielkie, natomiast włamywacz (który, działając w stanie "wyższej konieczności", nie był powodowany przez jakiekolwiek kryminalne intencje) ocala to, co dla niego najcenniejsze - własne życie. Czy i w tego rodzaju przypadkach można domagać się bezwzględnej nienaruszalności praw własności prywatnej?

Owszem, można. Nie oznacza to jednak skazania nieszczęsnego włamywacza na śmierć głodową. Oznacza to natomiast, że włamywacz musi mieć świadomość, że - niezależnie od okoliczności, w jakich działa - naruszając prawa własności, popełnia on przestępstwo i bierze na siebie ryzyko poniesienia związanej z nim kary restytucyjnej. Mowa tu o ryzyku, a nie konieczności poniesienia kary, gdyż okoliczności łagodzące typowe dla sytuacji granicznych mogą sprawić, że właściciel zdecyduje się na ułaskawienie włamywacza, a tym samym de facto zdjęcie z niego statusu przestępcy. Jeśli nie zdecyduje się on na to z własnej inicjatywy, to może go do tego skłonić np. groźba ostracyzmu ze strony lokalnej społeczności, która może domagać się od niego podobnego aktu humanitaryzmu. Jeśli nie przekona go i to, to lokalna (albo nawet ponadlokalna) społeczność może w ramach własnej humanitarnej inicjatywy zdecydować się na urządzenie zbiórki na pokrycie strat poniesionych przez właściciela, tym samym de facto zwalniając włamywacza z konieczności poniesienia kary restytucyjnej. Podobnych możliwości, podyktowanych okolicznościami łagodzącymi sytuacji granicznych, jest wiele, i libertariańska koncepcja praw własności w pełni bierze je pod uwagę.

Jeśli nie dojdzie jednak do realizacji którejkolwiek z nich - innymi słowy, jeśli nikt z wiedzących o sytuacji włamywacza i okolicznościach, w jakich zmuszony był on działać, nie zdecyduje się na udzielenie mu pomocy - to będzie to świadczyło o tym, że na mocy konsensusu społecznego zasługuje on na poniesienie kary. Niezgoda libertarian na dekryminalizację naruszeń praw własności nawet w sytuacjach granicznych ma na celu podkreślenie, że naruszający je musi liczyć się z podobnym ryzykiem, jakkolwiek niewielkie mogłoby ono być, gdyż tego wymaga szacunek dla praw i reguł pokojowego międzyludzkiego współżycia oraz dla cywilizacji dobrobytu, która może być zbudowana wyłącznie na ich fundamencie.

Thursday, October 23, 2014

On the radical incoherence of statism, reasons for its near-universal acceptance, and effective ways of getting rid of it

Statism is the doctrine that the foundation of every well-functioning society is its subjection to a territorial monopoly of violence. Non-statist doctrines, on the other hand, claim that any given society is able to function really well only when it is free from the influence of such monopolies.

Upon encountering in this context the claim that non-statist doctrines are practically unsafe due to their radical character, it is worthwhile to point to the glaring radicalism of every form of statism. Having thus suggested, however, that it is not radicalism per se that is a problem with any given socio-economic doctrine, it is even more worthwhile to underscore that statism is not simply radical, but radical in its incoherence. It seems a very fitting description for the theory which claims, among others:

1. That the only sure way of protecting oneself against violence, aggression and coercion is to help institute and continually support a vast, monopolistic apparatus of institutionalized violence, aggression and coercion.

2. That the only sure way of protecting one’s private property rights is to help institute and continually support a coercive entity whose representatives do not own any of the said entity’s assets, and yet arrogate to themselves the right to expropriate any private property owner for the purposes whose utility it is up to them to appraise.

3. That the free market economy, whose participants – in order to prosper – have to supply one another with productive goods and services, as well as bear the full financial responsibility for the potential failures of their actions, can survive only when subjected to the regulation of a monopolistic group of non-producers, who can always shift the costs of their failures onto the shoulders of producers.

4. That statist coercion is necessary to enforce contracts, and yet the alleged “social contract” that is supposed to establish the state needs no meta-state to enforce it, thus effectively becoming a self-enforcing anomaly.

5. That the wielders of any given monopolistic apparatus of compulsion and aggression use it out of altruistic motives, but if they were to stop using coercive methods (political activity) and instead turn to voluntary methods (market activity), their altruism would be immediately supplanted by base, greed-driven egoism.

6. That states, institutions responsible for some 200.000.000 cruel deaths in the 20th century alone, are supposed to offer protection from “private criminals”, who even in their most organized form of international mafia networks never managed to take even the tiniest fraction of the statist death toll.

7. That the state of anarchy among individuals, each of whom can generally finance his activities out of his private pocket only, would lead to an intolerable escalation of violence and bloodshed, but the state of anarchy among states, each of which can impose the costs of its activities (including warfare) on private individuals, is at least a tolerable and relatively peaceful arrangement.

8. That the lack of an external, monopolistic enforcer of agreements among individuals would lead to endless conflict, but the lack of an external, monopolistic enforcer of agreements among various organs of the state does not prevent them from cooperating effectively and even benevolently.

9. That ceding the task of maintaining justice onto an entity that is both monopolistic and coercive will not lead to it continually perverting justice in its favor. 10. That the notion of checks and balances whereby the rulers control the ruled and the ruled control the rulers does not violate the principle of Occam’s razor, suggestive of the vision in which a single group of self-ruling individuals keeps itself in peaceful balance just fine.

11. That the ruled are wise enough to choose their rulers, but not wise enough to choose the way to use their own money.

12. That a pair of travelers bumping into each other in the middle of a desolate forest do not immediately get at each other’s throats only because they fear being punished by the state.

13. That an institution which forcibly imposes its protective services on others, unilaterally determines their price and excludes all competition in this area will not attempt to benefit from initiating conflicts or letting them develop rather them resolving them or preventing their occurrence.

14. That compulsory expropriation of an individual’s private property need not be considered as a violation of anyone’s rights (given unilaterally determined “due monetary compensation”), but refusing to give up a portion of one’s independently created or contractually acquired belongings is a straightforward violation.

15. That political rights precede property rights, which presumably means that the supposed original social contract was concluded by a bonfire in a cave and written down on the cave wall, or else that the conditions of the pre-contract world allowed for creating the capital necessary to (at least) house the social contractors and provide them with ink and paper in some mysterious, propertyless way.

16. That having a sufficiently large clientele turns what is normally considered a robbery into what is commonly accepted as part of a necessary social service.

17. That a relatively small group of people is capable of possessing more knowledge and making more informed decisions with regard to directing the activities of any given society than the whole rest of the society in question.

18. That the notion of equality before the law leaves place for functional privileges.

19. That unconditional respect for the principle of non-aggression is ‘absolutist’, but unconditional respect for state-legislated law is not.

20. That the prevalence of statism indicates the advantageousness of statism, as if the same could not be once said about astrology, witch-hunting, slavery and legal racial discrimination.

21. That each of the above assertions is solidly justified, both theoretically and empirically, while the negation of any of them lies essentially beyond the pale of reasonable discussion.

Having enumerated these (or other) reasons, it is worthwhile to confront the statist with the task of defending the allegedly moderate character of the doctrine he espouses. And even if he bites the bullet on this one and acknowledges statism’s radicalism, one should unhesitatingly confront him with another, equally difficult task – that of defending statism’s putative coherence. If he admits failure on this score as well, we should not be intellectually surprised, but we might at least feel tactically satisfied.

However, despite feeling thus satisfied, one should not forget that it seems scarcely an exaggeration to say that today’s inhabited world is almost universally statist. Thus, the task facing libertarians remains comprehensive and formidable. Since the shape of social reality is ultimately determined by the ideas people hold, undermining the influence of any given doctrine requires prior understanding of the reasons for both its active espousal and its passive acceptance. Consequently, in order to oppose statism effectively, it is necessary to get a grasp of the factors that make the societies of the world endorse or at least consent to the existence of centralized monopolies of aggression, violence and coercion. What follows is a succinct list of what appear to be the main driving forces behind the phenomenon just described:

1. Intellectual propaganda. The statized education system managed to accomplish a formidable task of creating a number of very potent mental viruses – the theory of social contract, the theory of public and collective goods, the theory of political obligation, various theories of monopoly and other “market failures”, various theories of “positive legislation”, the doctrine of the divine right of kings, etc. The examples could be multiplied ad infinitum. To non-intellectuals these propagandist concoctions oftentimes seem to be serious, rational justifications for obeying the dictates of monopolies of force. To intellectuals, on the other hand, even if they see the (quite flagrant) logical inadequacies of these sophistical constructions, their adoption and propagation usually appears to be one of the safest ways to secure permanent, lucrative and influential job positions.

2. Emotional propaganda. People whose life is by their own admission bland and uninteresting often turn their attention to the antics of various celebrities. Statism never fails to jump on this opportunity to make people emotionally attached to public figures by trying to confer as much notability as possible on politicians, bureaucrats and other high-ranking representatives of the apparatus of institutionalized violence. As a result, the majority of the state’s subjects fall prey to the large-scale version of the Stockholm Syndrome, feeling genuine sympathy for their oppressors even if they do not belong to their immediate electoral clientele.

3. Self-deception. It would seem quite natural to suppose that for the majority of right-minded, decent people the realization that one is being systematically robbed and threatened with severe violence in case of non-subordination is abhorrent to the point of being psychologically unbearable. And yet, since this is precisely what happens under statism, a natural psychological self-defense mechanism for such people is to engage in self-deception and attempt to justify the systematic depravities inflicted upon them. Thus, they are browbeaten into accepting the double “morality” that every rationalization for the ethical distinction between the rulers and the ruled has to rely on.

4. Simple ignorance. It is a sad testimony to the quality of intellectual perspicacity of the majority of the human race that in principle statism can flourish even in the absence of any additional intellectual propaganda on the part of its adherents. As was acutely observed by Bastiat (and reiterated by Hazlitt), it is enough for people to look only at the short-term consequences of a given action, or only at its consequences for a given group, to accept the notion that the apparatus of institutional coercion can create prosperity for some without destroying the prosperity of others. It is of course imperative for the statists to exploit these widespread cognitive deficiencies to the utmost extent.

5. Fear. This element could be understood in a twofold manner. On the one hand, it is fear of responsibility for one’s own life and its shape, which culminates in the conviction that it is desirable to be able to have recourse to an institution capable of forcibly shifting this responsibility onto others. On the other hand, it is a more general horror vacui – fear of independent thinking and acting, fear of living in a world devoid of any ultimate temporal disciplinarian, whose final, indisputable argument is the authoritative argumentum ad baculum, the ability to subordinate a recalcitrant reality by means of legalized (or even sanctified) coercion. After all, it might be quite dispiriting to realize how difficult it would be to accomplish one’s wishes were they not aligned with those of the unquestionable institution just mentioned.

6. Laziness. Drawing on Oppenheimer’s distinction between the economic means and the political means, it can immediately be noticed that using the former to earn one’s bread is time- and effort-consuming, whereas the latter – as soon as the apparatus of institutionalized violence is already in place – can be utilized relatively quickly and effortlessly. Modern-day social democracy epitomizes the redistributive function of the political means. If one can regularly “vote himself” the property of others rather than obtain it through voluntary exchange of independently produced, valuable goods, why shouldn’t he – in the absence of any inhibiting scruples – opt for the former alternative and support the system that enshrines it?

7. Envy. The egalitarian ideology of modern statism, based on the coercive demand that the stream of politically redistributed goods and valuables flow specifically into the hands of those who did nothing to deserve their acquisition, is exceptionally useful in channeling envy and dog-in-the-manger resentment into support for the system that institutionalizes these low and base instincts. Unlike meritocracy, whose results come about through the medium of the totality of voluntary interpersonal interactions, egalitarianism needs to marry statism in order to achieve its envy-driven aims. And since envy is unfortunately a very widespread characteristic, we should not be surprised by the level of backing for the monopolization and centralization of force that it generates.

8. Lust for power. There might be good evolutionary reasons for the contention that human beings are naturally prone to trying to dominate their fellow brothers and sisters. Perhaps noticing that others enjoy a higher standard of living, and consequently higher chances of passing their genes into the future, creates in many an instinctive eagerness to gain similar opportunities in the most convenient manner, even if that means forcibly appropriating someone else’s resources. Be that as it may, we should not forget that a rational morality can be argued to be precisely the tool for disposing of some of the more questionable elements of our putative evolutionary inheritance.

9. Habituation. Statism and its destructive offspring – war, slavery, expropriation and intellectual corruption – have proven themselves to be very resilient and long-lived social plagues. Consequently, it is relatively easy for statists to describe these phenomena as historical, civilizational or even metaphysical necessities. Furthermore, the apparent robustness of monopolies of force allows its rulers and employees to depict non-statist social arrangements as, at best, a radical an precarious unknown, and, at worst, a system prone to endless conflict of everyone against all. Under such conditions, becoming aware and convinced of the viability of voluntarist alternatives, as well as working towards their implementation, is all the more difficult.

10. Resignation. The ultimate goal of statism is to throw every single individual into the state of passivity and lethargic inaction as regards the efforts to shake the parasitic classes off one’s back. This goal is exemplified by fostering the all too known “taxes and death” attitude. Thus, even those unconvinced of the moral or economic necessity of the existence of monopolistic apparatuses of coercion, or even those actively opposed to their existence on intellectual grounds, are supposed to reconcile themselves to the fact that their doubts and objections have absolutely no influence on the shape of binding social arrangements, neither today nor at any time in the future.

Having clearly identified the above factors, libertarians should be able to pursue their fundamental aims with much greater efficiency. As I emphasized at the outset, social reality is ultimately shaped by the ideas held by its inhabitants. Pinpointing the most prevailingly pernicious among them should make it far easier for supporters of freedom to counter their symptoms and fight their root causes successfully.

I would argue that the following count among the most effective methods of pursuing this fight:

1. Entrepreneurship, which is the fullest expression of liberty, is based on shrewdness, ingenuity, and tactical perspicacity. Political power, which is the diametric opposite of liberty, is ponderous, anachronistic, and perpetually behind the curve. Hence, a great window of opportunity to prove themselves opens up for all those who possess entrepreneurial talent – especially if it is coupled with technological talent – a window of opportunity to create solutions that allow for circumventing political power’s sphere of influence, and thus for undermining the belief in its indispensability. This is precisely how Bitcoin slowly sterilizes the power of central banks, the Internet erodes political control over the flow of information and the enforceability of “intellectual property rights”, and arbitration agencies reduce the role of legislation. In addition, the emergence of such solutions offers a clear illustration of the fact that effective entrepreneurship not only does not need political protection, but actually thrives to the extent that it is free from its influence.

2. One should use every possible opportunity to promote sound economic knowledge, which describes the process whereby individuals and their voluntary associations build their well-being on the basis of free exchange of goods and services in an environment of respect for property rights, unhampered competition, and spontaneously emerging price system. In other words, there is never too much of Bastiat and Hazlitt, be it among family members, friends, or colleagues. The more widespread this knowledge gets, and the more obvious its message becomes, the greater will be the social pressure to regain ever more areas of freedom of action understood as a precondition of personal well-being.

3. It is worthwhile to use every possible opportunity to promote the feeling of self-reliance, self-governance, and entrepreneurial initiative at the most local level possible. The goal of this activity is to bring about the greatest possible fragmentation and decentralization of all kinds of political structures, which is likely to lead to much greater economic integration of the territories under their control. This is a logical conclusion stemming from the fact that the smaller a given political organism is, the less capable it is of draining the vital forces of the local economy and hampering its spontaneous development, and the less resources it can devote to that purpose. In the most optimistic case, the ultimate culmination of such a decentralization process would be the emergence of a genuinely free and genuinely global economy composed of hundreds of thousands or even millions of independent economic zones, neighborhood associations, charter cities, and other forms of contractual, propertarian arrangements integrated through free trade and the global division of labor.

4. It is worthwhile to build in our social circles the most cosmopolitan atmosphere possible, an atmosphere that underscores the moral irrelevance of all affiliations that are not the result of a voluntary choice (including, for instance, ethnic affiliations), the moral universality of the principles of peaceful human coexistence, and the economic benefits stemming from it. It is important to bear in mind that in all likelihood it is precisely the instinctive attribution of moral meaning to ethnic affiliations that is the main driving force of oppressive political entities known as nation-states, together will all the armed conflicts that take place between them. Relegating all sentiments associated with such affiliations to purely aesthetic categories would be a very significant step on the road to initiating the decentralization processes described in the previous point, together with all their positive consequences.

5. Finally, as time and opportunities permit, it is worthwhile to engage in all kinds of charitable and philanthropic activities, especially if one can make one’s efforts in this context truly effective thanks to one’s entrepreneurial talent. The existence of such enterprises is always a clear sign for the broader community that effective help for the needy has its origin not in the will of “political authorities”, but in the grassroots efforts of free individuals and their voluntary associations, whose philanthropic initiative does not die even when the bulk of their resources is confiscated by the “authorities” in question. In other words, it is a signal showing that a consistent diminution of the influence of political power not only increases the scope of freedom of action, but also the scope of the most morally beneficial, natural consequence of this freedom, which is authentic charity.

Persistent implementation of the above methods of advancing the cause of liberty, which comprise the evolutionary process of technological progress, development of free enterprise, universalization of access to free knowledge, and increasing cultural interconnection should eventually lead humankind to reject the most irrational and destructive elements of its historical heritage, whose most well-organized and pernicious manifestation is precisely statism. One should hope that supporters of liberty will remain patient and determined in pursuing this goal.

The Methodology of the Austrian School of Economics: The Present State of Knowledge

This paper is an attempt to systematize the methodological insights and contributions of the Austrian School of Economics and present them in their most up-to-date elaboration, thereby building on the earlier literature on the subject. It aims to improve on the publications listed above in two aspects. First, it takes into account the most recent conceptual developments that address some of the common misunderstandings of the Austrian methodological position, as well as some of its more insightful contemporary criticisms. Second, it organizes the presentation of the relevant material around several clearly specified methodological dimensions, while, in contrast to most of the abovementioned literature, keeping the description of the historical background behind the development of the Austrian method to an absolute minimum, as well as leaving out the non-methodological differences between the ASE and its intellectual rivals, thus aiming to make the presentation in question maximally focused and thematically unified.

[Read More]

Sunday, October 12, 2014

Three Reasons Why There is No Such Thing as Positive Rights

1. Rights, by definition, are universal, meaning that everyone can exercise them, even simultaneously. For instance, everyone can simultaneously exercise one’s right to property without generating any necessary conflict of interests, let alone a logical contradiction. But since exercising a "positive right" means coercing another to provide one with a specific good or service, everyone attempting to exercise a "positive right" simultaneously results in no one being able to exercise it, since where everyone wants to take, there is no one left to take from.

2. Rights, being by definition universal, hold true regardless of time and place. For instance, the right to property was as valid in the early Neolithic as it is today. However, “positive rights” are often “rights” to goods and services whose wide availability is a recent phenomenon. It would be preposterous to claim that, say, the “right” to education held true in the early Neolithic, since education in the modern sense of the term did not exist at that time. This indicates that this and other recently invented “rights” are not genuine rights, but modern privileges.

3. Genuine rights cannot clash. For instance, exercising one’s right to property does not violate any right of anyone else. On the contrary, since exercising a "positive right" means coercing another to provide one with a specific good or service, it necessarily violates another’s right to liberty and property, and thus necessarily generates a clash of rights. This indicates that only one of these rights – the one that can be exercised without generating a necessary conflict of interests – is a genuine right rather than a disguised privilege.

Wednesday, September 17, 2014

Five effective ways to advance the cause of liberty

1. Entrepreneurship, which is the fullest expression of liberty, is based on shrewdness, ingenuity, and tactical perspicacity. Political power, which is the diametric opposite of liberty, is ponderous, anachronistic, and perpetually behind the curve. Hence, a great window of opportunity to prove themselves opens up for all those who possess entrepreneurial talent – especially if it is coupled with technological talent – a window of opportunity to create solutions that allow for circumventing political power’s sphere of influence, and thus for undermining the belief in its indispensability. This is precisely how Bitcoin slowly sterilizes the power of central banks, the Internet erodes political control over the flow of information and the enforceability of “intellectual property rights”, and arbitration agencies reduce the role of legislation. In addition, the emergence of such solutions offers a clear illustration of the fact that effective entrepreneurship not only does not need political protection, but actually thrives to the extent that it is free from its influence.

2. One should use every possible opportunity to promote sound economic knowledge, which describes the process whereby individuals and their voluntary associations build their well-being on the basis of free exchange of goods and services in an environment of respect for property rights, unhampered competition, and spontaneously emerging price system. In other words, there is never too much of Bastiat and Hazlitt, be it among family members, friends, or colleagues. The more widespread this knowledge gets, and the more obvious its message becomes, the greater will be the social pressure to regain ever more areas of freedom of action understood as a precondition of personal well-being.

3. It is worthwhile to use every possible opportunity to promote the feeling of self-reliance, self-governance, and entrepreneurial initiative at the most local level possible. The goal of this activity is to bring about the greatest possible fragmentation and decentralization of all kinds of political structures, which is likely to lead to much greater economic integration of the territories under their control. This is a logical conclusion stemming from the fact that the smaller a given political organism is, the less capable it is of draining the vital forces of the local economy and hampering its spontaneous development, and the less resources it can devote to that purpose. In the most optimistic case, the ultimate culmination of such a decentralization process would be the emergence of a genuinely free and genuinely global economy composed of hundreds of thousands or even millions of independent economic zones, neighborhood associations, charter cities, and other forms of contractual, propertarian arrangements integrated through free trade and the global division of labor.

4. It is worthwhile to build in our social circles the most cosmopolitan atmosphere possible, an atmosphere that underscores the moral irrelevance of all affiliations that are not the result of a voluntary choice (including, for instance, ethnic affiliations), the moral universality of the principles of peaceful human coexistence, and the economic benefits stemming from it. It is important to bear in mind that in all likelihood it is precisely the instinctive attribution of moral meaning to ethnic affiliations that is the main driving force of oppressive political entities known as nation-states, together will all the armed conflicts that take place between them. Relegating all sentiments associated with such affiliations to purely aesthetic categories would be a very significant step on the road to initiating the decentralization processes described in the previous point, together with all their positive consequences.

5. Finally, as time and opportunities permit, it is worthwhile to engage in all kinds of charitable and philanthropic activities, especially if one can make one’s efforts in this context truly effective thanks to one’s entrepreneurial talent. The existence of such enterprises is always a clear sign for the broader community that effective help for the needy has its origin not in the will of “political authorities”, but in the grassroots efforts of free individuals and their voluntary associations, whose philanthropic initiative does not die even when the bulk of their resources is confiscated by the “authorities” in question. In other words, it is a signal showing that a consistent diminution of the influence of political power not only increases the scope of freedom of action, but also the scope of the most morally beneficial, natural consequence of this freedom, which is authentic charity.

Tuesday, September 16, 2014

Wolność słowa i prawo do nienawiści

Kwestia wolności słowa jest do pewnego stopnia kwestią kontekstową. Skierowanie pod czyimś adresem jednoznacznie i poważnie brzmiącej groźby agresji może być uznane za wiarygodną zapowiedź rzeczywistej agresji, a tym samym za coś, co daje podstawę do działań samoobronnych. Kwestią kontekstową i nieostrą jest jednak to, co w danych okolicznościach miejsca i czasu można uznać za jednoznaczność i powagę groźby. Wyrażenie jej np. w ramach twórczości artystycznej znacznie, jeśli nie definitywnie, redukuje jej ciężar gatunkowy, gdyż twórczość artystyczna posługuje się metaforą, a metafora z definicji wyklucza jednoznaczność.

Można natomiast z całą pewnością stwierdzić, że z tego typu jednoznacznymi groźbami nie ma nic wspólnego tzw. "mowa nienawiści", ponieważ można nienawidzić innych - jak również tę nienawiść wyrażać - nie zagrażając jednocześnie ich życiu, zdrowiu, czy własności. Jeśli uznać, że zabronione mogą być wyłącznie tego rodzaju działania obiektywnie niemoralne, które wikłają działającego w sprzeczności logiczne bądź godzą w jakiś sposób w swobodną ekspresję natury ludzkiej (a więc naruszają tzw. prawo naturalne), wówczas trzeba przyjąć do wiadomości, że każdy ma prawo w pokojowy sposób nienawidzić drugiego i nienawiść tę wyrażać.

Ponadto, wyjątkowo naiwną i szkodliwą w swojej naiwności mrzonką jest przypuszczenie, że tego rodzaju nienawiść można wykorzenić przy pomocy zinstytucjonalizowanej przemocy i przymusu w postaci sankcji prawnych. Nienawiść można skutecznie wykorzeniać przy pomocy perswazji, racjonalnej argumentacji i rozsądnie wyrażanego współczucia, ale warunkiem świadomości tego faktu oraz możliwości jego efektywnego wykorzystywania jest odrzucenie etatystycznej ułudy, jakoby można było prawnie ustanowić przyzwoitość lub przynajmniej wzajemną tolerancję w relacjach międzyludzkich.

Wednesday, September 10, 2014

Rozwój technologiczny, neoluddyzm i futurologia

W pewnych kręgach od ponad dwustu lat propagowany jest zabobon, jakoby rozwój technologiczny odbierał coraz większej liczbie osób możliwość wykonywania produktywnej pracy. Klasyczna metoda jego obalania polega na wskazaniu, że im więcej miejsc pracy jest automatyzowanych, tym więcej powstaje miejsc pracy wymagających kompetencji specyficznie ludzkich. Ponadto zwiększona produktywność pracy i związany z tym wzrost siły nabywczej pieniądza sprawia, że w miarę postępu technologicznego ludzkość jest w stanie pozwolić sobie na zaspokojenie coraz większej liczby potrzeb, a tym samym stwarza coraz większą liczbę sposobności do tego, żeby te potrzeby zaspokoić.

Czasem jednak neoluddyści nie kapitulują w obliczu powyższego wyjaśnienia, twierdząc, że nie daje ono odpowiedzi na pytanie, co stanie się wtedy, kiedy maszyny wyprzedzą człowieka pod każdym albo niemal każdym względem, pozostawiając w stanie gospodarczej produktywności wyłącznie wąską grupę inżynierów, programistów i jednostek wykazujących najwyższy, niereplikowalny przez maszyny poziom kreatywności.

Udzielając preferowanej przez siebie odpowiedzi na to pytanie, neoluddyści wchodzą naturalnie w niezamierzony sojusz z technokratycznymi etatystami: dla tych pierwszych odpowiedzią jest przymusowe ograniczenie rozwoju technologicznego, a dla drugich inżynieria społeczna w ramach przymusowego systemu zasiłkowo-opiekuńczego. Trudno w zasadzie powiedzieć, która z nich jest bardziej siermiężnie represyjna i odpychająca.

Wśród odpowiedzi niesiermiężnych i nieodpychających widziałbym natomiast rozwiązania następujące, czy też raczej, ściślej mówiąc, następujące spontanicznie wykształcające się scenariusze:

1. Wszechstronne, wszystko umiejące maszyny stają się na tyle tanie w produkcji i powszechne, że stają się praktycznie dobrem wolnym, rozdawanym nieodpłatnie przez fundacje charytatywne. W wyniku tego większość populacji świata przechodzi na pozycje "rentierów", oddających się wyłącznie życiu rodzinnemu i towarzyskiemu oraz swoim hobby, a utrzymywanych przez uzyskane za darmo maszyny.

2. Osoby, których poczucie własnej godności jest nie do pogodzenia ze staniem się bezproduktywnymi rentierami, a które nie mają nic do zaproponowania w kontekście globalnej, wysoce zautomatyzowanej gospodarki, decydują się na założenie stosunkowo odizolowanych, samowystarczalnych kolonii przypominających współczesne kolonie Huterytów bądź Amiszów.

3. Maszyny stają się na tyle zaawansowane, że są w stanie - przynajmniej w odpowiednim zakresie - modyfikować potencjał intelektualny poszczególnych jednostek. W związku z tym do programistyczno-inżyniersko-kreatywnej elity jest w stanie dołączyć każdy, a tym samym każdy jest w stanie wnosić swój unikatowy, znaczący wkład w globalny rozwój gospodarczy. Skrajną wersją tego scenariusza jest osiągnięcie punktu osobliwości technologicznej, a tym samym przekroczenie i zniesienie dychotomii pomiędzy człowiekiem a maszyną.

Poza nieustającym postępem technologicznym, powyższe rozwiązania opierają się więc odpowiednio na działalności charytatywnej, dobrowolnej segregacji i przedsiębiorczej kreatywnej destrukcji, a zatem na zjawiskach, których wspólnym źródłem jest bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej oraz własności prywatnej. Wychodząc więc od luddystowsko-etatystycznych pytań, dotarliśmy - co może, choć nie musi być zaskakujące - do przedsiębiorczo-libertariańskich odpowiedzi. Być może płynący z tego optymistyczny wniosek jest taki, że nawet rozważania nad antycywilizacyjnymi przesłankami są w stanie stymulować procywilizacyjne wnioski.

Monday, September 8, 2014

Szacunek dla wolności a agresja werbalna

Pojawia się czasem zarzut, że zwolennicy szeroko rozumianych idei wolnościowych wykazują w dyskusjach duży stopień agresji werbalnej, co zdaje się kolidować z ich deklarowanym bezwarunkowym poszanowaniem zasady nieagresji.

Zarzut ten wydaje mi się o tyle jałowy, o ile duży stopień agresji werbalnej wykazują pewne grupy zwolenników wszelkiego rodzaju idei. Jest on jednocześnie o tyle słuszny w odniesieniu do zwolenników wszelkiego rodzaju idei, o ile każdy powinien konsekwentnie szlifować umiejętność nieulegania emocjom w dyskusji.

Jednocześnie wydaje mi się jednak, że w takim stopniu, w jakim agresję werbalną można usprawiedliwiać zaistniałymi pozawerbalnymi okolicznościami, zwolennicy szeroko rozumianych idei wolnościowych są usprawiedliwieni najbardziej. Konkretniej rzecz ujmując, jeśli ktoś z jednej strony pryncypialnie trzyma się zasady nieagresji, a z drugiej strony żyje w otoczeniu, w którym zasada ta jest regularnie wobec niego łamana, a zastępy nadwornych gadających głów dzień w dzień protekcjonalnie trajkoczą mu nad uchem, że to żadna agresja, tylko "ponoszenie wspólnych kosztów", "konieczność wywiązywania się z umowy społecznej", itp., to trudno się dziwić temu, że ktoś taki rekompensuje sobie czasem konsekwentne wstrzymywanie się od agresji właściwej (fizycznej) pofolgowaniem agresji werbalnej.

Jest to dość intuicyjny mechanizm przywracania stanu równowagi psychicznej, i o ile nie popieram dawania mu upustu, o tyle jeszcze bardziej nie popieram tezy, że dawanie mu upustu jest dyskwalifikującym defektem charakteru, w obliczu którego pryncypialne trzymanie się zasady nieagresji staje się pustym hasłem. Trzeba pamiętać, że pryncypialne trzymanie się tej zasady nie wymaga od nikogo bycia erystycznym mistrzem zen (choć warto oczywiście do takiej postawy dążyć), a wręcz w sporym stopniu tłumaczy uleganie na tym polu słabości woli. Uległszy, trzeba nad nią pracować, ale nie można się za to oskarżać ani pozwalać na to innym.

Friday, August 29, 2014

Rothbard's Button, Preference Change, and Transition to a Voluntary Society

Rothbard famously claimed that a principled supporter of a voluntary society has to be "a "button pusher" who would blister his thumb pushing a button that would abolish the State immediately, if such a button existed". I regard this metaphor as in one sense rather unfortunate, not because of its alleged "utopianism", but because of its ambiguity, while in another sense as deeply revealing of what being a principled and effective advocate of a voluntary society really involves.

On the one hand, if the abolition in question were to involve the instantaneous incapacitation of the existing ruling class and the disappearance of the financial and military resources that sustain the institutions of power, then this would provide at best a temporary relief. The result of such an abolition would not be the emergence of a voluntary society, but the emergence of what I call "statism without the state", i.e., the situation where a territorial monopoly of violence disappears, but everything else, including the mentality that legitimizes and supports its existence, stays the same. Needless to say, under such circumstances there would appear an almost immediate push for reestablishing a ruling class and the institutions of power.

If, on the other hand, pushing the Rothbardian button were to result in making the majority of the world's population instantly and fully aware of the flagrant evils, inefficiencies, and logical inconsistencies of statism, as well as of the vast economic and moral superiority of a voluntary society, then states would be truly and permanently abolished, joining slavery, legally sanctioned racial discrimination, and the divine right of kings in the dustbin of history.

If Rothbard's claim is to be interpreted in the latter way, it becomes clear that, far from illustrating the difference between the abolitionist and the gradualist approach to creating a voluntary society, it indicates that the difference in question is actually a moot point, since a voluntary society cannot be created by starting with dismantling the institutions of power (be it revolutionarily or gradually), but only by first changing the cultural and moral preferences of the majority. In the context of this latter task, however, there is no tradeoff between the advantages and disadvantages of abolitionism and gradualism to speak of, since, presumably, every advocate of a voluntary society would agree that the quicker the relevant awareness-raising efforts could progress and succeed, the better it would be. Thus, given the right choice of pro-voluntarist tasks and goals, the difference between the abolitionist and the gradualist collapses, indicating that the relevant disputes and trade-offs may lie somewhere else entirely.

Tuesday, August 26, 2014

Dziesięć powodów, dla których ekonomia austriacka jest lepsza od ekonomii głównego nurtu

1. Dla ekonomistów austriackich priorytetem jest dbanie o to, żeby wysuwane przez siebie twierdzenia wywodzić z aksjomatycznych przesłanek i konstruować je zgodnie z poprawnymi zasadami logicznej dedukcji. Tego rodzaju względy są w najlepszym razie drugorzędne dla ich kolegów z głównego nurtu.

2. Dla ekonomistów austriackich priorytetem jest dbanie o to, żeby założenia, na których bazują oni swoje twierdzenia, były w pełni realistyczne, tzn. odnoszące się do świata takiego, jakim on jest. Ekonomiści głównego nurtu przyznają tymczasem, że wysuwane przez nich hipotezy są często oparte na celowo fałszywych założeniach.

3. Dla ekonomistów austriackich priorytetem jest dbanie o to, żeby wysuwane przez nich twierdzenia naświetlały dokładne powiązania przyczynowe pomiędzy zjawiskami gospodarczymi, nie zaś trywializowały ich istnienie lub znaczenie poprzez odwołanie się do inspirowanego fizyką pojęcia wzajemnej determinacji.

4. Osiągnięcia prognostyczne ekonomistów austriackich są znacznie lepsze od podobnych osiągnięć ekonomistów głównego nurtu (patrz np. tutaj i tutaj).

5. Twierdzenia i wnioski ekonomii austriackiej są w pełni zrozumiałe dla każdego inteligentnego laika, czego nie można powiedzieć o matematycznych łamigłówkach ekonomii głównego nurtu.

6. W świetle swoich poglądów na temat metody i celów teorii ekonomii, ekonomiści austriaccy mają znacznie lepszy tytuł od swoich kolegów z głównego nurtu do bycia spadkobiercami i następcami ekonomistów klasycznych, takich jak Smith, Hume, Say czy Bastiat.

7. Ekonomiści austriaccy konsekwentnie podkreślają wolny od wartościowania charakter swojej dyscypliny. Tym samym, w przeciwieństwie do ekonomistów głównego nurtu, nigdy nie zakładają oni, że istnienie jakiejkolwiek niedobrowolnej, pozarynkowej instytucji jest uzasadnione, a tym bardziej nie formułują jakichkolwiek rekomendacji na polu „polityki gospodarczej”, które miałyby z takiego założenia wynikać. Przeciwnie, ograniczają oni swoje dociekania naukowe do badania logicznych przyczyn i skutków różnych zjawisk i procesów gospodarczych takich, jakimi one są, nie zaś takich, jakimi chcieliby oni, by były.

8. Zidentyfikowanie pojęcia zademonstrowanej preferencji jako podstawy analizy ekonomicznej umożliwia ekonomistom austriackim unikanie bliźniaczych pułapek behawioryzmu i psychologizmu, podczas gdy ich koledzy z głównego nurtu nie są w stanie nawigować między nimi w jakikolwiek zasadniczy i metodologicznie solidny sposób.

9. Ekonomiści austriaccy odrzucają w obrębie swojej dyscypliny akademicką i zawodową hiperspecjalizację, tym samym podkreślając holistyczną, kompleksową naturę nauki, jaką jest ekonomia. W słowach F. A. Hayeka: “Fizyk, który jest tylko fizykiem, może być pierwszej klasy fizykiem i najbardziej wartościowym członkiem społeczeństwa. Ale wybitnym ekonomistą nie może być ktoś, kto jest tylko ekonomistą. Ekonomista, który jest tylko ekonomistą, jest nie tylko skończonym nudziarzem, lecz jest wręcz niebezpieczny.”

10. Ekonomiści austriaccy nie są w stanie uciec do bezpieczniej przystani epistemologicznego nihilizmu w momencie, w którym logika ich argumentów okaże się błędna. Wtedy natomiast, gdy fakty okażą się nie potwierdzać danej hipotezy ekonomistów głównego nurtu, mogą oni zawsze stwierdzić, że “tym razem sprawy wyglądają inaczej”, co jest bezpośrednią implikacją faktu, iż dowolny zbiór wystarczająco złożonych danych empirycznych jest zgodny z wieloma wykluczającymi się wzajemnie empirycznymi (ale nie logicznymi) interpretacjami.

Saturday, August 23, 2014

Defense as a Private Good in a Competitive Order

In this paper, I attempt to provide a comprehensive demonstration that, contrary to popular opinion, there is nothing inherent in defense that makes it belong to the category of common goods, thus indicating that its effective provision does not require the existence of a territorial monopoly of force, and could be satisfactorily delivered in a purely market-based system. The above analysis implies that within a contractual, competitive, and purely voluntary social order this task could be accomplished even with respect to protection goods that affect wide geographical areas, while avoiding the problem of agency infighting.

[Read More]

Monday, August 18, 2014

O radykalnej niespójności etatyzmu, powodach jego powszechnej akceptacji i skutecznych sposobach jego ograniczania

Etatyzm to stanowisko głoszące, że podstawą każdego sprawnie funkcjonującego społeczeństwa jest podporządkowanie go terytorialnemu monopolowi przemocy. Stanowiska nieetatystyczne głoszą natomiast, że dowolne społeczeństwo jest w stanie funkcjonować naprawdę sprawnie tylko wtedy, gdy jest ono wolne od wpływu tego rodzaju monopoli.

Po napotkaniu w tym kontekście twierdzenia, że stanowiska nieetatystyczne są praktycznie niebezpieczne z uwagi na swój radykalny charakter, warto wskazać na rażący radykalizm każdej formy etatyzmu. Następnie, po zasugerowaniu, że to nie radykalizm danej teorii stanowi jej problem, jeszcze bardziej warto wskazać, że etatyzm jest teorią nie tylko radykalną, ale też radykalną w swej niespójności. Wydaje się to odpowiednim opisaniem stanowiska, które twierdzi, między innymi, że:

1. Jedynym pewnym sposobem obrony przed agresją, przemocą i przymusem jest podporządkowanie się ogromnemu, monopolistycznemu aparatowi agresji, przemocy i przymusu.

2. Jedynym pewnym sposobem obrony swoich praw własności jest podporządkowanie się przymusowemu podmiotowi którego reprezentanci nie posiadają żadnego z aktywów składających się na ten podmiot, a mimo to przypisują sobie prawo wywłaszczenia dowolnego prywatnego właściciela dla celów, których wartość i użyteczność wyceniają wyłącznie oni sami.

3. Gospodarka wolnorynkowa, której uczestnicy – chcąc prosperować – muszą zaopatrywać się wzajemnie w produktywne dobra i usługi, a także ponosić pełną odpowiedzialność za swoje potencjalne niepowodzenia, może przetrwać wyłącznie wtedy, gdy podda się ją regulacji monopolistycznej grupy osób bezproduktywnych, które zawsze mogą obciążyć osoby produktywne kosztami swoich błędów i porażek.

4. Państwowy przymus jest niezbędny do egzekwowania umów, a mimo to rzekoma „umowa społeczna”, mająca ustanawiać państwo, może zostać wyegzekwowana bez udziału jakiegokolwiek meta-państwa, tym samym stając się samoegzekwującą się anomalią.

5. Zarządcy dowolnego monopolistycznego aparatu przemocy i przymusu używają go z pobudek dobroczynnych, ale jeśli mieliby zaprzestać używania metod opartych na przemocy (tzn. działalności politycznej) i zwrócić się w kierunku metod opartych na dobrowolności (tzn. działalności rynkowej), to ich altruizm natychmiast zamieniłby się w nikczemny, powodowany chciwością egoizm.

6. Państwa, instytucje odpowiedzialne za 200 milionów okrutnych śmierci w samym tylko wieku XX-tym, mają zapewniać ochronę przed “prywatną przestępczością”, która nawet w swej najbardziej zorganizowanej formie międzynarodowych sieci mafijnych nie zdołała zebrać nawet najmniejszego promila etatystycznego żniwa śmierci.

7. Stan anarchii pomiędzy jednostkami, z których każda może finansować swoje działania zasadniczo wyłącznie z własnej kieszeni, doprowadziłby do niedopuszczalnej eskalacji przemocy i rozlewu krwi, ale stan anarchii pomiędzy państwami, z których każde może obciążyć kosztami swoich działań (również działań wojennych) prywatne jednostki, jest znośnym i stosunkowo bezpiecznym układem.

8. Brak zewnętrznego, monopolistycznego podmiotu egzekwującego umowy pomiędzy prywatnymi jednostkami doprowadziłby do niekończącej się serii konfliktów, ale brak zewnętrznego, monopolistycznego podmiotu egzekwującego umowy pomiędzy poszczególnymi organami państwa nie uniemożliwia im współpracowania w sposób skuteczny, a nawet dobroczynny.

9. Scedowanie zadania podtrzymywania sprawiedliwości na podmiot, który jest działającym w oparciu o przemoc monopolem, nie doprowadzi do regularnego wypaczania sprawiedliwości tak, aby służyła ona sprawie rzeczonego podmiotu.

10. Pojęcie równowagi sił, zgodnie z którym rządzący kontrolują rządzonych, a rządzeni rządzących, nie stoi w sprzeczności z zasadą brzytwy Ockhama, sugerującą, że rzeczoną równowagę mogłaby z powodzeniem zachowywać pojedyncza grupa jednostek samorządnych.

11. Rządzeni są wystarczająco kompetentni, by wybierać swoje władze, ale nie dość kompetentni, by wybierać sposób wydatkowania swoich pieniędzy. 12. Para podróżników, którzy natknęliby się na siebie w środku odludnego lasu, nie skoczyłaby sobie natychmiast do gardeł tylko z powodu strachu przed państwowymi sankcjami.

13. Instytucja, która siłowo narzuca swoje usługi ochronne innym, jednostronnie ustala ich cenę i delegalizuje wszelką potencjalną konkurencję w tej dziedzinie, nie będzie starała się czerpać zysków z wzniecania konfliktów i umożliwiania ich rozwoju, nie zaś z ich rozwiązywania lub niedopuszczania do ich zaistnienia.

14. Przymusowa konfiskata nieruchomości prywatnego właściciela nie musi być koniecznie uznana za naruszenie czyjegokolwiek prawa (pod warunkiem, że wywłaszczonemu przekazana zostanie “adekwatna rekompensata pieniężna”), ale niezgoda na odebranie sobie części samodzielnie wytworzonego lub zdobytego na mocy dobrowolnej umowy dobytku jest jednoznacznym przestępstwem.

15. Prawa polityczne poprzedzają prawa własności, co przypuszczalnie oznacza, że osoby zawierające rzekomą “umowę społeczną” spisały ją na ścianie jaskini przy świetle ogniska, chyba że warunki świata sprzed zawarcia wspomnianej umowy umożliwiały (przynajmniej) wytworzenie kapitału niezbędnego do zakwaterowania uczestniczących stron oraz zaopatrzenia ich w papier i atrament w jakiś tajemniczy, bezwłasnościowy sposób.

16. Fakt posiadania wystarczająco dużej klienteli przekształca coś, co zwyczajowo uznaje się za rabunek, w coś, co przyjmuje się jako część niezbędnej służby społecznej.

17. Stosunkowo mała grupa ludzi jest w stanie posiąść więcej wiedzy i podejmować bardziej kompetentne decyzje w kwestii kierowania czynnościami danego społeczeństwa, niż cała reszta rzeczonego społeczeństwa.

18. Pojęcie równości wobec prawa dopuszcza istnienie funkcjonalnych przywilejów.

19. Bezwarunkowy szacunek dla zasady nieagresji jest ‘absolutystyczny’, ale bezwarunkowy szacunek dla państwowego ustawodawstwa taki nie jest. 20. Powszechne występowanie etatyzmu świadczy o pożyteczności etatyzmu, tak jakby tego samego nie można było kiedyś powiedzieć o astrologii, niewolnictwie czy usankcjonowanej prawnie dyskryminacji rasowej.

21. Każde z powyższych twierdzeń jest rzetelnie uzasadnione, zarówno teoretycznie jak i empirycznie, podczas gdy zaprzeczenie któregokolwiek z nich leży zasadniczo poza granicami rozsądnej dyskusji.

Po wymienieniu powyższych (lub innych) powodów, warto skonfrontować etatystę z zadaniem obrony rzekomo umiarkowanego charakteru doktryny, którą wspiera. I nawet jeśli przełknie on podaną mu gorzką pigułkę i uzna radykalizm etatyzmu, warto wówczas natychmiast skonfrontować go z kolejnym, równie trudnym zadaniem – z zadaniem udowodnienia domniemanej spójności etatyzmu. Jeśli nasz rozmówca przyzna się do porażki również na tym polu, nie powinniśmy być intelektualnie zaskoczeni, ale możemy być przynajmniej taktycznie usatysfakcjonowani.

Mimo jednak odczuwania przy tego rodzaju okazjach satysfakcji, nie należy zapominać, że nie wydaje się przesadą stwierdzenie, iż niemal cały dzisiejszy świat znajduje się pod kontrolą etatyzmu. W związku z tym zadanie stojące przed zwolennikami wolności jest wyjątkowo trudne i złożone. Jako że kształt rzeczywistości społecznej jest ostatecznie zależny od popularności konkretnych idei, osłabienie wpływu jakiegokolwiek stanowiska wymaga wcześniejszego zrozumienia powodów, dla których jest ono czynnie wspierane albo przynajmniej biernie akceptowane. Tym samym skuteczne przeciwstawianie się etatyzmowi wymaga zrozumienia powodów, dla których społeczeństwa świata wspierają albo przynajmniej akceptują istnienie monopolistycznych aparatów agresji, przemocy i przymusu. Poniżej znajduje się krótka lista czynników, które wydają się być w tym kontekście najważniejsze:

1. Intelektualna propaganda. Zetatyzowany system edukacji jest bardzo płodny w zakresie tworzenia domniemanych uzasadnień dla siłowej kontroli społeczeństwa, takich jak teoria umowy społecznej, teoria dóbr publicznych, teoria niedoskonałości rynkowych, różnorakie teorie „prawa pozytywnego”, doktryna władzy z boskiego nadania, itp. Dla osób nie będących intelektualistami, tego rodzaju propagandowe twory często wydają się poważnymi, racjonalnymi uzasadnieniami dla podporządkowania się dyktatom terytorialnych monopoli przemocy. Dla intelektualistów z kolei, nawet tych zdających sobie sprawę z logicznych sprzeczności zawartych w powyższych konstrukcjach, ich akceptacja i promocja stanowi często jeden z najbezpieczniejszych sposobów na zapewnienie sobie trwałej, lukratywnej i wpływowej pozycji zawodowej.

2. Emocjonalna propaganda. Osoby uznające, że ich życie jest monotonne i nudne, często wypełniają je śledzeniem działań rozmaitych celebrytów. Etatyści skrzętnie wykorzystują ten fakt, przywiązując emocjonalnie ludzi do tzw. „osób publicznych” poprzez nadawanie jak największego rozgłosu życiu polityków, biurokratów i innych wysoko postawionych przedstawicieli aparatów zinstytucjonalizowanej przemocy. W rezultacie większość kontrolowanych przez nich osób pada ofiarą wielkoskalowej wersji syndromu sztokholmskiego, czując sympatię wobec swoich ciemiężców, nawet wtedy, gdy nie należą do ich bezpośredniej klienteli wyborczej.

3. Samooszukiwanie. Naturalnym wydaje się przypuszczenie, że dla większości przyzwoitych, zdroworozsądkowych osób uświadomienie sobie, że jest się systematycznie ograbianym i straszonym przemocą w razie nieposłuszeństwa byłoby rzeczą psychologicznie nieznośną. Jako że to właśnie ma miejsce w etatyzmie, naturalnym psychologicznym mechanizmem samoobronnym dla takich osób jest oszukiwanie samych siebie poprzez próby usprawiedliwiania regularnie dokonywanych wobec nich niegodziwości. Stąd rodzi się akceptacja dla podwójnej moralności, na jakiej musi się opierać każde rozróżnienie na rządzących i rządzonych.

4. Ignorancja. Smutnym świadectwem poziomu intelektualnej przenikliwości większej części rasy ludzkiej jest to, że zasadniczo etatyzm jest w stanie rozkwitać nawet bez dodatkowego wsparcia ze strony intelektualnej propagandy wspomnianej w punkcie pierwszym. Jak zauważyli Bastiat i Hazlitt, skupienie się wyłącznie na krótkoterminowych konsekwencjach danego działania, bądź wyłącznie na jego konsekwencjach dla danej grupy, jest często wystarczające dla akceptacji poglądu, jakoby aparat instytucjonalizowanej przemocy był w stanie wytworzyć dobrobyt dla jednych bez jednoczesnego niszczenia dobrobytu innych.

5. Strach. Ten czynnik można rozumieć w dwojaki sposób. Z jednej strony mowa w tym kontekście o strachu związanym z braniem odpowiedzialności za własne życie i jego kształt, którego kulminacją jest przekonanie, że warto mieć na podorędziu możliwość skorzystania z usług instytucji zdolnej do siłowego przerzucenia tej odpowiedzialność na innych. Z drugiej strony mowa tu o bardziej ogólnym horror vacui – strachu przed samodzielnym myśleniem i działaniem, czy też przed życiem w świecie wolnym od jakiejkolwiek ostatecznej siły dyscyplinującej, której finalnym, autorytatywnym argumentem jest możliwość podporządkowania sobie krnąbrnej rzeczywistości przy pomocy zalegalizowanej (bądź nawet uświęconej) przemocy.

6. Lenistwo. Posługując się zaproponowanym przez Oppenheimera rozróżnieniem na środki ekonomiczne i środki polityczne, można łatwo zauważyć, że – w ramach gromadzenia środków na życie – używanie tych pierwszych jest przeważnie czasochłonne i pracochłonne, podczas gdy używanie tych drugich – przynajmniej wtedy, kiedy do dyspozycji mamy aparat zinstytucjonalizowanej przemocy – przebiega stosunkowo szybko i opiera się na zasadzie natychmiastowej gratyfikacji. Współczesna socjaldemokracja ucieleśnia redystrybucyjną funkcję środków politycznych. Jeśli ktoś może zagłosować za przywłaszczeniem sobie cudzych zasobów, zamiast być zmuszonym do ich zdobywania na drodze dobrowolnej wymiany rzadkich dóbr, dlaczego miałby – przy braku jakichkolwiek hamujących skrupułów – nie skorzystać z tego rodzaju możliwości?

7. Zazdrość. Egalitarystyczna ideologia współczesnego etatyzmu, oparta na siłowym roszczeniu, aby strumień politycznie redystrybuowanych dóbr płynął w kierunku tych, którzy nie zrobili nic, by zasłużyć na ich otrzymanie, jest niezwykle użyteczna w zakresie kanalizowania zazdrości i resentymentu, a tym samym wzmacniania systemu, który instytucjonalizuje te niskie instynkty. W przeciwieństwie do merytokracji, której rezultaty powstają na bazie dobrowolnych interakcji międzyludzkich, egalitaryzm musi wejść w sojusz z etatyzmem, aby osiągnąć swoje powodowane zazdrością cele. A jako że zazdrość jest niestety bardzo powszechną cechą, nie powinien zaskakiwać generowany przez nią poziom aprobaty dla monopolizacji i centralizacji przemocy.

8. Żądza władzy. Być może istnieją dobre ewolucyjne argumenty dla stwierdzenia, że istoty ludzkie są z natury skłonne do prób wzajemnej dominacji. Być może dostrzeganie, że inni cieszą się wyższym poziomem życia i w konsekwencji mają większe szanse na przekazanie swoich genów w przyszłość, tworzy w wielu instynktowną chęć zdobycia podobnych możliwości w najbardziej dogodny sposób, nawet jeśli oznacza to siłowe zawłaszczenie cudzych zasobów. Jakakolwiek jest w tym kontekście prawda, nie powinniśmy zapominać, że można z powodzeniem argumentować, iż racjonalna moralność jest właśnie narzędziem umożliwiającym nam pozbywanie się co bardziej etycznie wątpliwych elementów naszego ewolucyjnego dziedzictwa.

9. Przyzwyczajenie. Etatyzm i jego niszczycielskie następstwa – wojny, niewolnictwo, wywłaszczenia i intelektualna deprawacja – okazały się nadzwyczaj odporne, żywotne i długotrwałe. W konsekwencji dość łatwym stało się dla etatystów opisywanie tych zjawisk jako historycznych, cywilizacyjnych czy nawet metafizycznych konieczności. Ponadto, relatywna trwałość terytorialnych monopoli przemocy umożliwiła ich rządcom i pracownikom przedstawianie nieetatystycznych rozwiązań społecznych jako w najlepszym razie radykalną i ryzykowną niewiadomą, a w najgorszym razie system nieuchronnie dążący do niekończącego się konfliktu każdego z każdym. W takich warunkach przekonanie się do skuteczności woluntarystycznych alternatyw, a co dopiero praca nad ich wdrożeniem, stają się tym trudniejsze.

10. Rezygnacja. Ostatecznym celem etatyzmu jest wprowadzenie każdego w stan pasywności i letargicznej bezczynności w kontekście podejmowania jakichkolwiek wysiłków zmierzających ku zrzuceniu z siebie jarzma klas pasożytniczych. Cel ten najlepiej odzwierciedla popularyzacja znanego sloganu o podatkach i śmierci. Tam, gdzie zostanie on osiągnięty, nawet ci, którzy nie są przekonani na gruncie intelektualnym co do moralnej bądź ekonomicznej konieczności istnienia monopolistycznych aparatów przemocy, postanawiają pogodzić się z rzekomym faktem, iż ich wątpliwości i obiekcje w tym zakresie nie mają i nie będą mieć najmniejszego wpływu na kształt obowiązujących ustaleń społecznych, ani dzisiaj, ani kiedykolwiek w przyszłości.

Zidentyfikowawszy powyższe czynniki, zwolennicy wolności powinni być w stanie realizować swoje cele ze znacznie większą skutecznością. Jak zostało wspomniane na wstępie, rzeczywistość społeczna jest ostatecznie kształtowana przez wpływ konkretnych idei. Wskazanie najbardziej powszechnie szkodliwych spośród nich powinno znacznie ułatwić zwolennikom wolności przeciwdziałanie ich przejawom i efektywne zwalczanie przyczyn ich popularności.

Wydaje się, że do najskuteczniejszych sposobów wdrażania tego rodzaju działań można by zaliczyć sposoby następujące:

1. Przedsiębiorczość, czyli najpełniejszy wyraz wolności, polega na sprycie, pomysłowości i taktycznej przenikliwości. Władza polityczna, czyli najpełniejsze przeciwieństwo wolności, jest z definicji ociężała, anachroniczna i zawsze krok do tyłu. W związku z tym ogromnym polem do popisu dla osób posiadających talent przedsiębiorczy – zwłaszcza tam, gdzie jest on połączony z talentem technologicznym – jest tworzenie rozwiązań umożliwiających obchodzenie strefy wpływów władzy politycznej, a tym samym jej sterylizację, w tym również podłamanie wiary w jej niezastąpioność. Na tej właśnie zasadzie Bitcoin powoli sterylizuje władzę banków centralnych, Internet polityczną kontrolę nad przepływem informacji i egzekwowalność „praw własności intelektualnej”, a organizacje arbitrażowe znaczenie legislacji. Powstawanie wszelkich tego rodzaju rozwiązań pokazuje także, że skuteczna przedsiębiorczość nie tylko nie potrzebuje politycznej protekcji, ale też tym lepiej się rozwija, w im wyższym stopniu jest od niej niezależna.

2. Należy przy każdej możliwej okazji promować rzetelną wiedzę ekonomiczną, opisującą proces, w ramach którego poszczególne jednostki i ich dobrowolne zrzeszenia budują swój dobrobyt na bazie wolnej wymiany dóbr i usług w warunkach szacunku dla praw własności, nieskrępowanej konkurencji i swobodnie kształtującego się systemu cenowego. Innymi słowy, nigdy nie za wiele Bastiata i Hazlitta, czy to wśród rodziny, czy wśród przyjaciół, czy wśród współpracowników. Im powszechniejsza będzie tego rodzaju wiedza i im oczywistszy będzie płynący z niej przekaz, tym większa będzie społeczna presja na odzyskiwanie kolejnych obszarów wolności działania rozumianej jako warunek niezbędny zbudowania własnego dobrobytu.

3. Warto przy każdej możliwej okazji promować poczucie samodzielności, samorządności i przedsiębiorczej inicjatywy w jak najmniejszych, lokalnych społecznościach. Celem przyświecającym tego rodzaju działaniu jest dążenie do jak największej fragmentaryzacji i decentralizacji wszelkiego rodzaju struktur politycznych, czego następstwem jest z kolei możliwość znacznie większej ekonomicznej integracji kontrolowanych przez nie obszarów. Jest to logiczny wniosek wypływający z faktu, że im mniejszy jest dany organizm polityczny, w tym mniejszym stopniu może on sobie pozwolić na drenowanie sił witalnych lokalnej gospodarki i godzenie w jej swobodny rozwój, jak również tym mniejsze ma ku temu środki. W najbardziej optymistycznym scenariuszu ostatecznym zwieńczeniem tego rodzaju procesu decentralizacyjnego byłoby powstanie prawdziwie wolnej i prawdziwie globalnej gospodarki złożonej z setek tysięcy lub nawet milionów niezależnych stref ekonomicznych, stowarzyszeń sąsiedzkich, miast czarterowych i innych form suwerennych obszarów własnościowych zintegrowanych na bazie wolnego handlu i globalnego podziału pracy.

4. Warto budować we wszystkich kręgach społecznych, w jakich się poruszamy, jak najbardziej kosmopolityczny nastrój, podkreślający moralną nieistotność wszelkich przynależności nie wynikających ze swobodnego wyboru, w tym na przykład przynależności etnicznych, i moralną uniwersalność zasad pokojowego międzyludzkiego współżycia, a także wynikające z niego gospodarcze korzyści. Trzeba pamiętać, że prawdopodobnie to właśnie instynktowne przypisywanie moralnego znaczenia przynależnościom etnicznym jest główną siłą napędową opresyjnych tworów politycznych zwanych państwami narodowymi, wraz z większością zachodzących między nimi konfliktów zbrojnych. Oddelegowanie wszelkich sentymentów związanych z tymi przynależnościami do kategorii czysto estetycznych byłoby bardzo istotnym krokiem na drodze do uruchomienia opisywanych w poprzednim punkcie procesów decentralizacyjnych i secesyjnych wraz ze wszystkimi ich pozytywnymi skutkami.

5. Warto wreszcie, w miarę czasu, chęci i możliwości, angażować się we wszelkiego rodzaju działalność charytatywną, filantropijną i ogólnie rzecz biorąc społeczną, zwłaszcza jeśli dzięki własnym talentom przedsiębiorczym jest się w stanie uczynić tę działalność naprawdę skuteczną. Tego rodzaju przedsięwzięcia stanowią zawsze wymowny sygnał dla szerszej społeczności, że efektywna pomoc potrzebującym ma swoje źródło nie w woli władzy politycznej, tylko w oddolnych staraniach wolnych jednostek i ich dobrowolnych zrzeszeń, których filantropijna inicjatywa nie ginie nawet w warunkach konfiskaty przez wspomnianą władzę polityczną znacznej części dostępnych im zasobów. Innymi słowy, jest to sygnał świadczący o tym, że konsekwentne zmniejszanie wpływów władzy nie tylko zwiększa zakres wolności działania, ale też zakres naturalnej konsekwencji tej wolności, jaką jest autentyczna dobroczynność.

Konsekwentne wdrażanie powyższych sposobów działania na rzecz wolności, składających się na ewolucyjny proces postępu technologicznego, rozwoju wolnej przedsiębiorczości, upowszechniania się dostępu do wolnej wiedzy i coraz ściślejszego przenikania się kultur, powinno w dłuższej perspektywie doprowadzić ludzkość do odrzucenia przynajmniej części najbardziej irracjonalnych i niszczycielskich elementów swojego historycznego dziedzictwa, których najlepiej zorganizowanym i najbardziej szkodliwym przejawem jest właśnie etatyzm. Należy żywić nadzieję, że zwolennikom wolności nie zabraknie cierpliwości i determinacji w dążeniu do tego celu.

Saturday, August 16, 2014

Non-Excludability, Externalities, and Entrepreneurship – An Overview of the Austrian Theory of Common Goods

According to the neoclassical economic theory, common goods would be underproduced by the market in the absence of a monopoly of force capable of coercing every able member of society to contribute to their provision. By applying both the methodological tools developed by the Austrian School of Economics and the tools used to investigate the institutional robustness of various systems of political economy, I shall argue, first, that the neoclassical characteristics of common goods are based on a number of false assumptions or unacceptable oversimplifications, and second, that even if they were correct as stated, they would not establish the desirability of the existence of a monopoly of force.

[Read More]

Thursday, August 14, 2014

Dziesięć powodów, dla których etatyzm jest niemal powszechnie akceptowany i krótka uwaga na temat tego, dlaczego warto je znać

Nie wydaje się przesadą stwierdzenie, że niemal cały dzisiejszy świat znajduje się pod kontrolą etatyzmu. W związku z tym zadanie stojące przed zwolennikami wolności jest wyjątkowo trudne i złożone. Jako że kształt rzeczywistości społecznej jest ostatecznie zależny od popularności konkretnych idei, osłabienie wpływu jakiejkolwiek doktryny wymaga wcześniejszego zrozumienia powodów, dla których jest ona czynnie wspierana albo przynajmniej biernie akceptowana. Tym samym skuteczne przeciwstawianie się etatyzmowi wymaga zrozumienia powodów, dla których społeczeństwa świata wspierają albo przynajmniej akceptują istnienie monopolistycznych aparatów agresji, przemocy i przymusu. Poniżej znajduje się krótka lista czynników, które wydają się być w tym kontekście najważniejsze:

1. Intelektualna propaganda. Zetatyzowany system edukacji jest bardzo płodny w zakresie tworzenia domniemanych uzasadnień dla siłowej kontroli społeczeństwa, takich jak teoria umowy społecznej, teoria dóbr publicznych, teoria niedoskonałości rynkowych, różnorakie teorie „prawa pozytywnego”, doktryna władzy z boskiego nadania, itp. Dla osób nie będących intelektualistami, tego rodzaju propagandowe twory często wydają się poważnymi, racjonalnymi uzasadnieniami dla podporządkowania się dyktatom terytorialnych monopoli przemocy. Dla intelektualistów z kolei, nawet tych zdających sobie sprawę z logicznych sprzeczności zawartych w powyższych konstrukcjach, ich akceptacja i promocja stanowi często jeden z najbezpieczniejszych sposobów na zapewnienie sobie trwałej, lukratywnej i wpływowej pozycji zawodowej.

2. Emocjonalna propaganda. Osoby uznające, że ich życie jest monotonne i nudne, często wypełniają je śledzeniem działań rozmaitych celebrytów. Etatyści skrzętnie wykorzystują ten fakt, przywiązując emocjonalnie ludzi do tzw. „osób publicznych” poprzez nadawanie jak największego rozgłosu życiu polityków, biurokratów i innych wysoko postawionych przedstawicieli aparatów zinstytucjonalizowanej przemocy. W rezultacie większość kontrolowanych przez nich osób pada ofiarą wielkoskalowej wersji syndromu sztokholmskiego, czując sympatię wobec swoich ciemiężców, nawet wtedy, gdy nie należą do ich bezpośredniej klienteli wyborczej.

3. Samooszukiwanie. Naturalnym wydaje się przypuszczenie, że dla większości przyzwoitych, zdroworozsądkowych osób uświadomienie sobie, że jest się systematycznie ograbianym i straszonym przemocą w razie nieposłuszeństwa byłoby rzeczą psychologicznie nieznośną. Jako że to właśnie ma miejsce w etatyzmie, naturalnym psychologicznym mechanizmem samoobronnym dla takich osób jest oszukiwanie samych siebie poprzez próby usprawiedliwiania regularnie dokonywanych wobec nich niegodziwości. Stąd rodzi się akceptacja dla podwójnej moralności, na jakiej musi się opierać każde rozróżnienie na rządzących i rządzonych.

4. Ignorancja. Smutnym świadectwem poziomu intelektualnej przenikliwości większej części rasy ludzkiej jest to, że zasadniczo etatyzm jest w stanie rozkwitać nawet bez dodatkowego wsparcia ze strony intelektualnej propagandy wspomnianej w punkcie pierwszym. Jak zauważyli Bastiat i Hazlitt, skupienie się wyłącznie na krótkoterminowych konsekwencjach danego działania, bądź wyłącznie na jego konsekwencjach dla danej grupy, jest często wystarczające dla akceptacji poglądu, jakoby aparat instytucjonalizowanej przemocy był w stanie wytworzyć dobrobyt dla jednych bez jednoczesnego niszczenia dobrobytu innych.

5. Strach. Ten czynnik można rozumieć w dwojaki sposób. Z jednej strony mowa w tym kontekście o strachu związanym z braniem odpowiedzialności za własne życie i jego kształt, którego kulminacją jest przekonanie, że warto mieć na podorędziu możliwość skorzystania z usług instytucji zdolnej do siłowego przerzucenia tej odpowiedzialność na innych. Z drugiej strony mowa tu o bardziej ogólnym horror vacui – strachu przed samodzielnym myśleniem i działaniem, czy też przed życiem w świecie wolnym od jakiejkolwiek ostatecznej siły dyscyplinującej, której finalnym, autorytatywnym argumentem jest możliwość podporządkowania sobie krnąbrnej rzeczywistości przy pomocy zalegalizowanej (bądź nawet uświęconej) przemocy.

6. Lenistwo. Posługując się zaproponowanym przez Oppenheimera rozróżnieniem na środki ekonomiczne i środki polityczne, można łatwo zauważyć, że – w ramach gromadzenia środków na życie – używanie tych pierwszych jest przeważnie czasochłonne i pracochłonne, podczas gdy używanie tych drugich – przynajmniej wtedy, kiedy do dyspozycji mamy aparat zinstytucjonalizowanej przemocy – przebiega stosunkowo szybko i opiera się na zasadzie natychmiastowej gratyfikacji. Współczesna socjaldemokracja ucieleśnia redystrybucyjną funkcję środków politycznych. Jeśli ktoś może zagłosować za przywłaszczeniem sobie cudzych zasobów, zamiast być zmuszonym do ich zdobywania na drodze dobrowolnej wymiany rzadkich dóbr, dlaczego miałby – przy braku jakichkolwiek hamujących skrupułów – nie skorzystać z tego rodzaju możliwości?

7. Zazdrość. Egalitarystyczna ideologia współczesnego etatyzmu, oparta na siłowym roszczeniu, aby strumień politycznie redystrybuowanych dóbr płynął w kierunku tych, którzy nie zrobili nic, by zasłużyć na ich otrzymanie, jest niezwykle użyteczna w zakresie kanalizowania zazdrości i resentymentu, a tym samym wzmacniania systemu, który instytucjonalizuje te niskie instynkty. W przeciwieństwie do merytokracji, której rezultaty powstają na bazie dobrowolnych interakcji międzyludzkich, egalitaryzm musi wejść w sojusz z etatyzmem, aby osiągnąć swoje powodowane zazdrością cele. A jako że zazdrość jest niestety bardzo powszechną cechą, nie powinien zaskakiwać generowany przez nią poziom aprobaty dla monopolizacji i centralizacji przemocy.

8. Żądza władzy. Być może istnieją dobre ewolucyjne argumenty dla stwierdzenia, że istoty ludzkie są z natury skłonne do prób wzajemnej dominacji. Być może dostrzeganie, że inni cieszą się wyższym poziomem życia i w konsekwencji mają większe szanse na przekazanie swoich genów w przyszłość, tworzy w wielu instynktowną chęć zdobycia podobnych możliwości w najbardziej dogodny sposób, nawet jeśli oznacza to siłowe zawłaszczenie cudzych zasobów. Jakakolwiek jest w tym kontekście prawda, nie powinniśmy zapominać, że można z powodzeniem argumentować, iż racjonalna moralność jest właśnie narzędziem umożliwiającym nam pozbywanie się co bardziej etycznie wątpliwych elementów naszego ewolucyjnego dziedzictwa.

9. Przyzwyczajenie. Etatyzm i jego niszczycielskie następstwa – wojny, niewolnictwo, wywłaszczenia i intelektualna deprawacja – okazały się nadzwyczaj odporne, żywotne i długotrwałe. W konsekwencji dość łatwym stało się dla etatystów opisywanie tych zjawisk jako historycznych, cywilizacyjnych czy nawet metafizycznych konieczności. Ponadto, relatywna trwałość terytorialnych monopoli przemocy umożliwiła ich rządcom i pracownikom przedstawianie nieetatystycznych rozwiązań społecznych jako w najlepszym razie radykalną i ryzykowną niewiadomą, a w najgorszym razie system nieuchronnie dążący do niekończącego się konfliktu każdego z każdym. W takich warunkach przekonanie się do skuteczności woluntarystycznych alternatyw, a co dopiero praca nad ich wdrożeniem, stają się tym trudniejsze.

10. Rezygnacja. Ostatecznym celem etatyzmu jest wprowadzenie każdego w stan pasywności i letargicznej bezczynności w kontekście podejmowania jakichkolwiek wysiłków zmierzających ku zrzuceniu z siebie jarzma klas pasożytniczych. Cel ten najlepiej odzwierciedla popularyzacja znanego sloganu o podatkach i śmierci. Tam, gdzie zostanie on osiągnięty, nawet ci, którzy nie są przekonani na gruncie intelektualnym co do moralnej bądź ekonomicznej konieczności istnienia monopolistycznych aparatów przemocy, postanawiają pogodzić się z rzekomym faktem, iż ich wątpliwości i obiekcje w tym zakresie nie mają i nie będą mieć najmniejszego wpływu na kształt obowiązujących ustaleń społecznych, ani dzisiaj, ani kiedykolwiek w przyszłości.

Zidentyfikowawszy powyższe czynniki, zwolennicy wolności powinni być w stanie realizować swoje cele ze znacznie większą skutecznością. Jak zostało wspomniane na wstępie, rzeczywistość społeczna jest ostatecznie kształtowana przez wpływ konkretnych idei. Wskazanie najbardziej powszechnie szkodliwych spośród nich powinno znacznie ułatwić zwolennikom wolności przeciwdziałanie ich przejawom i efektywne zwalczanie przyczyn ich popularności.

Wednesday, August 13, 2014

Nonrivalness, Subjectivity and Capital – An Overview of the Austrian Theory of Club Goods

According to neoclassical economic theory, club goods would be underproduced by the market in the absence of a monopoly of force capable of coercing every able member of society to contribute to their provision. By applying both the methodological tools developed by the Austrian School of Economics and the tools used to investigate the institutional robustness of various systems of political economy, I shall argue, first, that the neoclassical characteristics of club goods are based on a number of false assumptions or unacceptable oversimplifications, and second, that even if they were correct as stated, they would not establish the desirability of the existence of a monopoly of force due to the existence of a more efficient, purely market-based alternative. Then I shall apply the results of my argument to the issue of the provision of law and defense, which appears to lend itself particularly well to being a promising case study in this context.

[Read More]

Tuesday, August 12, 2014

Wolność osobista a sprawy kulturowe i obyczajowe

Organizacje zajmujące się krzewieniem szacunku dla wolności osobistej nie powinny wikłać się w popieranie bądź potępianie jakichkolwiek kwestii natury czysto kulturowej czy obyczajowej. Tego rodzaju uwikłanie niemal zawsze grozi 1) zniechęceniem do siebie osób i organizacji, którym bliska jest idea wolności osobistej, ale którym obce są pewne poglądy obyczajowe 2) przyciągnięciem ku sobie osób i organizacji, którym bliskie są pewne poglądy obyczajowe, ale którym obca jest idea wolności osobistej 3) zaciemnieniem niezwykle istotnego faktu, że cały urok i unikatowość wolności osobistej zawiera się w tym, że szacunek wobec niej pozwala na pokojowe współżycie i pokojową współpracę osób o różnych, a czasem nawet przeciwstawnych poglądach obyczajowych.

Monday, August 11, 2014

O jedynym prawdziwym dobru publicznym

Wolny rynek jest jedynym prawdziwym dobrem publicznym, gdyż, będąc sumą dobrowolnych transakcji międzyludzkich, jest on jedynym dobrem, którego powstanie i istnienie spełnia kryterium ściśle jednomyślnej, a tym samym autentycznie publicznej akceptacji.

Saturday, August 9, 2014

Trudności przyjmowania postawy libertariańskiej

Przyjęcie postawy libertariańskiej wymaga odporności na syndrom sztokholmski, odporności na libido dominandi, rozumienia pojęcia kosztów alternatywnych, myślenia w kategoriach niebezpośrednich, odległych i niezamierzonych konsekwencji, umiejętności uniwersalizacji reguł etycznych, i świadomego odrzucenia wszelkich form trybalizmu. Z czego wszystkie te cechy występują rzadko i są niezgodne z naszymi instynktownymi intuicjami.

Przyjęcie postawy etatystycznej wymaga podatności na syndrom sztokholmski, instynktownego posłuszeństwa wobec władzy, skupiania się przede wszystkim albo wyłącznie na tym, co widać w danej chwili, wiary w to, że intencje można stosunkowo łatwo przełożyć na pożądane konsekwencje, nieumiejętności poświęcenia wąsko rozumianego interesu własnego na rzecz moralności, i instynktownej akceptacji wszelkiego rodzaju tożsamości plemiennych. Z czego wszystkie te cechy są niemal uniwersalne i głęboko zakorzenione w naszym ewolucyjnym dziedzictwie.

W związku z powyższym sądzę, że intelektualne zmaganie libertarianizmu z etatyzmem jest przede wszystkim zmaganiem między niewygodną refleksją a wygodnym przyzwyczajeniem. Uczestnicząc więc w tym zmaganiu po stronie libertarianizmu, nie powinno się oczekiwać nagłych społecznych przeobrażeń, ale cierpliwie ufać w siłę rosnącej wiedzy i kulturowej ewolucji.

Wednesday, August 6, 2014

O różnych uzasadnieniach libertarianizmu

Wydaje się, że polskie środowisko libertariańskie jest dość mocno zaksjomatyzowane (a la Rothbard i Spooner). Sam lubię tego rodzaju racjonalistyczno-prawnonaturalne uzasadnienia teorii etycznych, ale myślę, że warto zawsze w tym kontekście pamiętać, że dla libertarianizmu istnieją też uzasadnienia m.in. utylitarne (Friedman junior i oczywiście sam Mises), eudajmonistyczne (Roderick Long), czy intuicjonistyczne (Michael Huemer). I co najważniejsze - nie są to stojące wobec siebie w opozycji konkurencyjne alternatywy, tylko stanowiska wzajemnie się uzupełniające i wzmacniające - ich wnioski są takie same, ale wiodące do nich różne drogi można ze sobą zestawić.

Innymi słowy - łamiący zasadę nieagresji nie tylko naruszają prawo naturalne i wikłają się w sprzeczności performatywne, ale też 1) uniemożliwiają bądź utrudniają jak największe bogacenie się wszystkich warstw społeczeństwa, 2) uniemożliwiają rozwój pozytywnych przymiotów charakteru (roztropność, sprawiedliwość, dobroczynność, itd.), a tym samym realizację klasycznie (arystotelesowsko) rozumianego szczęścia, i 3) działają wbrew najbardziej elementarnym intuicjom moralnym większości ludzi, odstępstwa od których najłatwiej wyjaśniać na bazie różnych iluzorycznych racjonalizacji, takich jak syndrom sztokholmski.

Myślę, że warto o tym pamiętać zwłaszcza w kontekście dyskusji z tymi, dla których uzasadnienia aksjomatyczne i prawnonaturalne okazują się zbyt abstrakcyjne i niezrozumiałe, albo zbyt filozoficznie kontrowersyjne.

Demokracja a monarchia, czyli wybór między dżumą a cholerą

W pewnej części szeroko rozumianych polskich środowisk okołowolnościowych pokutuje wciąż przekonanie, że - z dwojga złego - w kontekście tworzenia atmosfery sprzyjającej swobodzie działania monarchia dziedziczna wypada stosunkowo korzystniej w porównaniu do demokracji (na ogół pojawia się w tym kontekście przykład Liechtensteinu).

Jest to opinia niebezpodstawna - najczęściej opiera się ona na argumencie z preferencji czasowej, mówiącym, że monarcha, w przeciwieństwie do demokratycznego zarządcy, ma możliwość poświęcania doraźnego przychodu podatkowego na rzecz zwiększania wartości kapitałowej posiadanych przez siebie aktywów (w tym monopolistycznego przywileju ściągania danin), co stwarza pewną szansę na to, że będzie on eksploatował kontrolowane przez siebie społeczeństwo w stopniu stosunkowo mniejszym niż demokratyczny zarządca, tym samym zachowując się nie jak krótkowzroczny pirat korporacyjny, tylko jak dalekowzroczny inwestor.

Jakkolwiek jest to argument spójny i logiczny, większość używających go osób - być może w ramach naturalnego, przekornego sprzeciwu wobec świeckiego bożka współczesności, jakim jest demokracja - nie dostrzega, że istnieją równie spójne i logiczne argumenty na rzecz konkluzji przeciwnej. Jeden z nich mówi np., że jako że monarcha ze swoją świtą jest przeważnie tańszy w utrzymaniu niż rozdęta demokratyczna biurokracja, tego pierwszego są w stanie zaspokoić daniny zbierane od członków nawet bardzo gospodarczo zacofanego społeczeństwa - innymi słowy, w przeciwieństwie do przedstawicieli demokratycznej biurokracji, to właśnie on może nie mieć żadnego ekonomicznie uzasadnionego powodu, żeby eksploatować społeczeństwo w na tyle niewielkim stopniu, by umożliwić mu stosunkowo swobodny rozwój i bogacenie się. Ponadto monarcha ma w stosunku do demokratycznych zarządców więcej do stracenia w przypadku wykształcenia się w społeczeństwie silnej klasy średniej, która - ośmielona swoją rosnącą zamożnością - mogłaby zażądać współudziału we władzy, a tym samym faktycznej likwidacji większości monarchicznych przywilejów.

Powyższe argumenty nie tyle dowodzą, że w omawianym kontekście to jednak demokracja pozostaje mniejszym złem, co sugerują, że spór o to, który z wyżej wymienionych etatystycznych ustrojów jest stosunkowo mniej szkodliwy dla wolności działania jest sporem jałowym w odniesieniu do kwestii tego, jak w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu poszerzać zakres tej wolności. Innymi słowy, praktyczne działania mające na celu zmniejszanie (i docelową eliminację) etatyzmu nie powinny zakładać, że zamiana jednego rodzaju etatyzmu na inny jego rodzaj w sposób logicznie konieczny zmniejszanie to ułatwią.

PS. W podobnym duchu kilkukrotnie wypowiadał się już w tym temacie Jacek Sierpiński, myślę jednak, że warto od czasu do czasu do niego wracać, bo dość triumfalistyczne, a nie do końca w swoim triumfalizmie przemyślane inklinacje promonarchistyczne są wciąż w pewnej części szeroko rozumianych polskich środowisk okołowolnościowych obecne.

Monday, August 4, 2014

O prywatnej dobroczynności i "pomocy społecznej"

W dobrowolnym systemie prywatnej dobroczynności:

1. Produktywni i bogaci są jeszcze bogatsi, a więc mogą przeznaczyć na dobroczynność więcej zasobów.

2. Produktywni, ale ubodzy też są bogatsi, a więc w mniejszym stopniu korzystają z dobroczynności, tym samym pozostawiając więcej zasobów dla mimowolnie nieproduktywnych i ubogich.

3. Wszystkie produktywne jednostki, będąc w stanie zachować dla siebie całość owoców swojej pracy, a tym samym czując, że ich wolność i godność są autentycznie respektowane, mają nie tylko środki, ale też, co ważniejsze, autentyczną motywację do tego, żeby angażować się w dobroczynność.

4. Dobrowolnie nieproduktywni i ubodzy, wiedząc, że nie mają prawa żyć cudzym kosztem, mają silną motywację do tego, żeby dołączyć do produktywnych, tym samym pozostawiając więcej zasobów dla mimowolnie nieproduktywnych i ubogich.

Podsumowując, w dobrowolnym systemie prywatnej dobroczynności jest mniej ubóstwa, zarówno mimowolnego jak i dobrowolnego, oraz więcej środków do jego przezwyciężania.

W etatystycznym systemie "pomocy społecznej":

1. Produktywni i bogaci są ubożsi, a więc mogą przeznaczyć mniej zasobów na "pomoc społeczną", a co dopiero na prywatną dobroczynność.

2. Produktywni, ale ubodzy są jeszcze ubożsi, a więc w większym stopniu korzystają z "pomocy społecznej", tym samym pozostawiając mniej zasobów dla mimowolnie nieproduktywnych i ubogich.

3. Wszystkie produktywne jednostki, będąc regularnie wywłaszczanymi z dużej części owoców swojej pracy, a tym samym czując, że są traktowane jak niewolnicy albo dojne krowy, nie mają nie tylko niemal żadnych środków, ale też, co ważniejsze, niemal żadnej motywacji do tego, żeby utrzymywać system "pomocy społecznej", a co dopiero do tego, żeby angażować się w prywatną dobroczynność, w skrajnych zaś przypadkach nawet do tego, żeby pozostawać produktywnymi.

4. Dobrowolnie nieproduktywni i ubodzy, wierząc, że mają prawo żyć cudzym kosztem, mają silną motywację do tego, żeby pozostawać nieproduktywnymi, tym samym pozostawiając mniej zasobów dla mimowolnie nieproduktywnych i ubogich.

Podsumowując, w etatystycznym systemie "pomocy społecznej" jest więcej ubóstwa, zarówno mimowolnego jak i dobrowolnego, oraz mniej środków do jego przezwyciężania.

Wybierz rozsądnie.

Sunday, August 3, 2014

Libertarianizm, Komunizm i Realizm

Niektórzy uważają, że istnieje analogia między komunistami twierdzącymi, że "prawdziwy komunizm" nie zdegenerowałby się w sowiecki totalitaryzm a libertarianami twierdzącymi, że "prawdziwy wolnorynkowy libertarianizm" nie zdegenerowałby się w korporacyjny etatyzm, analogia rzekomo ukazująca, iż obie wyżej wymienione grupy mają równie nierealistyczne oczekiwania.

W rzeczywistości istnieje jednak zasadnicza różnica między twierdzeniami obu tych grup. "Prawdziwy komunizm" rozumiany jako racjonalny gospodarczo porządek społeczny jest logiczną niemożliwością - formą społeczeństwa, w którym logicznie niemożliwe staje się przeprowadzenie alokacji dostępnych zasobów zgodnie z ich najbardziej wartościowymi zastosowaniami, co wynika ze zniknięcia rynkowego systemu cen odzwierciedlającego wybory suwerennych konsumentów i oczekiwania przedsiębiorców co do ich przyszłego kształtu. Tymczasem "prawdziwy wolnorynkowy libertarianizm" jest jedynie psychologicznie trudny do stworzenia - podobnie jak doprowadzenie do zniesienia niewolnictwa było trudne z uwagi na to, jak szeroką akceptacją cieszyła się ta instytucja, tak jeszcze trudniejsze jest przekonanie większości osób do odrzucenia syndromu sztokholmskiego i etnicznego trybalizmu, które podtrzymują przy życiu terytorialne monopole przemocy korumpujące przedsiębiorców subsydiami, monopolistycznymi przywilejami, opartą na pustym pieniądzu ekspansją kredytową, itp.

Innymi słowy, próby stworzenia "prawdziwego komunizmu" są jak próby dokonania kwadratury koła - są one oparte nie tylko na nierealistycznych oczekiwaniach, ale również na fundamentalnych błędach logicznych. Tymczasem próby stworzenia "prawdziwego wolnorynkowego libertarianizmu" to tylko i aż próby znacznego zwiększenia wiedzy ekonomicznej i świadomości moralnej większości osób. Mowa tu więc o różnicy między trudnością a niemożliwością, a jest to w tym kontekście różnica naprawdę istotna.

Wednesday, July 30, 2014

Kilka uwag o stabilności libertariańskiej anarchii

Ci, którzy uważają, że stan libertariańskiej anarchii musi doprowadzić do konfliktu o władzę pomiędzy zbrojnymi gangami popełniają błąd traktowania libertariańskiej anarchii jako "bezpaństwowego etatyzmu", tzn. sytuacji, w której terytorialny monopol przemocy znika, ale wszystko inne, włącznie z mentalnością, która legitymizuje jego istnienie, pozostaje bez zmian.

Praktycznie każdy teoretyk libertariańskiego anarchizmu twierdzi natomiast, że skuteczne i trwałe zniknięcie terytorialnych monopoli przemocy i wszystkich powiązanych z nimi szkodliwych zjawisk może nastąpić wyłącznie wtedy, gdy etatyzm - światopogląd legitymizujący, a często wręcz gloryfikujący istnienie tychże monopoli - stanie się wystarczająco niepopularny.

Warto wyobrazić sobie "abolicję bez abolicjonizmu" jako analogiczny scenariusz, w ramach którego obalenie dotychczasowych posiadaczy niewolników natychmiast skutkuje pojawieniem się kandydatów na ich następców, konkurujących między sobą o kontrolę nad świeżo uwolnionymi byłymi niewolnikami. Następnie warto zastanowić się, czym ten scenariusz różni się od tego, który miał miejsce w historii - tzn. od tego, w ramach którego szeroko rozpowszechniona akceptacja dla abolicjonizmu została słusznie uznana za warunek konieczny skutecznego i trwałego zniesienia niewolnictwa.

Podsumowując, teoretycy libertariańskiego anarchizmu zdają sobie w pełni sprawę z przyrodzonej niestabilności bezpaństwowego etatyzmu (zwanego również "upadłą państwowością"), ale jednocześnie są oni jedynymi osobami świadomymi faktu, iż bezpaństwowy libertarianizm (antyetatyzm) jest stanem rzeczy jakościowo całkowicie odmiennym, zwłaszcza pod względem stabilności.

Sunday, July 6, 2014

Non-aggression, Libertarianism, and Definitions

Some claim that NAP (the non-aggression principle) cannot be used as a grounding for the libertarian ethic, since it begs the question in favor of libertarianism by defining aggression in accordance with libertarian preconceptions.

This is incorrect. NAP presupposes the notion of aggression that is not libertarian, but commonsensical. Since definitions of everyday concepts can be debated endlessly, the most intellectually respectable thing to do in this context is to follow the Wittgensteinian dictum "meaning is use" and accept their most mundane, everyday definitions (provided that they are sufficiently unambiguous) rather than, say, sophistically conflate them with definitions of related concepts. Isaiah Berlin understood this well when he wrote: "Everything is what it is: liberty is liberty, not equality or fairness or justice or culture, or human happiness or a quiet conscience".

"Aggression" belongs to the category of such mundane concepts - it is not a piece of abstruse philosophical jargon, but a basic term readily understable to laypeople as the initiation of physical force against persons and property. Whenever one wishes to detach the concept of aggression from its inherently physical connotations, one has to qualify it with an adjective, as in "verbal" or "psychological aggression". In this sense it is similar to the concept of justice, which is typically intuitively understood as "equality before the law", but which, as Hayek understood all too well, loses all clarity and comprehensibility when qualified with the adjective "social".

Having understood the above, it is then not difficult to appreciate the common-sense appeal of libertarian arguments grounded in NAP, regardless of whether one agrees with their finer philosophical details. In other words, regardless of whether one agrees that aggression is wrong because it is a violation of human nature (whose defining characteristic is the ability to act freely, an ability that cannot be exercised when hampered by physical force), or because it necessarily entangles the aggressor in a performative contradiction, it is then not difficult to appreciate the moral plausibility of the presumption against aggression, and, by the same token, the moral plausibility of the presumption for libertarian freedom.

Wednesday, June 25, 2014

Omnibenevolence, Omniscience, and the Inherent Failure of Interventionism

One often encounters the following concession on the part of the proponents of the free market to the proponents of state interventionism: the free market is more effective than any form of state interventionism because 1) its efficiency-inducing incentive structure does not depend on the benevolence of its participants, and 2) it is particularly suited to aggregating decentralized and tacit information in a speedy and comprehensive manner. If, however, state officials were omnibenevolent and omniscient, then state interventionism would be the superior alternative.

I never understood the point of making this concession, as it seems to me to be completely unnecessary, and in fact plain wrong. This is because 1) if state officials were omnibenevolent and omniscient, then they would most likely know how to employ voluntary means to convince everyone else to follow and implement their plans, but in this case they would not be state officials any more, since they would no longer rely on monopolized violence to put their will into action, and 2) if they knew that there are no voluntary means that can be employed to convince everyone else to follow and implement their plans, then - their omnibenevolence and omniscience notwithstanding - coercive imposition of these plans on others would still be Pareto-inferior, since it would be contrary to the latter's subjective values and preferences.

In sum, the free market would be superior in terms of efficiency to any form of state interventionism even if state officials were omnibenevolent and omniscient - no concessions to the proponents of "correcting" the market by means of monopolized violence are needed, regardless of what moral and intellectual qualities its wielders might hypothetically possess.