Wednesday, January 31, 2018

Wolność słowa, jakość słowa i ideologiczny szum

W dobie Internetu wolność słowa jest nieusuwalnym faktem. Nie oznacza to, że ktoś, kto jest wyjątkowo nieostrożny w formułowaniu wyjątkowo prowokacyjnych opinii, nie może czasem stać się kozłem ofiarnym, na którym skupi się szczególna uwaga któregoś z monopolistycznych aparatów opresji, ale oznacza to, że każdy pogląd, który ktoś chce wyrazić, może zostać wyrażony, dostrzeżony i zapamiętany. Wynika z tego między innymi, że w dobie Internetu każdy członek tzw. klasy rządzącej może być bezustannie i bezpardonowo wyszydzany, a każdy ideologiczny fetysz bezustannie i bezpardonowo mieszany z błotem.

Ci, którzy aspirują do bycia członkami tzw. klasy rządzącej i do wykorzystywania tego rodzaju ideologicznych fetyszy w celu bałamucenia społeczeństwa, na ogół zdają sobie z powyższego sprawę. W związku z tym ich obecnym głównym celem w sferze propagandy nie jest uprawianie realnej ideologicznej cenzury - bo to jest rzecz dziś niemożliwa - ale wciąganie jak najszerszych grup społecznych w bezproduktywne, intelektualnie wyjaławiające połajanki na tzw. mediach społecznościowych, uprawiane rzekomo w celu "obrony honoru" wspomnianych wyżej fetyszy i ich politycznych chwalców. W ten sposób nie tyle zamyka się usta wyrazicielom politycznie niewygodnych opinii - np. opinii konsekwentnie libertariańskich i anty-trybalistycznych - co sprawia się, że owe opinie toną w permanentnym trybalistycznym rozemocjonowaniu i rozwrzeszczeniu, co skutecznie neutralizuje jakikolwiek ich odbiór.

Innymi słowy, wyraziciele tego rodzaju opinii nie mogą dziś poprzestać wyłącznie na podkreślaniu wagi wolności słowa, ani też na używaniu owej wolności w celu regularnego przekłuwania ideologicznych balonów nadmuchiwanych przez tzw. klasę rządzącą. Muszą oni również podkreślać, że wolność słowa - jak każda inna wolność - jest wyjątkowo cenną wartością, która, aby taką pozostała, musi być używana w sposób wstrzemięźliwy, precyzyjny i umiejętny, niedający się absorbować politycznej pianie ani kulturowemu infantylizmowi. Jeśli bowiem będzie się marnotrawiło jej potencjał, a nie wykorzystywało go w jakościowo najlepszy sposób, to szybko się okaże, że tego rodzaju marnotrawstwo służy wrogom wolności słowa - i każdej innej wolności - niewiele gorzej niż represyjna cenzura. Podsumowując, należy pamiętać, że wolność słowa - jak każda inna wolność - szybko traci swoją intelektualną, moralną i duchową siłę, jeśli nie towarzyszy jej stosowna odpowiedzialność. Pamiętając zaś o tym, i chcąc dbać o jakość swojej wolności, należy konsekwentnie dążyć do tego, aby ową odpowiedzialność w sobie wykształcić.

Monday, January 22, 2018

Polilogizm, neomarksizm i "postmodernizm"

Choć należę do osób sceptycznych wobec opinii, jakoby jungowski psycholog Peterson stanowił wielkie intelektualne objawienie, w jego publicznej działalności doceniam zwłaszcza konsekwentne podkreślanie faktu, że tzw. postmodernizm nie jest żadną powściągliwie agnostyczną odpowiedzią na XX-wieczne totalitaryzmy z ich rzekomym monopolem na prawdę, ale ideologiczną przykrywką dla neomarksizmu. Innymi słowy, tak jak klasyczny marksizm służył realizacji zasady "dziel i rządź" poprzez wzniecanie zbiorowych nienawiści wynikających z domniemanych "konfliktów klasowych", tak neomarksizm realizuje tę samą zasadę w dokładnie ten sam sposób, z tą jedynie różnicą, że "konflikty klasowe" zastępuje "konfliktami tożsamościowymi", gdzie "postmodernistyczny" pensjonarski nihilizm stanowi pretekst do wymyślania nieskończonej liczby choćby najbardziej absurdalnych tożsamości, fakt posiadania których ma dawać każdemu prawo do czucia się ofiarą "systemowej dyskryminacji", skonfliktowaną z reprezentantami "tożsamości społecznie dominujących".

Powyższy zasadniczy związek między neomarksizmem a "postmodernizmem" nie powinien zaskakiwać żadnego uważnego czytelnika dzieł Ludwiga von Misesa, który konsekwentnie podkreślał, że fundamentem marksizmu jest immanentnie nihilistyczna koncepcja polilogizmu - tzn. koncepcja, jakoby różne grupy osób posługiwały się różnymi, wzajemnie sprzecznymi rodzajami logiki, co z definicji musi czynić konflikt fundamentem wszelkich relacji międzygrupowych. Mises zaznacza przy tym, że nie należy myśleć o marksistowskim polilogizmie jako o pojęciu nacechowanym wyłącznie ekonomicznie - każdy pretekst do wzniecania wzajemnie skonfliktowanych zbiorowych nienawiści jest politycznie pożądany, jeśli tylko może posłużyć kontrolowaniu społeczeństwa zgodnie z zasadą "dziel i rządź". Neomarksizm jest jednak w tym sensie bardziej ekspansywny od marksizmu klasycznego, że o ile ten drugi twierdzi, iż linie konfliktów klasowych są ustalone obiektywnie (a kto owe ustalenia kwestionuje, ten jest "wrogiem klasowym" albo ofiarą "fałszywej świadomości"), o tyle ten pierwszy twierdzi, że mogą one przebiegać wszędzie, a każda świadomość (i każda związana z nią tożsamość) skłonna, by je mnożyć, jest ideologicznie słuszna.

Podsumowując, o ile ekonomia w duchu Misesa okazała się kluczowa dla zdyskredytowania klasycznego marksizmu i złamania jego władzy, o tyle obnażenie i pokonanie jego kulturowo-tożsamościowej wersji może wymagać intensywnego rozwoju i upowszechniania szerzej rozumianej wiedzy prakseologicznej - tzn. wiedzy podkreślającej fakt, że istnieje obiektywna logiczna struktura ludzkiego działania, która tyczy się nie tylko jego ekonomicznych aspektów, ale też szerzej rozumianej sfery kultury i tożsamości. Innymi słowy, tak jak istnieją pewne immanentnie nielogiczne wizje funkcjonowania gospodarki (do których należy wizja oparta na marksistowsko rozumianych "konfliktach klasowych"), tak istnieją również immanentnie nielogiczne wizje funkcjonowania relacji obyczajowych (do których należy wizja oparta na neomarksistowsko rozumianych "konfliktach tożsamościowych") - jeśli ktoś np. w czysto subiektywny sposób definiuje swoją tożsamość, to w żaden logicznie uzasadniony sposób nie może on twierdzić, że jej lekceważenie przez innych stanowi obiektywny przejaw "dyskryminacji" czy "opresji", itd. Prakseologia ma więc znów do odegrania niezwykle doniosłą rolę, a od tego, czy odegra ją z sukcesem, może zależeć to, czy uda się ostatecznie zahamować proces ideologicznej dewastacji społeczeństwa.

Sunday, January 21, 2018

Wyzwolenie jest ostateczną formą ucieczki

Owszem, libertarianizm jest eskapistyczny. Z tym że, parafrazując Tolkiena, jest on eskapistyczny we właściwym sensie tego słowa - tzn. jest to filozofia zdrowej na umyśle osoby usiłującej uciec z zakładu dla obłąkanych. Wyzwolenie jest w istocie ostateczną formą ucieczki - i, jako takie, jest ono również ostateczną formą pokonania ciemiężcy bez używania jego własnej broni. Każda wolna osoba jest w kluczowym sensie skutecznym uciekinierem, i jest to forma skuteczności, której nie sposób przecenić - libertarianizm osiąga sukces nie wtedy, kiedy pokonani zostają nadzorcy niewolników, ale wtedy, kiedy cele niewolników stają się puste.

Tuesday, January 9, 2018

Racjonalność, racjonalizacja i libertarianizm

Jedną z dzisiejszych popularnonaukowych mód jest chętne powoływanie się na psychologiczne badania mające rzekomo wykazywać, że osądy moralne są w ostatecznym rachunku wyrazem emocjonalnych preferencji, a nie logicznego namysłu, i że argumenty etyczne są w związku z tym w większej mierze wyrazem racjonalizacji, niż racjonalności.

Moda ta nie jest niczym nowym, bo bardzo podobne hasła głosił kilkadziesiąt lat temu słusznie przebrzmiały dziś nurt "logicznego pozytywizmu" - nowe, albo przynajmniej stwarzające pozór nowości, jest w tym kontekście jedynie zakorzenienie owych haseł w rzekomych obserwacjach "psychologii eksperymentalnej" czy "nauk behawioralnych". Nowa zdaje się być jednak również powiązana z ową modą sugestia, jakoby akceptacja powyższej wizji moralności mogła służyć wolności osobistej, pokojowemu współistnieniu, dobrowolnej separacji i innym ideałom liberalnym oraz libertariańskim.

Sugestia ta zdaje się głosić, że jeśli skonfliktowane strony przekonają same siebie, że ich moralne dysputy polegają wyłącznie na przerzucaniu się wzajemnie przeciwstawnymi racjonalizacjami, to szybko dojdą do wniosku, że jedynym obopólnie satysfakcjonującym rozstrzygnięciem podobnych dysput jest pełna autonomia działań w indywidualnych prywatnych przestrzeniach i maksymalne zwiększenie zasięgu owych przestrzeni. Kluczowym powodem, dla którego jest to sugestia błędna, jest fakt, iż powyższa "racjonalizacyjna" wizja moralności jest niczym innym, jak kolejną odsłoną błędu genetycznego, na którym była oparta m.in. ideologia marksistowska.

Ściślej rzecz ujmując, tak samo jak z faktu, że pewien argument służy czyimś "klasowym interesom", nie wynika, że jest to argument błędny, z faktu, że pewien osąd moralny jest naturalnie zgodny z czyimś przyrodzonym temperamentem, nie wynika, że osąd ów nie zawiera w sobie logicznie wydedukowanej etycznej prawdy. Jeśli więc - zgodnie z "racjonalizacyjną" wizją moralności - argument na rzecz rozstrzygania moralnych sporów poprzez tworzenie autonomicznych prywatnych przestrzeni można domyślnie uznać za przejaw temperamentalnej preferencji i związanych z nią zabiegów racjonalizacyjnych, to oczywiście w żaden sposób nie wyda się on przekonujący tym, którzy mają temperamentalnie odmienne wizje rozstrzygania podobnych sporów - np. poprzez podporządkowanie wszystkich stron konfliktu monopolistycznemu aparatowi agresji.

Innymi słowy, na gruncie antyracjonalistycznej metaetyki nie zbuduje się racjonalnych praktyk rozstrzygania etycznych kwestii. Natomiast negatywne efekty działań racjonalizacyjnych - których istnienie i naturalny powab jest przecież rzeczą znaną od starożytności - zdoła się uśmierzyć nie w takim stopniu, w jakim uzna się je za fundament osądów moralnych, ale w takim stopniu, w jakim nauczy się je odróżniać od autentycznie racjonalnej moralnej argumentacji.

Podsumowując, szeroka akceptacja "racjonalizacyjnej" wizji moralności nie jest w stanie w żaden znaczący sposób sprzyjać szerokiej akceptacji dla wartości klasycznie liberalnych czy libertariańskich - filozofia oparta na tych wartościach, chcąc trwale zwiększać zasięg swojego oddziaływania, musi trzymać się świadomości, że, nomen omen, tylko prawda wyzwala. Mając zaś ową świadomość, musi ona tę prawdę w konsekwentnie dogłębny i przejrzysty jednocześnie sposób badać, opisywać i ilustrować.